Idziemy na kraj świata, wcielać Słowo Boże w każdą kulturę!

- Inkulturacja oznacza oczyszczanie danej kultury w świetle nauki Ewangelii – deklaruje s. Maria Zarwanicka SSVM z Ukrainy. Opowiada o szerokiej działalności Służebnic Pana i Dziewicy z Matará, jednego z najmłodszych i najszybciej rozwijających się zgromadzeń na świecie, przeżywającego także wyjątkową obfitość powołań.

Reklama

Marcin Przeciszewski, Krzysztof Tomasik, KAI: Zgromadzenie, do którego należy działa w dwóch obrządkach, rzymsko i greckokatolickim. Na czym polega fenomen tej młodej rodziny zakonnej?

S. Maria Zarwanicka: Sama konstrukcja naszego zgromadzenia jest oryginalna – w jego ramach mamy do czynienia zarówno z siostrami prowadzącymi typowo kontemplacyjny charakter życia za klauzurą, jak i zakonnicami podejmującymi dzieła apostolskie oraz charytatywne. Ta równowaga i wzajemne wsparcie obydwu „skrzydeł” jest bardzo zdrowa. Integralną częścią naszego zgromadzenia jest również trzeci zakon dla osób świeckich.

Instytut Służebnic Pana i Dziewicy z Matará ma już 30 lat i skupia 1,3 tys. sióstr w kilkudziesięciu krajach. Jest wspólnotą zakonną założoną przez Ojca Carlos Miguel Buela 19 marca 1988 w San Rafael w Argentynie. Cztery lata wcześniej założył on Instytut Słowa Wcielonego dla kapłanów i braci wiodących życie apostolskie bądź kontemplacyjne. Analogicznie utworzone zostały dwie gałęzie żeńskie: apostolska i kontemplacyjna. Razem z Trzecim Zakonem, skupiającym świeckich, instytuty te tworzą międzynarodową rodzinę zakonną Słowa Wcielonego.

Składając śluby zakonne, oddajemy swoje siły dla inkulturacji Ewangelii, stąd wypływa szeroko pojęty apostolat i głoszenie Słowa Bożego we wszystkich formach: studia i nauczanie na uniwersytetach i kolegiach, poprzez publikacje, w katechezie i oratoriach, poprzez misje i rekolekcje, formację chrześcijańską dzieci i młodzieży oraz w dziełach miłosierdzia na rzecz dzieci opuszczonych, niepełnosprawnych, osób starszych i chorych.

Naszym drugim charyzmatem – w szczególności gałęzi kontemplacyjnej zgromadzenia - jest nieustanna modlitwa o jedność Kościoła: wschodniego i zachodniego, tak aby „oddychał on oboma płucami” jak życzył sobie tego św. Jan Paweł II. Stąd jesteśmy obecni na Ukrainie i działamy tu w ramach Kościoła greckokatolickiego. W zgromadzeniu jest setka Ukrainek. Spośród nich połowa pracuje na Ukrainie, część w diasporze, jest też grupa sióstr Ukrainek na misjach: w Rosji, Kazachstanie i na Litwie. W Rosji jest to Kazań, Uljanowsk, Omsk i Chabarowsk. W Federacji Rosyjskiej są to w większości wspólnoty rzymskokatolickie, a greckokatolicka jest jedna, w Omsku.

Jak siostry dotarły na Ukrainę? Przecież zgromadzenie powstało w Argentynie, na drugiej półkuli.

- Nasz założyciel, Carlos Miguel Buela, kiedy jeszcze był seminarzystą w Argentynie, dowiedział się, że przyjeżdża ukraiński, greckokatolicki patriarcha Josyf Slipyj. Miał wielki szacunek dlań m. in. dlatego, że spędził on 18 lat w łagrze na Syberii. Przybył na spotkanie z nim do Buenos Aires. Spotkanie zrobiło na nim wielkie wrażenie i był przekonany, że spotkał człowieka świętego. Od tego czasu miał wielki szacunek dla ukraińskich grekokatolików, których duża wspólnota zamieszkiwała w Buenos Aires. Utrzymywał z nimi kontakty.

A kiedy założył Instytut Słowa Wcielonego dla kapłanów, a 40 seminarzystów miało przyjąć sutanny, nie mieli oni na to pieniędzy. Wtedy o. Buela zwrócił się z prośbą o pomoc do zaprzyjaźnionego greckokatolickiego, ukraińskiego kapłana o. Wasyla Winniczuka, który je ufundował. A dzięki kontaktom z greckokatolickim biskupem w Buenos Aires, jedni z pierwszych zakonników zostali wysłani na Ukrainę.

Ojcowie przyjechali na Ukrainę w 1994 r. Spotkali tam m. in. dziewczęta, które zachwyciły się duchowością zgromadzenia i chciały żyć jego regułą. Dlatego w 1999 r. zostały wysłane pierwsze siostry. Były to trzy siostry Argentynki, jedna pochodzenia ukraińskiego, druga włoskiego. Na początku żyły w malutkim mieszkanku w Iwano-Frankowsku, ale dzięki Bożej Opatrzności wkrótce udało się kupić dom do generalnego remontu. Było wiele nowych powołań, dzięki którym można było rozwinąć działalność.

Natychmiast też pojawili się ludzie potrzebujący pomocy. Wśród nich 4-letnia dziewczynka, którą jej matka narkomanka zostawiła na ulicy. Także dziewczyna w ciąży z domu dziecka, której postawiono warunek: albo wyrzucimy cię na ulicę, albo dokonasz aborcji. Dziecko urodziło się i wychowywało się w naszym klasztorze. Dołączyła także mama jednej z naszych sióstr, która wcześniej przez 18 żyła w szpitalu psychiatrycznym.

Czy te spotkania wyznaczały Wam kolejne kierunki działania na Ukrainie?

- Siostra Maria Slis, która była pierwszą przełożoną, często powtarzała zdanie: „Nie mogę odmówić Panu Bogu!”. Wspólnota rosła, w pewnym momencie było to około 40 osób: siostry, nowicjuszki a razem z nimi potrzebujący i ubodzy. Jeden z księży, kiedy nas odwiedzał powiedział: „Jest to tak ruchliwe skrzyżowanie, że przydałaby się wam sygnalizacja świetlna”. Starałyśmy więc nieco rzecz uporządkować. Z tego pierwszego domu wzięły swój początek inne: domy miłosierdzia, domy dla samotnych matek, itd.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama