Pazura bierze krzyż

Krzyż na drogę - Wielki Post z Gościem O wypadku, co był łaską, symultanicznym nawróceniu i całej prawdzie o in vitro, z Radosławem Pazurą rozmawia Agata Puścikowska.

Obyło się bez buntu: „Panie Boże, nie mogłeś inaczej”? Chyba nie chciałabym się nawracać metodą takiego kija...
- Buntu nie było, chociaż na początku, całkowicie błędnie, przyjąłem, że ten wypadek to była kara za złe życie. A przecież Pan Bóg nie jest okrutny. On tworzy scenariusz dla każdego człowieka inny – każdemu daje inną drogę, inny krzyż do udźwignięcia. W moim przypadku musiał wiedzieć, że tylko takie cierpienie mnie przebudzi. Musiał też wiedzieć, że Dorota będzie umiała się podnieść, walczyć. Przez 7 lat od wypadku, odkąd staramy się żyć z Bogiem - wciąż odczytuję Jego obecność. Czasem dreszcz mnie przechodzi, gdy zauważam, jak namacalnie działa. Kojarzę pewne sytuacje, ludzi, wydarzenia, książkę, która akurat wpadła mi do ręki – to są takie małe pomoce od Niego. On cały czas nas prowadzi. Ktoś powie „crazy man”, a ja dzięki tym znakom wiem, że idziemy dobrą drogą.

Crazy man. W środowisku tak się o Panu mówi?
– Nie wiem, bo nie bywam w tzw. środowisku. Ale mogę być i „crazy”. W życiu najważniejsze jest przyszłe życie. To, co się dzieje tu i teraz, to początek. Prawdziwe życie będzie po tamtej stronie. Teraz już wiem, że jestem powołany, żeby tak pracować nad sobą, aby przygotować się do przejścia, aby nie bać się starości i przygotować się na nią. I żeby umieć przyjąć
cierpienie, które z nią się wiąże. Cierpienie każdego z nas spotka – wcześniej lub później.

Cierpienie równa się krzyż?
– Cierpienie jest częścią krzyża, ale nie można się go bać. Krzyż to droga, to dar, to łaska. To wielka tajemnica.

Pewien, zapewne mądry, teolog napisał, że krzyż można przyjąć z miłością lub odrzucić z odrazą. A stany pośrednie? Ja się krzyża boję – takiego choćby, jakiego Pan doświadczył.
– Chyba nie ma jednak stanów pośrednich. Ale większość z nas jest rzeczywiście gdzieś pośrodku. Z biegiem czasu, doświadczeń, myślę jednak, że Bóg prowadzi nas do siebie – i wtedy łatwiej zaakceptować krzyż z miłością. Poza tym – jak mówiłem – przecież droga każdego z nas jest inna. Krzyż, który niesie bliźni, być może nie byłby do udźwignięcia przeze mnie i odwrotnie. I Bóg o tym wie.

Jest rok 2010. Czego Pana uczy krzyż w tej chwili? Do czego jest Pan przez krzyż powołany?
– Chcę szukać siebie prawdziwego, czyli takiego, jakiego stworzył mnie Pan Bóg. On stwarza nas po to, żebyśmy doszli do zbawienia. Ale ponieważ rodzimy się z grzechem, a potem brniemy w grzech, musimy wykonać ogromną pracę – przemieniać się codziennie i prosić, by On w tym pomógł. I nawet trudności, które potocznie nazywamy krzyżem: denerwującego kolegę w pracy, rutynę czy ból głowy, musimy wykorzystywać do wewnętrznej przemiany. W mojej pracy też muszę uważać, bo ten zawód bywa niszczący. I muszę się modlić, żeby sytuacje, które na pozór przerastają, nie zostały wykorzystane przez szatana. Bo jeśli się tych sytuacji nie odda Bogu, szatan znajdzie sobie kanały, wejdzie do naszego życia.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11