Listy z Albanii

Śpieszymy Wam z radością donieść co tu w "wielkim świecie" się dzieje...

Reklama

Magda Smoleń MWDB


Bilaj 10.08.2004


Kochani !!!

Piszę do Was z przepięknej o tej porze roku Albanii. Po długiej podróży wreszcie dotarłam do mojego celu- wioski Bilaj. Już podczas podróży przekonałam się, że wakacje te będą dla mnie niezwykłym czasem. Czasem, podczas którego poznam nowych ludzi, nową kulturę, będę musiała stawić czoło nowym sytuacjom, a przede wszystkim spełni się jedno z moich marzeń.

Jestem w Albanii pierwszy raz. Z opowieści innych ludzi zbudowałam sobie swój obraz Albanii, na który teraz każdego dnia nanoszę poprawki. Podróż z Padre Darkiem, Martą i Bartkiem minęła bardzo szybko. Mimo przejechanych 1400 km czas płynął bardzo przyjemnie i obfitował w mnóstwo niespodzianek ( nie zawsze przyjemnych np. jechaliśmy z zepsutym łożyskiem oraz mieliśmy jeszcze jakieś dodatkowe kłopoty z samochodem, których nazwy nie pamiętam, ale były też chwile bardzo miłe - spotkanie z Salwatorianami na Węgrzech czy wspólnotą w Bajzie). Podczas jazdy samochodem Padre Dario uczył mnie wytrwale języka albańskiego. Oczywiście zaczął od znaku krzyża Noemer te Atit e te Birit oraz Zdrowaś Mario. Potem poszły tablice rejestracyjne samochodów. Padre Dario okazał się bardzo spokojnym, wytrwałym a równocześnie stanowczym nauczycielem. Liczby opanowałam prawie perfekcyjnie. Przydały mi się one bardzo szybko, gdyż już następnego dnia pytano się mnie o wiek, więc mogłam odpowiedzieć bez zająknięcia. Marta z Bartkiem zrobili mi kawał, który zapamiętam do końca życia. Całą drogę uczyli mnie słów podziękowania za gościnę. Zażartowali sobie ze mnie i zamiast właściwych słów nauczyli mnie zdania: „ Une kerkoj per nje djall cilli ka shume lek”, co oznacza: „Szukam chłopca, który ma dużo pieniędzy”. Śmiechu było, co niemiara zwłaszcza po nocnych rozmowach z siostrami o powołaniu. Muszę przyznać, że kawał im się udał (choć mi tak bardzo to do śmiechu nie było) pocieszam się, że chrzest z językiem już przeszłam.

W Bilaj przywitał nas ksiądz Artan i pies Buga. Ksiądz Artan pochodzi z Bilaj i jest nowo wyświęconym kapłanem. Jest dumą tej parafii. Jest pierwszym Salwatorianinem Albańczykiem. Bilaj to mała wioska położona między stolicą Albanii- Tiraną a Szkodrą. Ze wszystkich stron otoczona jest przez góry. Ze względu na swoje położenie oraz panującą tu atmosferę czuję się tutaj jak w domu.

W piątek wraz z Ks. Artanem odwiedzałam chorych na wiosce. Wszyscy byli bardzo gościnni i otwarci. Choć są to ludzie biedni i żyją w prostych warunkach są bardzo życzliwi. Wiele osób dziwiło się, po co młoda osoba przyjechała tutaj. Gdy im odpowiadałam to mówili, że to nie możliwe. A jednak możliwe! Tu w Albanii spełnia się moje pragnienie. Zawsze odkąd pamiętam chciałam wyjechać na misję. Choć czasami w to wątpiłam to Pan Bóg pokazuje mi, że wysłuchuje on wszystkich modlitw o ile są zgodne z Jego wolą. My widzimy swoje życie tylko do pierwszego zakrętu a Bóg ogarnia swoim wzrokiem całe nasze życie. Czuję ogromne Boże prowadzenie, że jestem właśnie tutaj. Jest to dla mnie czas wielkiej Łaski. Choć mój pobyt w Albanii będzie krótki, bo tylko dwa miesiące to już teraz wiem, że będę za nią tęsknić i trudno będzie mi się z nią rozstać. Przede wszystkim z dziećmi, które tak jak wszędzie są tutaj bardzo kochane i są bardzo dobrymi nauczycielami albańskiego. Ich spokój i opanowanie przy uczeniu mnie słówek wprowadza mnie w zdumienie. Są radosne, wesołe a przy tym bardzo dojrzałe jak na swój wiek. Muszą pomagać rodzicom w gospodarstwie, opiekować się młodszym rodzeństwem.

Dni w Bilaj płyną spokojnie. O 8:00 spotykamy się w kaplicy na Jutrzni, czytamy Ewangelię, która ma nam towarzyszyć przez cały dzień. Potem jemy wspólnie śniadanie. Następnie prowadzimy zajęcia dla dzieci i młodzieży. Każda grupa ma swoje zajęcia dwa razy w tygodniu. W poniedziałek i czwartek przychodzą małe dzieci na angielski. Uczymy je poprzez zabawę, śpiew, zajęcia w grupach. Jest ich około 20. We wtorek i sobotę przychodzą małe dzieci do przedszkola. Bawimy się z nimi, rysujemy. Tłumaczymy dla nich na język albański polskie piosenki i zabawy np. „Taki mały, taki duży może Świętym być” czy „Stary niedźwiedź mocno śpi”. W środę i piątek przychodzi młodzież na angielski. Po zajęciach jemy wspólnie obiad (Basia jest wyśmienitą kucharką i zawsze przygotowuje coś pysznego) i przygotowuję się do wyjazdu na wioski. Całe popołudnia spędzam na wioskach (Malquc i Morcina), jadę tam z Basią lub z Martą. Zajęcia na wioskach sprawiają mi ogromną radość i dają dużo satysfakcji. Dzieciaki bardzo chętnie się uczą, a przy tym fajnie się bawią. Wracamy wieczorem na Mszę Świętą. Czujemy się jak prawdziwe misjonarki jeżdżąc samochodem po drogach pełnych dziur. Śmieję się, że Marta jest tak dobra w pokonywaniu tych przeszkód, że bez trudu mogłaby wziąć udział w Rajdzie Paryż-Dakar.Po kolacji modlitwa wspólne dzielenie się słowem Bożym, przygotowanie zajęć na następny dzień, rozmowy, spacery, rachunek sumienia i sen.

W jadalni na ścianie wisi krucyfiks. Chrystus bez rąk i nóg. Przychodzą mi na myśl słowa Chrystusa: „Wy dajcie im jeść”. Teraz my jesteśmy jego dłońmi i stopami. Poprzez swoje uczynki, przykład, postawę mamy Go nieść innym. Msza święta oraz modlitwa są dla mnie tutaj bardzo ważne. Największym zagrożeniem jest to, że można pracować dla Chrystusa, ale bez Niego. Cały dzień możemy biegać, pomagać, robić mnóstwo rzeczy, ale nie mieć chwili czasu na to aby wejść do kaplicy i się pomodlić. Człowiek bardzo szybko może się wtedy wypalić i stać się pusty. Jeśli nie będzie brał z Naczynia Pełnego Miłości to sam nie będzie miał innym co dać. Życie człowieka składa się z różnych małych drobiazgów. W Albanii doświadczyłam po raz pierwszy bardzo wielu rzeczy np:

-pierwszy raz widziałam na własne oczy osła i sowę
-jadłam melona i arbuza z cytryną
-piłam herbatę z miętą
-widziałam bunkry
-grałam w piłkę nożną z chłopcami na wioskach i nawet udał mi się strzelić 2 gole
-dzieci na zajęcia przyniosły żółwia
-Kastriot chciał podarować nam swojego ukochanego gołębia, któremu nawet obciął pióra aby ten nie odfrunął
-byłam w prywatnym zakładzie fryzjerskim „Słodka Tajemnica” otworzonym na moje potrzeby przez Szaloną Martkę i Bartolomea
-dostałam przezwisko Pagórka. Ma ono podwójne znaczenie pochodzę z Tęgoborzy, więc są to tereny pagórkowate, a drugie- w Albanii pa oznacza „bez” czyli bez gór. Dzieciaki rozbrajają mnie, gdy tak do mnie wołają. Długo by jeszcze wymieniać. Są to takie małe rzeczy, które wzbogacają nasze życie. Wiele rzeczy w Albanii mnie zaskoczyło i każdego dnia zaskakuje. To, że można przechodzić na czerwonym świetle a obok stoi policjant to, że nikt się nie spieszy oraz to, że z byle głupoty może dojść do tragedii, ale o tym następnym razem.

Pozdrawiam wszystkich gorąco. Proszę o modlitwę.

Do zobaczenia
Magda Smoleń a teraz też Pagórka MWDB

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7