O kulcie relikwii, polskim „prawie” do Jana Pawła II i o protezie brata Alberta z ks. prof. Grzegorzem Rysiem rozmawia Jacek Dziedzina.
Ks. prof. dr hab. Grzegorz Ryś, historyk Kościoła, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, b. dyrektor Archiwum Krakowskiej Kapituły Katedralnej na Wawelu, autor książek (m.in. „Celibat”, „Inkwizycja”), publicysta, pracował w komisji historycznej w czasie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II
Jacek Dziedzina: Plan poćwiartowania ciała Jana Pawła II jest już gotowy: jedni chcą serce, drudzy rękę, inni palec… Dla pierwszych chrześcijan takie zachowanie byłoby co najmniej dziwne
Ks. Grzegorz Ryś: – U pierwszych chrześcijan takie zachowanie nie byłoby możliwe przede wszystkim z powodów kulturowych – to byli obywatele rzymscy. Rzymianie mieli absolutny szacunek dla ciała zmarłego. Po drugie nie grzebali zmarłych w obrębie miasta. Są sławne wyjątki dwóch cesarzy Trajana i Marka Aureliusza, którzy uzyskali pochówek w Rzymie, ale na wysokich kolumnach. Więc niby w mieście, ale tak naprawdę poza nim. Wszystkie cmentarze powstawały poza miastem. Właśnie dlatego na przykład pierwsze kościoły chrześcijańskie, które powstawały na grobach męczenników, budowano poza miastem. Bazylika św. Piotra, św. Pawła są przecież za murami Rzymu. Pierwsze pokolenia chrześcijan na pewno nie zgłaszałyby takich postulatów odnośnie do ciała świętego, co nie oznacza, że nie znały kultu relikwii. Tylko te relikwie miały zupełnie inny charakter. Najczęściej były to fragmenty materiału, którym pocierano trumnę świętego, tzw. brandea.
Co takiego stało się, że ten stosunek do ciała został przełamany i dokonano pierwszej chrześcijańskiej ekshumacji?
– Po pierwsze Wschód był mniej wrażliwy na traktowanie ciała z tak dużym szacunkiem, po drugie Za-chód przestał być rzymski. W wyniku wędrówki ludów, kiedy Europa stała się barbarzyńska, wiele zahamowań kultury rzymskiej zostało usuniętych. Chociaż jest sławny przykład Grzegorza Wielkiego, który nie godził się na dzielenie ciał świętych w Rzymie, a żył już w barbarzyńskiej Europie. Dla niego takie praktyki były nie do pomyślenia.
Chrześcijanie zaczęli chcieć być bliżej świętych kości. Także zmarłych chowano w pobliżu grobów męczenników. Z czego to wynikało?
– Po ustaniu prześladowań zaczęto stawiać większe budowle sakralne w obrębie miast. Wtedy pojawił się problem, dlatego że w ciągu pierwszych wieków wytworzył się zwyczaj budowy ołtarza nad grobem męczennika. Stąd wzięła się tradycja, że w ołtarzu były relikwie męczennika. Dlatego kiedy zaczęto stawiać już kościoły w miastach, próbowano też zachować tę tradycję. W niej się kryje bardzo ładna teologia eucharystyczna. Święci Ambroży i Augustyn pokazują męczennika jako kogoś, kto w sposób wzorowy przeżywa Eucharystię: ze stołu eucharystycznego przyjmuje Ciało i Krew Chrystusa i sam oddaje Chrystusowi swoje ciało i krew. Dlatego męczennik jest wzorem przeżywania Eucharystii. Później doszedł jeszcze wątek, który groził przesunięciem akcentów. Męczennik przez fakt oddania życia jest też podobny do Chrystusa i już we wczesnym średniowieczu pojawia się zwyczaj, że w ołtarzu umieszczano relikwie męczennika, razem z konsekrowanymi hostiami. Te hostie stały się czymś w rodzaju relikwii po Chrystusie- -męczenniku, a obok nich były relikwie męczennika. I łatwo sobie wyobrazić, że mogło to prowadzić do przechodzenia znaczeń: skoro Chrystus jest rzeczywiście obecny pod postacią chleba, to i te relikwie męczenników nabierają takiego charakteru, że święty jest obecny w tym znaku.
Ćwiartowanie ciał świętych i wędrówka relikwii sprawiały, że czasem trudno było określić ich autentyczność. Na rynku relikwii pojawiało się wiele fałszywek…
– To też jest kwestia innej mentalności w średniowieczu. Średniowieczny człowiek, kiedy pytał o autentyczność relikwii, to nie w takim duchu jak my to robimy dzisiaj. Wcale nie zamierzał odtwarzać całej drogi historycznej, jak fragment ciała świętego znalazł się tysiące kilometrów od miejsca jego życia, tak jak relikwie Jakuba w Composteli czy Łazarza w Marsylii. Średniowieczny człowiek myślał tak: jeśli w danym miejscu, gdzie jest kult świętego i jego relikwie, dokonują się jakieś nadzwyczajne znaki, są uzdrowienia, ludzie mówią o łaskach, których doznają, to wątpliwości ustępują. Dowodem na autentyczność relikwii jest to, że kult owocuje łaskami nadzwyczajnymi.
To rodziło się oddolnie. I pasterze podążali za owcami, a nie odwrotnie. Zmysł wiary ludu Bożego?
– Pobożność ludowa była porównywana do rzeki, która płynie szerokim korytem i niekoniecznie jest łatwa do opanowania. Kościół nauczający działa tu często w roli strażaka, który próbuje opanować jakiś żywioł. Pamiętajmy jednak, że religijność prostych ludzi w średniowieczu to była religijność konkretu. Bardziej nie Pan Bóg, a święty, a jeśli święty, to najlepiej „nasz”. Lepszy jest święty, który jest znany, z naszego środowiska, niż Apostołowie. Wystarczy sobie poczytać pierwsze żywoty św. Wojciecha. Mówią np. o tym, jak to chory cesarz Otton chodził po rzymskich kościołach i szukał wstawiennictwa, i nie został uleczony ani przez Pawła, ani przez Piotra. Przyjechał do Gniezna, do człowieka, którego znał, który był mu bliski, i tu doświadczył cudu. Dalej, kwestia ciała. Proszę zauważyć, że średniowiecze, które miało podejście do ciała bardzo ostre, ascetyczne, negatywne, dokonało przewartościowania w przypadku ciała świętego po śmierci. Ciało poniewierane wcześniej, teraz jest czymś świętym. Ten moment, może w ludowych kategoriach, pokazuje też to, o co w chrześcijaństwie chodzi: szacunek dla ciała ludzkiego.