Bartek Frania starannie rysuje krzyżyk obok swojego nazwiska. Bo przecież pisać nie potrafi. Ten krzyżyk to znak, że dziś, w Roku Pańskim 1755, wstępuje w szeregi Bractwa Różańcowego. Wraz z Bartkiem krzyżyki stawia w księdze Bractwa prawie cała wieś.
Staliśmy, trzymając róże
Bractwa różańcowe powstawały także i wcześniej w różnych parafiach. We Wrocławiu dominikanie powołali je już w 1481 roku, w Krakowie w 1484 roku. Jednak właśnie w małym Boronowie najlepiej widać, jak Różaniec wiąże pokolenia prapradziadków z ich wnukami. Do Bractwa w Boronowie wstępowali ludzie z ogromnego obszaru. – Tylko w ciągu pierwszych dziesięciu lat zapisało się dwa tysiące ludzi ze 141 miejscowości – mówi Damian Gołąbek. – Są wpisy nawet z miasta Meit w Czechach, są wpisy z Raciborza, Byczyny i Piotrkowa Trybunalskiego. To okrąg o średnicy 200 kilometrów – mówi.
Ten rozmach był możliwy dzięki ojcom dominikanom z Bytomia, którzy w XVIII wieku opiekowali się kościółkiem w Boronowie. Bractwa różańcowe są propagowane właśnie przez dominikanów. – Dominikanie to jest zakon różańcowy. To się wiąże z objawieniami naszego założyciela, świętego Dominika – tłumaczy ojciec Stanisław Maria Kałdon, dominikanin z klasztoru w Warszawie.
To właśnie on przed kilkunastu laty wygłosił w Boronowie rekolekcje, po których Bractwo znów zaczęło żyć. Bo przed 1994 rokiem w księdze zieje spora przerwa. Zapisy urwały się na październiku 1910 roku, kiedy to wpisały się m.in. niejakie Józefa Rak i Franciszka Kowalski. Na szczęście jednak jeden z poprzednich proboszczów, ks. Eugeniusz Marcisz, w 1994 roku wpadł na pomysł, żeby zaprosić na rekolekcje dominikanina i odnowić Bractwo. To niezwykle celnie trafiło w potrzeby ludzi.
Irka Czernecka do dziś pamięta chwilę, gdy wstępowała do Bractwa. – To było wieczorem. Każdy z nas trzymał zapaloną świecę i pojedynczą, dużą różę. Koło mnie stali bardzo leciwi panowie Myrcik, dziś już nieżyjący, i Brol z Dębowej Góry. Oni też trzymali róże. Byłam wzruszona, zwłaszcza na ich widok – wspomina. Razem z Irką do bractwa wstąpił Karol, jej mąż. – Wstąpiliśmy do Bractwa ze swoimi intencjami: o jedność w rodzinie, o to, żebyśmy się zawsze dali Panu Bogu prowadzić po odpowiedniej drodze, i o powstrzymanie plagi pijaństwa – wylicza Karol. Czerneccy wypełniają zobowiązania Bractwa, modląc się razem. Zazwyczaj wieczorem. Czasem też w samochodzie, bo Karol jest pszczelarzem i nieraz jeździ z ulami po całym regionie. Często modlą się w intencji swoich wnuczek. – Ta modlitwa przynosi nam niesamowite wyciszenie – wyjaśnia Irka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.