Krzyż na drogę - Wielki Post z Gościem O wypadku, co był łaską, symultanicznym nawróceniu i całej prawdzie o in vitro, z Radosławem Pazurą rozmawia Agata Puścikowska.
On wchodzi w te szczeliny, które nie są wypełnione miłością, wiarą. Sporo już zdziałał w naszym życiu. Boi się go Pan?
– Nie! Jest słaby, beznadziejny i mam go gdzieś! I będę z nim walczył. Wiem, że to istota o dużo większej inteligencji niż nasza, ludzka. Ale wiem też, że gdy się ma oparcie w Bogu, te jego sztuczki są w gruncie rzeczy prymitywne. No choćby ułuda, że „życie na kocią łapę” jest dobre i fajne. Szatan pokazuje pozory, blichtr. A prawda jest inna: tylko sakrament daje prawdziwe szczęście i pozwala na rozwój miłości, bo opiera się na Bogu. Bez Niego w dłuższym czasie nie uniesiemy żadnego ciężaru, nie oszukujmy się.
Po nawróceniu odkrył Pan powołanie do małżeństwa?
– Kochaliśmy się i byliśmy ze sobą wiele lat. Ale jednak coś nas blokowało. Powstała pustka. Dopiero po wypadku otworzyliśmy się na Boga, i to było początkiem przemian, a konsekwencją był nasz ślub. Na Bogu osadziliśmy nowe, wspólne życie. Pomogły nam w tym sąsiadki – siostry klaryski oraz ojcowie kapucyni. Dzięki nim świadomie uciekliśmy od zgiełku, paparazzi, fleszy. Wzięliśmy ślub we Frascatti pod Rzymem: była obecna tylko najbliższa rodzina. Mogliśmy się skupić i właściwie przeżyć ten sakrament. Na ołtarzu położyliśmy zeszyty z postanowieniami na nowe życie. Żeby Pan Bóg zobaczył, że to On jest najważniejszy, że sakrament jest dla nas wielkim darem i opoką.
A rodzicielstwo? Aż trudno mi uwierzyć, że będąc ze sobą kilkanaście lat, nie myśleliście o dziecku.
– Wydawało nam się, że chcieliśmy dziecka, ale teraz wiem, że tak naprawdę baliśmy się tego. Bo żyliśmy właśnie w pustce, o której wspomniałem. Nie byliśmy w stanie dostrzec, że rodzicielstwo to cud. Że narodziny dziecka to mistyka. Dlatego teraz wołam do młodych ludzi: nie żyjcie tak głupio, jak my kiedyś, a do sakramentu podchodźcie roztropnie i poważnie.
Gdy pojawiło się powołanie do bycia rodzicami, pojawiły się i problemy. Media donosiły o różnych terapiach, sugerując in vitro.
– Otworzyliśmy się na Boga, a więc także na naukę Kościoła, zdaliśmy się całkowicie na Jego łaskę. Zakładaliśmy również, że Jego wolą może być i to, że nie będzie nam dane cieszyć się nowym życiem. Oczywiście robiliśmy, co w ludzkiej mocy: dobry lekarz, wczytywaliśmy się w naturalny cykl kobiecy, itd. Trzy lata prób, nadziei, rozczarowań. Wytoczyliśmy też duchowy „ciężki sprzęt”: sakramenty, Msze św., pielgrzymki. Siostry klaryski bardzo się za nas modliły. Kiedyś też udzieliliśmy wywiadu na temat naszego ślubu. Przeczytał to ksiądz mieszkający w Watykanie. Nawiązał z nami kontakt, obiecał codzienną modlitwę przy grobie Ojca Świętego. Wierzę, że to również Janowi Pawłowi II zawdzięczamy córkę.
Ma na imię Klara Maria. Domyślam się, że to w podzięce dla...
– Świętej Klary, oczywiście. I wiadomo, Maryi. Nasza Klarcia urodziła się w styczniu 2007 roku. Prawie dokładnie 4 lata po moim wypadku. Do tej pory dziękuję za wszystko św. Klarze, bo to patronka mediów elektronicznych, telewizji, a więc i nasza. Wierzę, że ma nas w swojej opiece i nie da nam zginąć.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»