Elżbieta gorszyła otoczenie. Gdy jej mąż, landgraf Ludwik, wracał do zamku, rzucałamu się na szyję i całowała w usta. Wielokrotnie! Przy ludziach!
Jak cichy sen
W Marburgu mieszkał też ksiądz Konrad, teraz już inkwizytor. Jego ponura gorliwość powszechnie budziła już raczej strach niż szacunek. Elżbieta ponownie poddała się jego kierownictwu. Ten na początek kazał jej oddalić dzieci. Miały wrócić na zamek, bo sposób życia matki nie licował z ich książęcą godnością. Elżbieta zniosła tę rozłąkę, co przypisywała łasce Bożej.
Po czasie Konrad kazał księżnej rozstać się z jej wiernymi przyjaciółkami, Gudą i Izentrudą. W ich miejsce sprowadził prymitywną zakonnicę i szlachciankę – wdowę, którą sam określił jako „bardzo surową i nieprzyjemną”. Oba babsztyle doskonale nadawały się do tresury ascetycznej. Uprzykrzały jej życie najlepiej, jak potrafiły, a gdy księżna zaopiekowała się zakaźnie chorymi, doniosły Konradowi. Ten spoliczkował księżnę, jak to miał w zwyczaju, „dla pokory”. Czasem biczował ją też do krwi.
Ponura duchowość Konrada zderzyła się z rewolucją w średniowiecznej pobożności, jaką przyniósł święty Franciszek. W wyniku tego zderzenia cało wyszła Elżbieta. Nie darmo nosiła habit franciszkański. Gdy w ufundowanym przez siebie szpitalu spełniała najbardziej odrażające posługi, gdy biegała z kubłami i prała szmaty trędowatych, coraz jaśniej widziała, że to jest radość doskonała.
Wycieńczona poczuła w końcu, że nadchodzi śmierć. Wyspowiadała się, przyjęła Komunię. Sam Konrad pojął, że tej kobiecie, którą gnębił, nie dorasta do pięt. „Niech mi Bóg wybaczy” – pisał w liście do papieża, przyznając, że ją prześladował. Ostatnie chwile świętej tak opisał: „Po zmierzchu leżała rozjaśniona i aż do pierwszego piania koguta zdawała się być pogrążona w najgłębszej modlitwie. Radziła też wszystkim gorąco się modlić i odeszła jakby w cichym śnie”.
Był 17 listopada 1231 roku. Nikt nie miał wątpliwości, że zmarła święta. Potwierdzały to liczne cuda. Papież kanonizował Elżbietę cztery lata później. Byłoby szybciej, ale proces kanonizacyjny opóźniła śmierć głównego świadka – Konrada. Zginął zamordowany przez nienawidzących nadgorliwego inkwizytora wrogów.
Po trzech wiekach, gdy Turyngię zaleje fala protestantyzmu, nawet sam Luter, choć odrzucił kult świętych, powie: „Myślę, że Elżbieta jest rzeczywiście święta”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.