Bez intencji idziesz 3 dni, a potem... albo już masz intencję, albo wracasz do domu. Inaczej nie ma sensu.
Już po raz 35. pielgrzymi z Warmii i Mazur wyruszyli do Częstochowy. W tym roku idą pod hasłem: „Duch, który umacnia miłość”. Na miejsce dotrą 12 sierpnia. – Chcemy wpisać się w ogólnopolskie hasło i rozważać rolę Ducha Świętego w Kościele, we wspólnocie – tłumaczy ks. Jarosław Dobrzeniecki, dyrektor warmińskich pieszych pielgrzymek.
Czasem słońce...
Katarzyna na pielgrzymkę na Jasną Górę wybiera się po raz 12., Mateusz – po raz 16. Jednak pierwszy raz idą razem, już jako małżeństwo. – Wiele razy pada to określenie, ale pielgrzymka naprawdę pozwala „naładować duchowe akumulatory”. Czas spędzony z Bogiem, drugim człowiekiem, swoimi słabościami pomaga przez cały rok trzymać się na dobrej drodze – mówi Mateusz i tłumaczy, że na pielgrzymce jak w życiu – czasem słońce, czasem deszcz. Spotyka się wielu ludzi, również takich, z którymi nam nie bardzo po drodze, ale nie można przed nimi uciekać przez 2 tygodnie i trzeba jakoś się dogadywać. – Ja na pielgrzymce doświadczam ogromnej wolności. Wszystko, co zewnętrzne, ograniczone jest do minimum – dbamy o najbardziej potrzebne rzeczy: spanie, jedzenie, mycie się. Idziemy z naszym plecakiem w atmosferze modlitwy, radości, wspólnoty i to pozwala inaczej spojrzeć na świat – podkreśla Kasia. Oboje zaznaczają, że na pielgrzymce konieczna jest intencja. – Są tacy, którzy idą dla frajdy, a po 3 dniach już są w domu albo odnajdują w tym wszystkim sens i odmieniają całkowicie swoje podejście. Intencja ciągnie – jeśli wiemy, po co idziemy, daje nam to energię, sens – tłumaczy Kasia. – Pielgrzymka w pewien sposób obnaża człowieka, na pełnej trudów trasie wychodzi z nas wszystko: lęki, egoizm, szacunek do innych. Dlatego też przyjaźnie pielgrzymkowe są takie mocne. Krąg naszych najbliższych przyjaciół to właśnie znajomi z pielgrzymki – w trudzie najlepiej poznaje się drugiego człowieka, a droga wszystko weryfikuje – podkreśla pątniczka.
...czasem deszcz
Doświadczeni pielgrzymi mówią, że najważniejsze na pielgrzymce są dobre buty, płaszcz przeciwdeszczowy i różaniec. Ale zdarzają się i tacy, którzy idą tak, jak wyszli z domu. – Na jednej z moich pierwszych pielgrzymek była taka sytuacja, że jeden pan nas odprowadzał. Tak mu się spodobało, że przeszedł z nami cały dzień i został na drugi. Pielgrzymi to życzliwi ludzie, więc dali mu ręcznik, mydło, nawet ubranie. Kolejnego dnia też mu było ciężko wrócić do domu, więc już tak został – żona się zgodziła, pielgrzymi zrobili zrzutkę i tak szedł z nami przez 2 tygodnie – opowiada Kasia. Oboje podkreślają, że pielgrzymka to wyjątkowy czas – zarówno dla pielgrzymów, jak i tych, którzy ich przyjmują w swoich domach. – To forma wyznawania wiary – dzielenie się tym, co się ma, z obcymi, potrzebującymi. To też bardzo krótkie rekolekcje; czasami ludzie, których się spotyka, traktują pielgrzymów jak księdza na spowiedzi – wypłakują swoje problemy, proszą o modlitwę. Oni czekają na te dni: nocujemy w tych samych miejscach, więc niektórych gospodarzy znamy już bardzo dobrze. Oni dzielą się z nami dachem nad głową, kromką chleba, a my odwdzięczamy się dobrym słowem i zanosimy ich intencje do Matki Bożej – mówi Mateusz. – Podczas jednej pielgrzymki mieliśmy nocować w miejscowości, gdzie od 3 miesięcy nie padał deszcz – wodę dla ludzi i zwierząt dowozili strażacy. Wiedzieliśmy o tym już wcześniej, po drodze modliliśmy się w tej intencji. Na miejscu dla nas woda była – ludzie się nie myli, żeby nam jej nie brakło. Każdy gospodarz prosił w tej jednej właśnie intencji – żeby wreszcie spadł deszcz. To była pierwsza sytuacja, kiedy – wychodząc rano w deszczu – cieszyliśmy się, że idziemy mokrzy. Pielgrzymi nie znoszą deszczu – lepsze największe słońce niż najmniejszy deszcz, ale wtedy to było coś wyjątkowego – opowiada Kasia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.