Głowa dzisiejszego młodego człowieka pracuje na pełnych obrotach, zaprzątnięta albo ideami i systemami, albo po prostu pragnieniami i zachciankami, którymi karmią go media. Przestrzenie serca leżą jednak odłogiem, koniecznie trzeba więc uspokoić umysł, żeby mógł on usłyszeć tę modlitwę.
W Taizé nie ma moralizatorstwa. Odnajdują tu męską czystość, to znaczy mężczyzn zachowujących czystość, którzy równocześnie żyją pełnią swojej męskości. Dla tych młodych ludzi to przykład niezwykły. Należy zdać sobie z tego sprawę: mają oni ogromne pragnienie czystości, a czystość pozwala na rozwój osoby. Tego również poszukują w Taizé i, co bardzo ważne, poza wszelkim moralizowaniem. Poza tym niewątpliwie przyciąga ich kojące piękno. Żyją w świecie, gdzie sztuka często jest pełna przemocy, gdzie muzyka może być pełna przemocy, gdzie wysławia się ciało, ale często jest ono zniekształcone i pozbawione wszelkiego znaczenia. Podczas gdy w Taizé istnieje coś, co Dionizy Areopagita nazywał „pięknem komunii”.
W swoim traktacie „Imiona Boże” pisał, że piękno jest jednym z imion boskości i że to piękno tworzy wszelką komunię. Tymczasem piękno, które rodzi się w dzisiejszym społeczeństwie, jest raczej pięknem namiętności a nawet zawłaszczenia, zawierającym elementy niemal magiczne. Młodzi odnajdują w Taizé piękno spokojne, głębokie, kojące – w śpiewach, równocześnie bardzo ładnych i bardzo prostych; w ikonach; w twarzach. Nie ma nic piękniejszego niż twarz rozjaśniona spojrzeniem pełnym zaufania i łagodności. Istnieje tajemnica piękna, które w wymiarze ostatecznym jest pięknem Boga. Wreszcie, w świecie, który staje się coraz bardziej pokawałkowany i ujednolicony przez zbiorowe nienawiści, młodzi ludzie doświadczają w Taizé jedności w różnorodności, a to jeszcze mocniej zaspokaja ich najgłębsze potrzeby. Istnieją podziały, lecz równocześnie postępuje globalizacja: młodzi ludzie coraz częściej podróżują z jednego krańca Europy na drugi, jeżdżą po całym świecie, mają więc konkretne poczucie uniwersalności.
W jednoczącej się Europie, w jednoczącym się świecie wytwarzają się wszystkie możliwe formy irytacji, które uprzejmie nazywa się „zachwianiem poczucia tożsamości”, a wówczas, prawdopodobnie z obawy przed tą unifikacją, która, jak się wydaje, topi wszystko w tej samej stechnicyzowanej szarości, każdy szuka potwierdzenia swojej tożsamości i na ogół potwierdza ją przeciwko komuś innemu. Taizé natomiast przyciąga, ponieważ jest tu uniwersalizm, a równocześnie chroni się tożsamość każdego człowieka. Od nikogo nie żąda się rezygnacji z własnej przynależności narodowej lub wyznaniowej; przeciwnie, te różnorodności wzajemnie się wzbogacają, uczą się wzajemnej akceptacji. Młodzi chrześcijanie mogą więc przeżywać jedność w różnorodności. W świecie takim, jak dzisiejszy, to naprawdę cudowne doświadczenie. Obecnie potrzebujemy zarówno przekroczenia abstrakcyjnego uniwersalizmu, jak i zamkniętych, skonfliktowanych partykularyzmów. W Taizé istnieje uniwersalizm konkretny i partykularyzmy otwarte, porozumiewające się między sobą.
Gotowość do bezinteresownego wysłuchania otwiera na tajemnicę
Żyjemy w społeczeństwie, w którym słucha się bardzo mało. Ludzie mówią, ale słuchają tylko pod tym warunkiem, że sami też będą mogli mówić: to gra monologów. W takiej sytuacji pozostaje tylko pójść do psychoanalityka! A zatem trzeba by zająć się tworzeniem więzi między poszukiwaniami nieświadomości i rzeczywistością nadświadomości, która zmierza w kierunku sensu. W istocie, w ludzkiej nieświadomości istnieje nie tylko podświadomość biologiczna, kosmiczna i związana z przeznaczeniem ludzkiej osoby od czasu dzieciństwa (jak to wykazali Freud i Jung), ale również (co zauważył taki „egzystencjalistyczny psychoanalityk”, jak Viktor Frankl) istnieje nadświadomość, która potrzebuje sensu, która zmierza w stronę tajemnicy.
Ostatecznie, szczególnie w momencie przekraczania progu czterdziestu lat, o którym mówił Jung, ale również wcześniej, źródłem neurozy często nie jest religia, ale brak poczucia sensu lub nieobecność religii w głębokim znaczeniu tego słowa. Można by powiedzieć, że to Chrystus czeka na nas w głębi naszego serca, aby nadać sens naszej egzystencji. Serce za sprawą życia duchowego będzie się stopniowo otwierało. I nie potrzebuje ono niczego innego, jak otwarcia się.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.