Księżna od biedy - św. Elżbieta Węgierska

Elżbieta gorszyła otoczenie. Gdy jej mąż, landgraf Ludwik, wracał do zamku, rzucałamu się na szyję i całowała w usta. Wielokrotnie! Przy ludziach!

Elżbieta, gdy tylko mogła, towarzyszyła mu w podróżach. Gdy nie mogła, Ludwik odpłacał jej bezwzględną wiernością. Podczas jednej z wypraw możni sugerowali mu, że z dala od domu mógłby sobie przecież „pofolgować”, jak czynią to inni książęta. – Jeśli moja łaska, panowie, jest wam miła, strzeżcie się powtórzyć to raz jeszcze. Mam żonę i pozostanę jej wierny – uciął ostro.

Wtedy, jak złowrogi cień, pojawił się w życiu Elżbiety ksiądz Konrad z Marburga – wykształcony teolog, surowy asceta, płomienny kaznodzieja. Zdawał się nie znać słabości u siebie i nie rozumieć jej ich u innych. Miał pełnomocnictwa papieskie do głoszenia krucjaty i zwalczania herezji. Ceniono go za bezstronność i bezkompromisowość. Elżbieta dostrzegła w nim danego od Boga kierownika duchowego i spowiednika. Konrad zabrał się ostro do dzieła. Najpierw zakazał jej jeść to, co pochodziło z podatków. Kończyło się to często tak, że Elżbieta piła tylko wodę i zagryzała chlebem. Potem ksiądz Konrad zakazał księżnej udziału w biesiadach u ludzi, których uznał za tyranów i zdzierców. Następnie kolej przyszła na ograniczenie dobroczynności swojej podopiecznej. Mistrz chciał okiełznać jej skłonność do rozrzutnego rozdawania dóbr i wyćwiczyć ją w pokorze.

Umarł świat
Nadszedł rok 1227. Elżbieta oczekiwała trzeciego dziecka. Któregoś dnia natrafiła w kieszeni mężowego ubrania na krzyż z czerwonego sukna. Zrozumiała, że Ludwik wybiera się na krucjatę. Zemdlała. Gdy ją ocucono, zaczęła błagać męża, żeby został. – Pozwól mi jechać. Złożyłem ślub – tłumaczył. Elżbieta opanowała się. – Niech ci Pan pomoże wypełnić Jego wolę. Oddałam Mu ciebie i siebie – powiedziała, tłumiąc łzy. Gdy nadszedł dzień rozstania, Elżbieta nie mogła oderwać się od Ludwika. Czuła, że widzą się po raz ostatni.

Dwa miesiące później Ludwik zmarł na statku u wybrzeży Włoch. Wieść o śmierci ukryto przed Elżbietą, aż doszła do siebie po urodzeniu trzeciego dziecka. Gdy oznajmiono jej, co się stało, księżna zaniosła się szlochem. – Zmarł! Nie żyje! Umarł dla mnie świat i jego radości! – powtarzała w kółko.

Nie chciała pełnić urzędu regentki. Zrzekła się go na rzecz szwagra Henryka. Ten dał posłuch zawistnikom, którzy mieli dość „dziwactw” księżnej. Atmosfera na zamku stała się tak nieznośna, że któregoś dnia Elżbieta opuściła Wartburg. Mówiono, że została wygnana. Jak było naprawdę, nie wiadomo. Dość, że Elżbieta z dziećmi, z Gudą i Izentrudą nocowała w jakimś chlewie w Eisenach. Wieść o tym zrobiła w okolicy ogromne wrażenie. Ale sama księżna pozostała spokojna. Dwórka Guda zaświadczała, że jej pani doznawała już wtedy łaski kontemplacji. Widziała niebo, a w nim Jezusa. – Ponieważ pragniesz ze Mną przebywać, i Ja tego pragnę – usłyszała Jego słowa.

O Elżbietę upomniał się jej wuj, biskup Eckbert z Bambergu. Sprowadził ją do siebie. Gdy z Ziemi Świętej wrócili rycerze Ludwika, przywieźli ze sobą jego kości. Po pogrzebie doszło do pojednania Elżbiety z regentem Henrykiem. Księżna poprosiła szwagra, żeby przeznaczył jej jakieś miejsce z dala od dworu, gdzie mogłaby oddać się modlitwie i dziełom miłosierdzia. Ten z ulgą pozbył się bratowej, „wariatki”. Otrzymała Marburg i okolice. Wyznaczyła zarządców miasta, a sama zamieszkała z dziećmi w małym domku z gliny. Przyjęła habit Trzeciego Zakonu św. Franciszka i złożyła śluby.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11