Idziemy na kraj świata, wcielać Słowo Boże w każdą kulturę!

KAI |

publikacja 03.09.2018 06:54

- Inkulturacja oznacza oczyszczanie danej kultury w świetle nauki Ewangelii – deklaruje s. Maria Zarwanicka SSVM z Ukrainy. Opowiada o szerokiej działalności Służebnic Pana i Dziewicy z Matará, jednego z najmłodszych i najszybciej rozwijających się zgromadzeń na świecie, przeżywającego także wyjątkową obfitość powołań.

Idziemy na kraj świata, wcielać Słowo Boże w każdą kulturę! www.servidorasdelsenor.org Służebnice Pana i Dziewicy z Matara (SSVM)

Marcin Przeciszewski, Krzysztof Tomasik, KAI: Zgromadzenie, do którego należy działa w dwóch obrządkach, rzymsko i greckokatolickim. Na czym polega fenomen tej młodej rodziny zakonnej?

S. Maria Zarwanicka: Sama konstrukcja naszego zgromadzenia jest oryginalna – w jego ramach mamy do czynienia zarówno z siostrami prowadzącymi typowo kontemplacyjny charakter życia za klauzurą, jak i zakonnicami podejmującymi dzieła apostolskie oraz charytatywne. Ta równowaga i wzajemne wsparcie obydwu „skrzydeł” jest bardzo zdrowa. Integralną częścią naszego zgromadzenia jest również trzeci zakon dla osób świeckich.

Instytut Służebnic Pana i Dziewicy z Matará ma już 30 lat i skupia 1,3 tys. sióstr w kilkudziesięciu krajach. Jest wspólnotą zakonną założoną przez Ojca Carlos Miguel Buela 19 marca 1988 w San Rafael w Argentynie. Cztery lata wcześniej założył on Instytut Słowa Wcielonego dla kapłanów i braci wiodących życie apostolskie bądź kontemplacyjne. Analogicznie utworzone zostały dwie gałęzie żeńskie: apostolska i kontemplacyjna. Razem z Trzecim Zakonem, skupiającym świeckich, instytuty te tworzą międzynarodową rodzinę zakonną Słowa Wcielonego.

Składając śluby zakonne, oddajemy swoje siły dla inkulturacji Ewangelii, stąd wypływa szeroko pojęty apostolat i głoszenie Słowa Bożego we wszystkich formach: studia i nauczanie na uniwersytetach i kolegiach, poprzez publikacje, w katechezie i oratoriach, poprzez misje i rekolekcje, formację chrześcijańską dzieci i młodzieży oraz w dziełach miłosierdzia na rzecz dzieci opuszczonych, niepełnosprawnych, osób starszych i chorych.

Naszym drugim charyzmatem – w szczególności gałęzi kontemplacyjnej zgromadzenia - jest nieustanna modlitwa o jedność Kościoła: wschodniego i zachodniego, tak aby „oddychał on oboma płucami” jak życzył sobie tego św. Jan Paweł II. Stąd jesteśmy obecni na Ukrainie i działamy tu w ramach Kościoła greckokatolickiego. W zgromadzeniu jest setka Ukrainek. Spośród nich połowa pracuje na Ukrainie, część w diasporze, jest też grupa sióstr Ukrainek na misjach: w Rosji, Kazachstanie i na Litwie. W Rosji jest to Kazań, Uljanowsk, Omsk i Chabarowsk. W Federacji Rosyjskiej są to w większości wspólnoty rzymskokatolickie, a greckokatolicka jest jedna, w Omsku.

Jak siostry dotarły na Ukrainę? Przecież zgromadzenie powstało w Argentynie, na drugiej półkuli.

- Nasz założyciel, Carlos Miguel Buela, kiedy jeszcze był seminarzystą w Argentynie, dowiedział się, że przyjeżdża ukraiński, greckokatolicki patriarcha Josyf Slipyj. Miał wielki szacunek dlań m. in. dlatego, że spędził on 18 lat w łagrze na Syberii. Przybył na spotkanie z nim do Buenos Aires. Spotkanie zrobiło na nim wielkie wrażenie i był przekonany, że spotkał człowieka świętego. Od tego czasu miał wielki szacunek dla ukraińskich grekokatolików, których duża wspólnota zamieszkiwała w Buenos Aires. Utrzymywał z nimi kontakty.

A kiedy założył Instytut Słowa Wcielonego dla kapłanów, a 40 seminarzystów miało przyjąć sutanny, nie mieli oni na to pieniędzy. Wtedy o. Buela zwrócił się z prośbą o pomoc do zaprzyjaźnionego greckokatolickiego, ukraińskiego kapłana o. Wasyla Winniczuka, który je ufundował. A dzięki kontaktom z greckokatolickim biskupem w Buenos Aires, jedni z pierwszych zakonników zostali wysłani na Ukrainę.

Ojcowie przyjechali na Ukrainę w 1994 r. Spotkali tam m. in. dziewczęta, które zachwyciły się duchowością zgromadzenia i chciały żyć jego regułą. Dlatego w 1999 r. zostały wysłane pierwsze siostry. Były to trzy siostry Argentynki, jedna pochodzenia ukraińskiego, druga włoskiego. Na początku żyły w malutkim mieszkanku w Iwano-Frankowsku, ale dzięki Bożej Opatrzności wkrótce udało się kupić dom do generalnego remontu. Było wiele nowych powołań, dzięki którym można było rozwinąć działalność.

Natychmiast też pojawili się ludzie potrzebujący pomocy. Wśród nich 4-letnia dziewczynka, którą jej matka narkomanka zostawiła na ulicy. Także dziewczyna w ciąży z domu dziecka, której postawiono warunek: albo wyrzucimy cię na ulicę, albo dokonasz aborcji. Dziecko urodziło się i wychowywało się w naszym klasztorze. Dołączyła także mama jednej z naszych sióstr, która wcześniej przez 18 żyła w szpitalu psychiatrycznym.

Czy te spotkania wyznaczały Wam kolejne kierunki działania na Ukrainie?

- Siostra Maria Slis, która była pierwszą przełożoną, często powtarzała zdanie: „Nie mogę odmówić Panu Bogu!”. Wspólnota rosła, w pewnym momencie było to około 40 osób: siostry, nowicjuszki a razem z nimi potrzebujący i ubodzy. Jeden z księży, kiedy nas odwiedzał powiedział: „Jest to tak ruchliwe skrzyżowanie, że przydałaby się wam sygnalizacja świetlna”. Starałyśmy więc nieco rzecz uporządkować. Z tego pierwszego domu wzięły swój początek inne: domy miłosierdzia, domy dla samotnych matek, itd.

Dziś mamy w sumie 11 domów na Ukrainie, a każdy ma swoją specyfikę. Najwięcej jest domów miłosierdzia, które w sumie tworzą Miasteczko Miłosierdzia św. Mikołaja obecne w Tarnopolu, Iwano-Frankowsku, Horoholynie, w Odessie i na Zakarpaciu. Przyjmujemy osoby potrzebujące, niezależnie jaka to jest osoba, a później kierujemy ją do konkretnego domu: dla dzieci, samotnych matek czy osób starszych. Chcemy im pomóc, poczynając od uświadomienia im poczucia własnej godności, ale też i od strony materialnej: wyżywienie, ubranie i wykształcenie. Słowem, wszystko to, czego potrzebuje normalny człowiek. W sumie pomagamy w ten sposób 300 dzieciom, 150 młodym, samotnym matkom oraz ok. 50 starszym kobietom.

Waszym głównym powołaniem jest ewangelizacja kultury. Co to oznacza?

- Ewangelizacja kultury polega na tym, że misjonarz idzie do pewnej kultury, przejmuje i respektuje to wszystko, co w tej kulturze jest dobre - i przynosi do tej kultury Chrystusa. Stara się oczyścić tę kulturę z tego, co nie jest chrześcijańskie. Na Ukrainie przyjmujemy język i chrześcijańskie tradycje narodu, ale bardzo złą tradycją jest tu rozpowszechniony alkoholizm, który oczywiście odrzucamy i z nim walczymy. Tłumaczymy, że ewangelizacja kultury oznacza również pójście w te miejsca, w których kultura się kształtuje: rodzina, szkoła, mass media, tam wszędzie, co nadaje kształt kulturze.

Jako zgromadzenie podążamy w jednym kierunku z biskupami. Dlatego uważne wsłuchujemy się w to, co mówi abp Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Patrzymy na patriarchę i staramy się realizować działania, do których zachęca. Np. ostatnio jedna z sił politycznych w ukraińskim parlamencie starała się doprowadzić do zmiany Konstytucji, likwidując pojęcie małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety, proponując zastąpić je definicją, że małżeństwo jest wspólnotą dwóch osób. Wywołało to gorące dyskusje. Abp Szewczuk podczas pielgrzymki do Zarwanicy, głównego sanktuarium maryjnego zachodniej Ukrainy, prosił wiernych, aby sprzeciwić się tej ustawie.

W odpowiedzi na to zorganizowaliśmy w Bursztynie, tam gdzie istnieje nasz klasztor, wielkie spotkanie rodzin. Zaprosiliśmy na nie bp. Hliba Łonczynę z Londynu, który brał udział w Synodzie Biskupów nt. rodziny w Rzymie. Mówił do przybyłych o niezmiennych wartościach, wokół jakich zbudowana jest rodzina.

A jak te wartości rozumieją Ukraińcy, po 70 latach komunizmu?

- Komunizm dokonał olbrzymiego spustoszenia w społeczeństwie. Ale jednocześnie Ukraińcy starają się trzymać swej kultury, dlatego mają na ogół tradycyjne poglądy w tej kwestii. Ludzie rozumieją co to jest rodzina: związek kobiety i mężczyzny otwarty na przyjęcie nowego życia, ale polityka idzie swoim drogami. Dlatego są ugrupowania, które chcą takie rozumienie rodziny radykalnie zmienić.

Siostry pracują z młodzieżą. To też jest element ewangelizacji kultury?

- Oczywiście, aby naród mógł funkcjonować normalnie, trzeba kształtować liderów. Dlatego chcemy wychowywać świętą młodzież. Z jednej strony potrzebna jest formacja rozumu, przekazanie im pewnej bazy pojęciowej opartej na doktrynie katolickiej, a z drugiej niezbędne jest ukształtowanie woli i cnót. A następnie należy pomóc młodym rozpoznać, co konkretnie Bóg chce od każdego z nich. Jednych Bóg powołuje do życia konsekrowanego a innych do założenia rodziny. Bardzo pomocne są Ćwiczenia Duchowe św. Ignacego Loyoli, które też prowadzimy. Pomagają one w dostrzeżeniu woli Bożej.

Kluczem pracy z młodymi jest też mowa o krzyżu Pańskim. Kiedy przygotowujemy do życia konsekrowanego czy do życia w rodzinie, nigdy nie mówimy, że wszystko będzie „na luzie”, że będzie łatwo. Uświadamiamy, że wszędzie obecny jest krzyż i musimy nauczyć się go nieść wraz z Jezusem. Młodzież pragnie też czegoś wyniosłego, co ich zachwyci. Pragnie walki i nowych wyzwań i heroizmu.

A w praktyce, jak to realizujecie?

- W ciągu roku szkolnego prowadzimy liczne grupy. Mają one spotkania przy parafiach bądź przy naszych domach klasztornych. A latem i zimą organizujemy obozy, przeważnie w górach. Tam też młodzież uczy się współpracy w grupie.

Od czasu do czasu urządzamy „intelektualne zmagania”. Dzielimy ich na grupy, które rywalizują ze sobą w różnych sferach: fizyka, chemia, biologia, matematyka, historia. Zapraszamy profesorów w roli sędziów. Tam młodzi szlifują swoje talenty. Organizujemy też grupy teatralne, pielgrzymki do sanktuariów, itp. W Bursztynie współpracujemy z „Proswitą”, ogólnoukraińskim związkiem młodzieży. Od nas otrzymują oni formację duchową.

A sprawa katechizacji?

- Prowadzimy na różnych szczeblach: dzieci, młodzieży szkolnej i osób starszych. Ważna jest katechizacja dorosłych, gdyż na Ukrainie całe pokolenia wyrosły bez niej. Widzimy jak bardzo ludzie ci spragnieni są Chrystusowej prawdy. Daje im to dużą pomoc w codziennej praktyce życia. Jeden z uczestniczących w naszych konferencjach architektów, który wydawał pozwolenia na budowę, stanął przed wyborem, że albo weźmie udział w korupcji i będzie miał dużo pieniędzy, albo będzie usunięty z pracy. Poszedł za głosem sumienia.

Jak wygląda życie w klasztorze w Bursztynie? Tam Siostra odpowiada za wspólnotę sióstr misyjnych.

- W Bursztynie jest chyba jedyny na świecie klasztor, gdzie pod jednym dachem żyją dwie wspólnoty: kontemplacyjna i misyjna. Część klasztoru ma charakter typowo monastyczny a druga otwarta jest dla wszystkich jako dom rekolekcyjny, prowadzący działalność katechetyczną i charytatywną.

Jakie są dalsze plany?

- Potrzebujemy znacznie większej przestrzeni i dlatego chcemy wybudować nowy budynek. Potrzebne jest również miejsce modlitwy dla tych tłumów, które do nas przychodzą. Tymczasem mamy niewielką kaplicę, która nie jest w stanie ich pomieścić. Rozpoczęliśmy więc budowę świątyni pw. św. Zofii - Mądrości Bożej. Jest już fundament i stawiamy zewnętrzne ściany. Szukamy pieniędzy, które umożliwią dokończenie tej budowy.

A skąd zdobędziecie środki?

- Pan Bóg ma dużo pieniędzy. My Go prosimy, a On na różne sposoby nam je zapewnia. Dwadzieścia lat temu, kiedy na Ukrainę przyjechały pierwsze siostry z Argentyny, miały tylko skromne walizki. A dziś mamy pięć domów miłosierdzia, domy formacji i klasztor w Bursztynie. Nie prowadzimy działalności gospodarczej, ale jakoś żyjemy. Kiedy ktoś robi to do czego został powołany, Bóg błogosławi.

Boża Opatrzność działa poprzez konkretnych ludzi. Być może ktoś, kto czyta ten wywiad zechce zostać „ręką Bożej Opatrzności”. W każdej liturgii bizantyjskiej jest modlitwa za darczyńców. Jeśli ktoś przyłoży się do budowy kościoła w Bursztynie, to dopóki będzie on istnieć, codziennie za niego będzie wznoszona modlitwa. Dla każdego z ofiarodawców jest to inwestycja w wieczność.

Otwieracie też dom w Kramatorsku na wschodzie Ukrainy, nieopodal linii frontu.

- Tak, wiosną otworzyłyśmy wspólnotę zgromadzenia w Kramatorsku, na terenie ogarniętym wojną, na skutek rosyjskiej agresji. Na razie mieszkają tam dwie siostry, które mają maleńkie mieszkanko. W Kramatorsku jest też greckokatolicki kapłan Wasilij Wasiuk, który duszpasterzuje w bezpośredniej bliskości linii frontu. Nasze siostry od niedawna mu w tym towarzyszą. Pomagamy tam każdemu, nie pytając, czy należy do Cerkwi, czy jest rzymskim katolikiem, prawosławnym oraz jakie ma poglądy polityczne.

Siostry zajmują się tam dziećmi i pomagają rodzinom oraz ludziom poszkodowanym przez wojnę. Spotykają się z olbrzymim religijnym głodem. System radziecki zrobił wiele, aby zniszczyć wiarę tych ludzi, a w obecnej wojennej sytuacji, ludzie ci zaczynają potrzebować wiary, punktów oparcia oraz nadziei. Są spragnieni Boga i chcą o nim wiedzieć. A skoro naszym powołaniem jest modlitwa o jedność i o pokój, to nie może nas nie być tam, gdzie toczy się wojna i gdzie codziennie giną ludzie.

Jednym z celów zgromadzenia jest przecież praca na rzecz jedności chrześcijan.

- Głównym celem naszej wspólnoty kontemplacyjnej jest modlitwa o jedność chrześcijan oraz jedność w Kościele. A mówiąc o jedności z Kościele katolickim chodzi nam w szczególności o współpracę Kościoła zachodniego z Kościołem wschodnim, greckokatolickim. Spotkamy się i podejmujemy współpracę także z prawosławnymi, szczególnie na wschodzie Ukrainy.

Mogę mówić o tym, czego doświadczam na poziomie życia codziennego. Zarówno katolicy, jak i prawosławni borykają się na Ukrainie z identycznymi problemami: ekonomicznymi i bytowymi, kryzysem rodziny, w tym ojcostwa, macierzyństwa i rozwodami, ogromną w porównaniu z Polską liczbą aborcji, nałogami, przemocą, brakiem wzorców moralnych. Te wspólne problemy oraz doświadczenie wojny nas zbliżają. Na płaszczyźnie codziennych relacji międzyludzkich nie widać większych problemów. Mamy dobre relacje zarówno z wiernymi, jak i duchowieństwem oraz biskupami prawosławnymi, spotykamy się, rozmawiamy.

Wiadomo, że wszędzie, gdzie są ludzie, nawet należący do tego samego Kościoła, pojawiają się spory i nieporozumienia, ale nie można ich absolutyzować. Świat się na nich nie kończy. Ekumenizm zaczyna się na tym najbardziej ludzkim, podstawowym poziomie - trwa poprzez modlitwę i miłość bliźniego.