Ten zakonnik odprawia msze święte, siedząc na wózku inwalidzkim. Mnóstwo chorych i niepełnosprawnych chce spowiadać się właśnie u niego.
Śmiej się,choć gębą krzywiJego pogodne usposobienie niejednemu choremu pomogło zacząć z nim szczerą rozmowę. W czasie turnusu rehabilitacyjnego ojciec zaprzyjaźnił się z Andrzejem. Z początku, kiedy była Msza, Stanisław pytał: „Idziesz?”, a Andrzej odpowiadał: „A co mi to da?”. Jednak w końcu się przemógł. Dzisiaj bez codziennej modlitwy Andrzej nie wyobraża sobie życia, mówi, że na nowo siebie odnalazł. Co pomogło mu się przełamać? – Bo ledwie szedłeś, gębę z bólu wykrzywiałeś, a jeszcze żeś miał odwagę się do mnie uśmiechnąć – powiedział kiedyś ojcu Stanisławowi.
Pan Bóg chyba posłużył się ojcem Stanisławem, żeby wyciągnąć kilku ludzi z ciężkich depresji wywołanych kalectwem. Ludzie, których trapiły myśli samobójcze, dzięki długim rozmowom z nim często doszukiwali się sensu w swoim życiu. – Często wraz z chorobą nadchodzą inne dramaty: na przykład od chorej odchodzi mąż, od chorego żona. I oni mówili kiedyś: „kocham cię”? To co to była za miłość? To było okłamywanie drugiego, a nie żadna miłość. Człowiek człowiekowi gotuje taki los. I dlaczego? Przecież życie jest tak krótkie! Bierzmy z życia to, co jest najpiękniejsze! – zapala się.
W czasie turnusów rehabilitacyjnych w Bieszczadach ojciec Stanisław jeździł na spacery razem z całą grupą chorych. Kiedyś zaproponował w czasie takiego spaceru, że odprawi Mszę świętą polową. – Ale nie mamy tu ołtarza – powiedział ktoś z chorych. Ojciec zareagował natychmiast. – Kaśka, zeskakuj z wózka – zawołał. Niepełnosprawna Kasia usiadła więc na kocu. Jej wózek inwalidzki na jedną godzinę zamienił się w ołtarz.
Oni jadą, ja zostajęOjciec Stanisław wie, że już nie pojedzie do Afryki. Stwardnienie rozsiane jest nieuleczalne. Z czasem będzie się jeszcze bardziej nasilać. Założył jednak w swojej diecezji tarnowskiej różę różańcową złożoną z chorych. Chorych, którzy ofiarują modlitwę i cierpienie w intencji Ojca Świętego i w intencji misji. – Niech teraz na misjach pracują inni. A my im przez modlitwę dodajemy sił – mówi. Niedawno ojca Stanisława odwiedzili w domu jego współbracia – misjonarze werbiści. Przyszli się pożegnać przed swoim wyjazdem do Afryki. Ojciec Stanisław żegnał ich z typowym dla siebie, serdecznym uśmiechem. I nagle poczuł, że pomimo tego uśmiechu, po jego policzkach spływają łzy wielkie jak grochy. Dlatego, że oni jadą, a on zostaje.
Jadę na tym samym wózku,co inni chorzy. Łatwiej im się rozmawia ze mną niż z takim księdzem,który mówi o cierpieniu, a sam nie wie, co to ból – opowiada ks. Stanisław.
Za: Gość Niedzielny 6/2005
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»