Książka jest przedstawionym w sposób przystępny i syntetyczny portretem kardynała Lavigerie w momencie kiedy jego pasja dla misji i Afryki zaczęła nabierać konkretnych kształtów.
Wkrótce jednak nieprzewidziane wydarzenia wstrząsnęły dziełami arcybiskupa. Wojna francusko-pruska, klęska Francji, ogłoszenie Re¬publiki, wreszcie wydarzenia Komuny Paryskiej (marzec-maj 1871), wszystko to miało swoje konsekwencje również w Algierii. W kolonii zapanował okres anarchii i buntu. Dla arcybiskupa był to czas trudny. Środki na utrzymanie wszystkich jego przedsięwzięć, które napływały w większej części z Francji, praktycznie zmalały do zera. Nie pozostało mu nic poza setkami sierot. Na dodatek jeszcze musiał stawić czoło wzrastającej w Algierii fali antyklerykalizmu. Naszła go więc pokusa, by wszystko porzucić, włącznie z młodym zgromadzeniem Białych Ojców, które liczyło zaledwie dwa lata. Przywołał o. Charmetant, któ¬ry był rektorem małego seminarium, i starając się ukryć wzruszenie powiedział mu: "Polecam księdzu ogłosić wszystkim współbraciom, że zwalniam ich z wszelkich przyrzeczeń. Mogą rozjechać się od za¬raz. Jutro przyjdzie mi ksiądz zdać relację". Dorzucił jednak kilka słów wyjaśnienia, jakby się chciał usprawiedliwić: że „ze zubożałej Francji, zrujnowanej przez wojnę, nie otrzymamy złamanego grosza, ani teraz ani w najbliższej przyszłości. Cóż więc mogę uczynić?"
Nie widział innego rozwiązania, jak porzucić wszystkie plany, rozesłać księży, braci i siostry, a te sieroty, które zechcą, umieścić w domach na Malcie lub we Francji. Ojcowie jednak odmówili wyjazdu. Twierdzili, że skoro przetrzymali czas biedy, przetrzymają i czas nędzy. I tak się też stało. Był to czas trudny, bardzo trudny. Ale późnej przekonali się, jak bardzo te półtora roku umocniło ich powołanie.
Nie trzeba było zbyt długo czekać na owoce tej próby. Po roku, mimo wszystkich trudności, liczba podań o przyjęcie zaczęła rosnąć, tak że 18 października 1871 roku można było ponownie otworzyć nowicjat; liczba nowicjuszy wzrosła do dwudziestu. I chociaż środki finansowe nadal nie napływały, przynajmniej zwiększyła się odwaga. Lavigerie widział w rozwoju tych wypadków prawdziwy cud Bożej Opatrzności, jak napisał w jednym z listów: „Podsumowując, muszę powiedzieć, że ta krucha łódka, która niesie moje dzieci, była w czasie burzy przedmiotem szczególnej opieki nieba. Mimo wszystkich obaw i niebezpieczeństw, żadne z przedsięwzięć nie zostało porzucone, ani jeden z naszych domów nie został zamknięty".
Oczywiście, również i później nie zabrakło trudnych momentów, ale pod koniec roku 1874 Zgromadzenie Misjonarzy Afryki znajdo wało się już na właściwym torze, gotowe rozpocząć tę przygodę, która miała je zaprowadzić aż do serca Afryki. W sto lat po śmierci Założy¬ciela zgromadzenie to pracuje w dwudziestu dwóch krajach tego kontynentu.
Jakie były najbardziej oryginalne idee arcybp. Lavigerie, kiedy zakładał Zgromadzenie Misjonarzy Afryki.
Przede wszystkim mistyka św. Pawła: „być wszystkim dla wszystkich", czyli postawa z istoty swej wewnętrzna, która zakłada otwarcie, miłość i znajomość ludzi. Taka postawa musiała, rzecz jasna, przejawić się na zewnątrz. Lavigerie kładł wielki nacisk na ten podwójny aspekt duchowości, którą chciał zaszczepić swoim misjonarzom: trzeba wyjść do ludzi, przyjmując ich sposób życia, ich język i ich ubiór. W swoich wskazówkach powracał do tego bez końca. A ponieważ to zgromadzenie powstało w Algierii, jego członkowie przywdziali ubiór arabski. Była to nowość w Kościele XIX wieku.
Następna fundamentalna zasada: życie wspólnotowe. Misjonarze mieli się modlić, pracować i żyć we wspólnotach złożonych z co najmniej trzech członków. Tej reguły nie pozwolił nigdy poddawać pod dyskusję. Napisał więc w Konstytucji: „Należy raczej zrezygnować ze zgromadzenia, niż z tej podstawowej reguły". W okresach trudności, których nie brakowało, przede wszystkim na początku, doświadczenie potwierdziło mądrość takiej zasady.
Wreszcie arcybiskup Algieru życzył sobie prawdziwie międzyna¬rodowego charakteru tej misjonarskiej wspólnoty. Nie chodziło mu tylko o przyjmowanie kandydatów z różnych krajów, co już było praktyką wielu zgromadzeń; chodziło mu o międzynarodowy charakter u samych podstaw, czyli że jakąkolwiek wspólnotę miały współtworzyć osoby z różnych narodowości, l tak powinno być już od pierwszych dni formacji. Arcybiskup widział w tym świadectwo katolickości, czyli powszechności Kościoła. Nie należy zapominać, że w tym czasie między państwami europejskimi wzmagała się wielka rywalizacja o zagarnięcie takiej czy innej części Afryki.
Dla arcybp. Lavigerie misja Kościoła miała się dokonywać na zupełnie innej płaszczyźnie. Miała być ona „katolicką" nie tylko w celach, które chciała osiągnąć, ale także i w środkach. I ten aspekt powinien być widoczny. Dlatego tak bardzo nalegał na międzynarodowy charakter zgromadzenia.
W sto lat po śmierci Założyciela zgromadzenia Misjonarzy Afryki i Misjonarek Afryki zachowują nadal takie właściwości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.