Byłem człowiekiem sukcesu. Dawałem zarobić kilkuset osobom. Każdy błąd kosztowałby nie tylko mnie, ale też tych, z którymi współpracowałem. Dlatego postanowiłem zająć się studiami nad skutecznością, trafiłem na kurs samokontroli umysłu metodą Silvy.
W ten sposób chciałem osiągnąć pewność, że moje działania odniosą taki skutek, jaki sobie zamierzę. Miałem wpływ na innych ludzi, także w sferze duchowej. Popadałem jednocześnie w najcięższe grzechy, a uważałem się za wspaniałego człowieka. Miewałem jednak pewne przebłyski. Momentami dochodziła do mnie prawda o duchowej pustce. Samokontrola umysłu okazała się praktyką okultystyczną, która otworzyła mnie na działanie demona. To było moje piekło.
Gdzieś przeczytałem, że jeśli człowiek poprosi Jezusa o pomoc, to jego życie się zmieni. Wypowiedziałem taką prośbę, moje życie się jednak nie zmieniło, więc doszedłem do wniosku, że to bzdura. Wiele lat później pierwszy raz uklęknąłem przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Zacząłem też chodzić do kościoła i prosiłem Boga, by mówił do mnie „wielkimi literami”. Nie wiedziałem wówczas, że Bóg zaczął mnie leczyć. Doświadczałem duchowego pokoju i piekła psychicznego, gdy Bóg wyplątywał mnie z pułapek, w które popadłem.
Teraz wciąż dostępuję chwili Zmartwychwstania. Polega to na tym, że wziąłem wreszcie odpowiedzialność za moje życie. Mam pięcioro dzieci, ale jeśli moja żona zechce, będziemy mieli następne… Nie lękam się o mój los. Po ośmiu latach od mojego pierwszego nawrócenia jestem wreszcie wolnym człowiekiem. Czuję codziennie Bożą opiekę, zatroskanie o mnie. Dalej grzeszę, ale jeśli dziś odchodzę od Niego, to już tylko na chwilę, bo nie ma większego szczęścia, jak pełnić wolę Osoby, która kocha mnie najbardziej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.