Książka jest przedstawionym w sposób przystępny i syntetyczny portretem kardynała Lavigerie w momencie kiedy jego pasja dla misji i Afryki zaczęła nabierać konkretnych kształtów.
Dla formacji tych młodych ludzi potrzebni byli księża. Arcybiskup znalazł ich na miejscu: jezuitę Yincenta i sulpicjanina Gilleta. Ponieważ zaś ci młodzi ludzie wcześniej byli formowani przez lazarystę, Layigerie lubił podkreślać, że przy kołysce rodzącego się zgromadzenia były trzy inne: syn św. Wincentego a Paulo, apostoła miłosierdzia, syn św. Ignacego, apostoła wiary, i syn ks. Oliera, apostoła kościelnej świętości. Taka mieszanka - mawiał - nie powinna dać złych rezultatów.
Po trzech miesiącach przygotowania nowicjusze przyjęli „habit". Ściśle mówiąc, nie był to habit zakonny, tylko po prostu ubiór miejsco¬wych ludzi: biała gandura, biały burnus i wiśniowa czapeczka. Jedynym znakiem zakonnym był różaniec przewieszony na szyi, jak naszyjnik. Z powodu tego białego ubioru dość szybko zaczęto ich nazywać „Biały¬mi Ojcami". W tamtych czasach taki „habit" zakonny wywoływał wiel kie zdumienie. Ale odpowiadał on dokładnie idei arcybp. Lavigerie: misjonarze, którzy mieli żyć, pracować, modlić się i świadczyć pośród ludzi, powinni przyjąć ich strój, ich pożywienie, ich język oraz sposób życia. Zasady te do dzisiaj pozostały aktualne w zgromadzeniu, nawet jeśli trzeba było później, po przybyciu do Afryki centralnej i zachod¬niej, poczynić pewne zmiany, szczególnie co do pożywienia. Ale arab¬ski ubiór, przyjęty na początku jako zakonny habit i uznany oficjalnie przez Rzym, został do dzisiaj zachowany. Także nauka miejscowego języka jest i dziś jedną z najbardziej aktualnych tradycji zgromadzenia. Każdy Biały Ojciec posłany do Afryki ma tylko jedno zadanie przez pierwszych sześć miesięcy: nauczyć się miejscowego języka.
Aby urzeczywistnić wszystkie te wielkie plany, arcybp Lavigerie potrzebował ludzi. Zdecydował się więc skierować apel do wyższych seminariów we Francji. 10 maja 1869 roku napisał list do wszystkich rektorów seminariów duchownych. Przedstawiając im ogrom zadań, jakie przewidywał, prosił ich o ludzi:
„Ludzi! Ludzi, Księże Rektorze, ożywionych duchem apostolskim, duchem odwagi, wiary, wyrzeczenia, ludzi, którzy dołączą do pracowników pierwszej godziny. Nie obiecuję im nic poza ubóstwem, cierpieniem i wszystkimi niebezpieczeństwami, jakie czyhają w krajach dotąd niemal nieznanych i niedostępnych, a być może i śmierć męczeńską... Ale, czy muszę Księdza przekonywać? To właśnie dodaje mi nadziei, że moje wezwanie zostanie usłyszane".
I rzeczywiście, ten język został zrozumiany, wezwanie usłyszane i kandydaci zaczęli napływać. Początki były okresem próby, szukania po omacku. Istotnie, Lavigerie ciągle jeszcze szukał formuły apostolskiej, która byłaby najbardziej odpowiednia, najbardziej pomocna dla osiągnięcia celu, jaki sobie wyznaczył: dawać świadectwo Ewangelii poprzez dzieła miłosierdzia i sposób życia.
Pamiętając o zasługach, jakie średniowieczni mnisi wnieśli w ewangelizację Europy, marzył o nowej kongregacji mnichów-rolników i dla Afryki. Wyobrażał sobie ich życie, jak życie pierwszych kolonów, którzy wycinali puszczę i uprawiali ziemię, na przemian z modlitwą i świadczeniem miłości. Miłości nie udawanej, by pozyskać sobie ludzi, lecz heroicznej miłości, do której wzywa Ewangelia:
„Pamiętajcie, że ci półnadzy mężczyźni, kobiety i dzieci są tak samo dziećmi Bożymi, jak i wy... Macie ich więc traktować z szacunkiem i miłością, która ma swoje źródło w wierze. Udzielicie gościny wszystkim, którzy, jak to się mówi, zapukają do waszych drzwi, dacie lekarstwo chorym, przytułek małym sierotom, a wszystkim bez wyjątku świadectwo, że ich kochacie jak braci...".
Lubił powoływać się na przykład św. Pawła, który sam pracował, by nie być nikomu ciężarem (l Tes 3, 7-9): „Zakonnikami staniecie się dopiero wtedy, gdy będziecie żyli z pracy waszych rąk, za przykładem apostołów i świętych pustelników".
Ponieważ arcybiskup zakupił wiele gruntów wokół Maison-Carree, zajęto się ich uprawą, zakładając winnice. Był to również jakiś sposób urządzenia sierot z arcybiskupich przytułków i zdobywania środków na ich żywienie. Przede wszystkim jednak był to sposób pracy dla roz¬woju kraju: bardziej racjonalne wykorzystanie ziemi, propagowanie wydajnych upraw, szkolenie w zawodach związanych z rolnictwem.
Utworzenie zakonu mnichów-rolników nie było jedynym pomysłem arcybiskupa Algieru. Myślał on także o klasycznym zgromadzeniu misyjnym, którego pierwszym powołaniem byłoby szerzenie Ewangelii poprzez słowo i przykład życia. I właśnie ten aspekt zacznie w przyszłości nabierać coraz bardziej konkretnych kształtów. Jednakże arcybiskup nigdy nie porzucił idei wiązania z ewangelizacją tego, co nazywamy dzisiaj „postępem". Odnajdziemy tę ideę w pouczeniach, jakich udzielał przyszłym misjonarzom.
Głoszenie Ewangelii tak bardzo leżało mu na sercu, że zanim jeszcze założył zgromadzenie misyjne, zabiegał u papieża o udzielenie mu jurysdykcji na terytoria położone na południe od Algierii. Otrzymał ją w roku 1868 w formie delegacji na Saharę i Sudan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).