Wigilia w zakonach. Dawniej siostry elżbietanki z Katowic piekły świąteczne pierniki w chlebowych piecach. Dziś kupują gotowe, ale tak jak dawniej, dzielą się nimi z biednymi i chorymi.
Brat Cecylian jest zakonnikiem od 25 lat. Kucharzem jest z zamiłowania. Kiedyś posiłkował się książkami kucharskimi. Ale po tylu latach praktyki nie są mu już potrzebne. Na franciszkańską Wigilię przygotowuje co roku około 60 kg karpia i 3 litry moczki. – Musi być tak gęsta, żeby mysz mogłaby po niej przejść, nie topiąc się – śmieje się. I dodaje: - Jestem przyzwyczajony do tak dużej ilości przygotowywanych potraw wigilijnych, bo przecież codziennie gotuję dla 80 współbraci – mówi. – Część potraw przygotowujemy już wcześniej, ale i tak Wigilię spędzam w kuchni. Wraz z pomagającymi mi osobami wieczerzuję w kuchni. Do refektarza idę później, by podzielić się ze współbraćmi opłatkiem.
Najważniejsze o północy
Po wieczerzy, około godz. 20.00 rozpoczyna się druga część – spotkanie opłatkowe. Najmłodszy z braci – junior, prosi ojca prowincjała lub gwardiana o błogosławieństwo, by mógł godnie głosić Słowo o Bożym Dzieciątku. Po czym wchodzi na ambonkę i mówi kazanie. Po jego zakończeniu wraca do przełożonego i klęcząc wyznaje winę, że niegodnie głosił Słowo, przełożony zaś nadaje juniorowi symboliczna pokutę. Potem ogólnie składa życzenia wszystkim współbraciom, dziękując im za całoroczną prace. Odczytywane są też wówczas życzenia, które nadeszły do klasztoru. Wreszczie wszyscy zakonnicy dzielą się opłatkiem i częstują się słodkościami – moczką i makówkami. Są też symboliczne paczki – ze słodyczami, środkami higieny, kawą. Przed północą zakonnicy odmawiają brewiarz, chór śpiewa kolędy w bazylice. O północy wszyscy uczestniczą w Pasterce.
Ojciec Juliusz Rydlewski w zakonie jest od 1953 roku. – Nasza Wigilia w zasadzie od lat się nie zmienia – mówi. - Z tym, że kiedyś kazanie, które wygłaszał najmłodszy zakonnik było po łacinie. Tradycja wigilijna, potrawy są ważne, ale nie najważniejsze. Bo to, co najważniejsze odbywa się o północy, przy ołtarzu.
Brat Jordan ostatnie dwie Wigilie spędził na misjach w Republice Centralnej Afryki. – Na misjach trzeba mieć wzgląd na różne kultury, dlatego rezygnuje się wtedy z wielu własnych tradycji – mówi. - Jedną z Wigilii spędzałem wraz z misjonarzami z Konga, Francji, Kolumbii i Polski. Sama wieczerza była bardzo skromna – ryż, trochę mięsa, które zostało z obiadu, napoje w butelkach. – Figurki do stajenki zabraliśmy z Polski. Jeden z braci spędzał samotnie święta w wiosce w dżungli. Wysłałem mu „gorący kubek” czerwonego barszczu. I ta zupa z torebki to była wtedy jego cała wigilijna wieczerza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.