Jawne Bractwo Różańca

Przemysław Kucharczak

publikacja 12.10.2007 18:11

Bartek Frania starannie rysuje krzyżyk obok swojego nazwiska. Bo przecież pisać nie potrafi. Ten krzyżyk to znak, że dziś, w Roku Pańskim 1755, wstępuje w szeregi Bractwa Różańcowego. Wraz z Bartkiem krzyżyki stawia w księdze Bractwa prawie cała wieś.

Jawne Bractwo Różańca Damian Gołąbek pokazuje feretron Bractwa z XVIII wieku fot. Henryk Przondziono

Choć od tamtej chwili minęły wieki, to we wsi Boronów pod Lublińcem Bractwo Różańcowe wciąż działa. To zadziwiające, jak długo może trwać taka tradycja. Ksiądz Werner Olejnik, proboszcz w Boronowie, przewraca ciężką okładkę księgi Bractwa. Są w niej nazwiska dzisiejszych mieszkańców Boronowa i ich przodków sprzed przeszło dwóch stuleci. Nazwisk są tysiące. Wpisy zaczynają się pod rokiem 1755. Ktoś, pewnie ksiądz, ładnie wypisał nazwiska, a ludzie podpisali się obok krzyżykami.

Choćby Eva Świerczowa, Marianna Wiatrkówna, Serafin Kraffczyk, no i Bartek Frania wraz z Sophią. Czyli Zośką, być może żoną Bartka. – Wiecie, że przewijają się tu te same nazwiska, które do dzisiaj mamy w parafii? Rodzina Frania do dziś mieszka niedaleko, bardzo fajni ludzie – mówi z pasją proboszcz. – Ciągle mamy też parafian o nazwiskach Świerc, Wiater, Krawczyk – tłumaczy. Te same nazwiska widać też kilkadziesiąt stronic dalej, w części współczesnej księgi. Tylko imiona zdarzają się nowsze: pojawiają się Adrianny i Janki. W czasie rekolekcji przed niespełna 13 laty do Bractwa wpisało się aż 631 osób. A parafia Matki Bożej Różańcowej w Boronowie jest niewielka, mieszkało w niej wtedy ok. 3 tys. ludzi.

Pół Różańca dziennie
Ale po co komu tego typu bractwa? Nie lepiej odmawiać Różaniec bez żadnych zobowiązań? No jasne, można. Ale niejednemu o wiele łatwiej nadać jakąś regularność swojej modlitwie, gdy wstąpi do takiej wspólnoty. W Bractwie Różańcowym trzeba wypełniać kilka warunków. Nie wydają się jakoś morderczo trudne. Najważniejszy: odmawiać 15 tajemnic różańcowych w ciągu tygodnia. Kiedy i o jakich porach? To bez specjalnego znaczenia. – Gdybyśmy na to popatrzeli statystycznie, to wychodzi niecałe pół Różańca na dzień – wyjaśnia ksiądz Olejnik. – Ludzie, którzy przed 13 laty wstąpili w Boronowie do Bractwa, zobowiązali się dodatkowo do uczestnictwa w Mszach świętych w pierwszą sobotę miesiąca. Członkowie Bractwa szczególnie mocno modlą się u nas o dobrą śmierć – wylicza.

Emerytowany nauczyciel Damian Gołąbek czasem odmawia Różaniec sam, a często z żoną, która też jest w Bractwie. Pisze książki o historii Boronowa. – W księdze Bractwa znalazłem też moich własnych przodków. W 1777 roku wpisał się do niej Ignacy Gołąbek z wioski Dębowa Góra. W dalszych latach zapisali się też jego syn Filip i wnuk Józef Gołąbek, który jest moim dziadkiem – opowiada.

Staliśmy, trzymając róże
Bractwa różańcowe powstawały także i wcześniej w różnych parafiach. We Wrocławiu dominikanie powołali je już w 1481 roku, w Krakowie w 1484 roku. Jednak właśnie w małym Boronowie najlepiej widać, jak Różaniec wiąże pokolenia prapradziadków z ich wnukami. Do Bractwa w Boronowie wstępowali ludzie z ogromnego obszaru. – Tylko w ciągu pierwszych dziesięciu lat zapisało się dwa tysiące ludzi ze 141 miejscowości – mówi Damian Gołąbek. – Są wpisy nawet z miasta Meit w Czechach, są wpisy z Raciborza, Byczyny i Piotrkowa Trybunalskiego. To okrąg o średnicy 200 kilometrów – mówi.

Ten rozmach był możliwy dzięki ojcom dominikanom z Bytomia, którzy w XVIII wieku opiekowali się kościółkiem w Boronowie. Bractwa różańcowe są propagowane właśnie przez dominikanów. – Dominikanie to jest zakon różańcowy. To się wiąże z objawieniami naszego założyciela, świętego Dominika – tłumaczy ojciec Stanisław Maria Kałdon, dominikanin z klasztoru w Warszawie.

To właśnie on przed kilkunastu laty wygłosił w Boronowie rekolekcje, po których Bractwo znów zaczęło żyć. Bo przed 1994 rokiem w księdze zieje spora przerwa. Zapisy urwały się na październiku 1910 roku, kiedy to wpisały się m.in. niejakie Józefa Rak i Franciszka Kowalski. Na szczęście jednak jeden z poprzednich proboszczów, ks. Eugeniusz Marcisz, w 1994 roku wpadł na pomysł, żeby zaprosić na rekolekcje dominikanina i odnowić Bractwo. To niezwykle celnie trafiło w potrzeby ludzi.

Irka Czernecka do dziś pamięta chwilę, gdy wstępowała do Bractwa. – To było wieczorem. Każdy z nas trzymał zapaloną świecę i pojedynczą, dużą różę. Koło mnie stali bardzo leciwi panowie Myrcik, dziś już nieżyjący, i Brol z Dębowej Góry. Oni też trzymali róże. Byłam wzruszona, zwłaszcza na ich widok – wspomina. Razem z Irką do bractwa wstąpił Karol, jej mąż. – Wstąpiliśmy do Bractwa ze swoimi intencjami: o jedność w rodzinie, o to, żebyśmy się zawsze dali Panu Bogu prowadzić po odpowiedniej drodze, i o powstrzymanie plagi pijaństwa – wylicza Karol. Czerneccy wypełniają zobowiązania Bractwa, modląc się razem. Zazwyczaj wieczorem. Czasem też w samochodzie, bo Karol jest pszczelarzem i nieraz jeździ z ulami po całym regionie. Często modlą się w intencji swoich wnuczek. – Ta modlitwa przynosi nam niesamowite wyciszenie – wyjaśnia Irka.

Od Bractwa bardziej modny jest dziś w Polsce Żywy Różaniec. Jego Róże to wspólnoty 20 ludzi, którzy codziennie przez miesiąc odmawiają Różaniec – jedna osoba jedną tajemnicę. Żywy Różaniec też promują dominikanie. Tu jednak większy akcent jest położony na wspólnotę. W Bractwie zobowiązanie do modlitwy ma bardziej indywidualny charakter.

Wspólnota z dominikanami
Na stole u Czerneckich leżą dwa dyplomy Bractwa Różańcowego. „Ciebie Najświętsza Mario Panno Królowo Różańca Świętego, Prawdziwa Boża Rodzicielko, biorę sobie za patronkę i opiekunkę” – głoszą wybite na dyplomie litery. – „I proszę Cię pokornie, abyś mnie wspierała w moich wszystkich potrzebach, teraz i w godzinę śmierci mojej”. Na pierwszym dyplomie widać imię i nazwisko Karola, na drugim Ireny.

– A wiecie, że jak mi żona umrze, to muszę jej dyplom odesłać do dominikanów w Krakowie? A jeśli ja umrę pierwszy, to ona odeśle mój – mówi wesoło Karol Czernecki i pokazuje pieczątkę z prośbą o odesłanie dyplomu na jego odwrocie.

Odsyłać dyplom po śmierci? Ale po co? – A po to, żeby za zmarłego członka bractwa modlili się też dominikanie! – odpowiada ojciec Stanisław Gołąb, dominikanin i opiekun Bractwa Różańcowego. – Odprawiamy wtedy za tego zmarłego Mszę świętą. Członkowie Bractwa Różańcowego należą przecież do naszej duchowej wspólnoty dominikańskiej. My się modlimy za osobę, która jest nam bliska – mówi.

Jeśli chcesz wstąpić do Bractwa Różańcowego, napisz : Ojcowie Dominikanie, Bractwo Różańcowe ul. Freta 10, 00-227 Warszawa. Twoje wstąpienie do Bractwa dominikanie potwierdzą listownie.



Za: Gość Niedzielny 40/2007