Ten zakonnik odprawia msze święte, siedząc na wózku inwalidzkim. Mnóstwo chorych i niepełnosprawnych chce spowiadać się właśnie u niego.
– Przyznam się, że czasem jeszcze mnie nachodzi bunt wobec cierpienia, mało tego, wobec Pana Boga. Ten bunt będzie w człowieku gdzieś tkwił do końca życia, bo szatan robi swoją robotę. Mówię w takich chwilach: dlaczego ja mam siedzieć tu na wózku, skoro mógłbym służyć tam, na kontynencie afrykańskim – mówi ojciec Stanisław. – Ale muszę panu też powiedzieć, że odkryłem olbrzymią moc Różańca. Codziennie go odmawiam. I zawsze w trakcie tej modlitwy ten bunt stopniowo znika. W końcu znów mówię z przekonaniem: „Skoro żeś Panie Boże tak chciał, to tutaj też będę robił, co będę mógł”.
Rodziny często przywożą do niego swoich chorych. Rozmawia z nimi, spowiada ich. Wiele tych spowiedzi jest z całego życia. – Jadę na tym samym wózku, co oni. Łatwiej im się rozmawia ze mną niż z takim księdzem, który mówi o cierpieniu, a sam nie wie, co to ból – mówi.
Czasem te spowiedzi rozciągają się na wiele godzin. – Nie są takie jak: odpukać i następny. Ja teraz już mam czas. Siedzimy i razem poszukujemy rozwiązania różnych trudnych spraw. Wczoraj na przykład rozmawiałem u mnie z dziewczyną, która ma złamany kręgosłup. Ona szuka swojej drogi. To nie jest takie łatwe – mówi.
Ojciec Stanisław działa też w stowarzyszeniu niepełnosprawnych „Spokojne jutro”, organizuje dla ludzi na wózkach pielgrzymki i wycieczki. Byli już razem w Licheniu, na Jasnej Górze, w Leżajsku, w Dębowcu, w Zakopanem... – Problemem jest, że niepełnosprawni mają najczęściej jakieś 500 zł renty, a trudno znaleźć sponsorów – mówi ojciec.
Przed paru laty ojciec Stanisław pojechał na wczaso-rekolekcje dla chorych na Wybrzeże, do Szwajcarii Kaszubskiej. Tamtejszy ksiądz opowiadał mu, jaki przewiduje program. Wymienił Godzinki, śniadanie, Mszę, konferencję, obiad, Różaniec, drugą konferencję... – A dyskoteka? – przerwał mu ojciec Stanisław. – Żartujesz, co? – upewnił się ksiądz. – Nie żartuję. – Ale przecież ci ludzie ledwie żyją! – dziwił się ksiądz.
Dyskoteka się odbyła. – I wie pan, jak to bractwo na wózkach zaczęło szaleć? Ten mój kolega ksiądz przyznał, że nigdy by na to nie wpadł. A przecież chorym też się od życia coś należy. Godzinki i Różaniec są dla nas ważne, ale to nie znaczy, że mamy zrezygnować z rozrywki! My też jesteśmy ludźmi – uśmiecha się znów szeroko ojciec Stanisław.