Jest czwartek 11 lutego Anno Domini 1858. Franciszek Soubirous, ojciec Bernadety, wstaje i jak co dzień wybiera się na przechadzkę ulicami czterotysięcznego Lourdes. Może uda mu się znaleźć wreszcie jakąś pracę, dzięki której mógłby poprawić byt swojej rodziny.
Z pogardą spogląda na ściany izby i kraty w oknie, które przypominają mu, że miejsce, które zamieszkuje ze swoją rodziną, było niegdyś miejskim więzieniem. Patrzy ze smutkiem i złością na ściany pokryte grzybem, czuje wilgoć, która trawi ściany izby. Przecież to takie szkodliwe dla jego ukochanej Bernadety chorującej na astmę. Już od dłuższego czasu ima się każdej roboty, byleby tylko zarobić na sześcioosobową rodzinę.
Jego żona, Ludwika, też robi wszystko, aby rodzinie było lżej. W tym celu dwa razy w tygodniu pracuje u zamożnej wdowy, pani Millet (czyt.”Mije”), gdzie robi pranie i sprząta dom. Czasy, kiedy Franciszkowi niczego nie brakowało, dawno już minęły. Utracił swój majątek, stał się podupadłym młynarzem bankrutem, którego na dodatek niesłusznie jeszcze posądzono o kradzież drewna z tartaku i więziono przez miesiąc. Świadomość, że taki szanowany człowiek, jakim kiedyś był, musi teraz mieszkać w izbie, nad wejściem do której widnieje napis „Cachot” (czyt. ”Kaszo” – Więzienie), zatruwa jego życie bez reszty.
Tego dnia idzie w stałe miejsca swojej przechadzki: zagląda do piekarza, ale tu jak zwykle nie mają dla niego żadnego zajęcia. Wreszcie dowiaduje się, że może się coś znajdzie do roboty w szpitalu. Jednak zaproponowana praca jest dość paskudna: musi wywieść szpitalne odpadki i spalić je w grocie Massabielle. Franciszek zrobi wszystko, żeby tylko jego rodzinie było trochę lepiej i żeby nie musieli znów jeść zupy cebulowej, która od jakiegoś czasu była specjalnością domu Soubirous.
Zapach wydobywający się z szpitalnych odpadów jest ohydny. Skrzypiący wózek załadowany jest kawałkami cuchnących bandaży i różnego typu odpadków, o których nie warto nawet myśleć. Powoli udaje się do tego okropnego miejsca, jakim jest grota Massabielle, gdzie na co dzień pasie się świnie i składuje się odpadki. To właśnie tu, w tym obskurnym miejscu, Soubirous pali szpitalne odpadki, z których popiół puści z nurtem rzeki Gave. I nawet nie przyszłoby mu do głowy, że to dziwaczne miejsce zostanie już za kilka godzin wywyższone przez Boga, bo około 12:30 jego córka spotka się w nim z samą Najświętszą Dziewicą.
W opinii Soubirous ten dzień jest udany. Zarobił w końcu kilka groszy. Trudno to sobie wyobrazić, że jego rodzina żyje w takich nieludzkich warunkach, w państwie, które przecież ma w świecie pozycję dominującą. Wszak republika Napoleona III dysponuje najlepszymi, doskonale wykształconymi specjalistami w różnych dziedzinach. Francja ma możliwość rozpowszechniania swych idei po całym świecie, a jej mieszkańcy posługują się językiem, który jest znany osobom wykształconym we wszystkich krajach. Nie zapominajmy, że za czasów objawień Matki Bożej w Lourdes język francuski pełnił taką samą ważną funkcję, jaką dziś pełni język angielski.
Bernadeta jednak nie zna zbyt dobrze języka literackiego. Na co dzień posługiwała się gwarą pirenejską. Dziwne to zjawisko: Franciszek żyje z rodziną w kraju dobrze rozwijającym się, a mimo to żyje w biedzie. Ludzie, którzy kiedyś byli jego znajomymi, nie chcą z nim teraz utrzymywać kontaktu. Może jest dla nich po prostu zbyt biedny.
Po zarobieniu kilku groszy Soubirous wraca do domu i ucina sobie drzemkę. Tymczasem zbliża się południe, a w izbie jest coraz zimniej. Ludwika zaś nie ma na czym ugotować ciepłego posiłku, bo zabrakło chrustu na opał. Bernadecie udało się wreszcie przekonać matkę, aby pozwoliła jej pójść po chrust wraz ze swoją siostrą i koleżanką ze szkolnej ławy. Tam gdzie teraz rozciąga się Esplanada przez bazyliką, był wówczas teren należący do gminy, na którym biedni mieszkańcy Lourdes zbierali chrust na opał. Wtedy to doszło do spotkania Nieba z ziemią.
Bóg wybrał dziwne miejsce, będące wysypiskiem śmieci i małą Bernadetę, która uchodziła za niezbyt rezolutną. Po raz kolejny Pan Bóg wybrał i wywyższył to, co było pośmiewiskiem w oczach świata. Po dojściu do groty Bernadeta przekonuje się, że woda rzeki Gave jest zbyt zimna, żeby mogła przejść na drugą stronę. Dziewczynka boi się wejść do lodowatej wody, gdyż każdorazowe przeziębienie wiąże się z atakiem kaszlu i nawrotem męczącej astmy. Nie zapominajmy, że za czasów pierwszych objawień koryto Gave nie było uregulowane tak, jak jest teraz. Rzeka przepływała w bliskiej odległości od groty, a jej poziom był tak niski, że można ją było przejść na bosaka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).