- powiedziała o swoim życiu Matka Teresa w jednym z wywiadów kilka miesięcy przed śmiercią. Wyznała, że to codzienne, proste wypełnianie życzenia, które jako młoda dziewczyna otrzymała od swojej mamy.
W Prem Dan, co znaczy „Dar Miłości”, posiadłości ofiarowanej Misjonarkom Miłości, w której mieszkało kilkuset ubogich ludzi, pracował pewien kierowca znany z szybkiej i niebezpiecznej jazdy. Pewnego wieczoru wiózł Matkę Teresę do Domu Generalnego. Jechał wyjątkowo szybko. W pewnym momencie Matka Teresa powiedziała do niego łagodnie: „Wiesz, ja wcale nie boję się spotkać z moim Stwórcą, ale zapamiętaj sobie, że jest tylko jedna Matka Teresa”.
Gdy siostry po raz pierwszy miały wyjechać poza Indie - do Wenezueli, niektóre z niepokojem pytały: „Jak damy sobie radę w nowym kraju bez znajomości języka i obyczajów?”. Matka powiedziała im: „Nie bójcie się, małej wiary, mówicie przecież językiem zrozumiałym dla wszystkich ludzi, językiem miłosierdzia”. Na pytanie: „Co zabrać ze sobą do nowego kraju?” - odpowiadała: „Serce i ręce”.
W czasie pewnej podróży samolotem pomiędzy Panamą i Waszyngtonem, gdzie miała się spotkać z prezydentem Reaganem, nagle wstała i poszła do toalety. Była najważniejszą osobistością na pokładzie, więc wszyscy ją obserwowali. Po kilku minutach wyszła i przeszła do drugiej toalety. Za chwilę poszła do toalet środkowych, a następnie do tych w tyle samolotu. Gdy w końcu wróciła, kilka osób popychało siostrę siedzącą obok, aby zapytała, co tam robiła. „Co robiłam? Egzorcyzmy” - odparła . Okazało się, że Matka wyczyściła wszystkie toalety jumbo jeta. Takie było jej przygotowanie do spotkania z prezydentem.
Na przejściu granicznym w Gazie (Palestyna) żołnierz zapytał, czy ma przy sobie jakąś broń. Odpowiedziała: „Oczywiście, mam przy sobie mój modlitewnik”.
Ktoś zapytał Matkę Teresę: „Co Matka zrobi, kiedy przestanie być Przełożoną Generalną?”. Odpowiedziała: „Jestem doskonała w czyszczeniu toalet i ścieków”.
Później uzupełniła: „Nie jest ważne, co robimy, ale ile miłości wkładamy w swoją pracę. Jeśli należę do Chrystusa i w tym momencie oczekuje On ode mnie czyszczenia toalet, zaopiekowania się cierpiącym na trąd czy też rozmowy z prezydentem Stanów Zjednoczonych - to wszystko jedno, ponieważ jestem tym, kim Bóg chce, bym była i robię to, co On chce. Należę do niego”.
Matka Teresa opowiadała, że kiedyś, jeszcze na początku jej pracy z ubogimi, zachorowała i w wysokiej gorączce zaczęła majaczyć. Wydawało się jej, że stanęła przed św. Piotrem, który powiedział do niej: „Wracaj. W Niebie nie ma slumsów!”. Matkę Teresę bardzo to rozgniewało i odpowiedziała: „Bardzo dobrze! W takim razie napełnię Niebo biedakami i będziecie tu mieć slumsy. A wtedy będziecie musieli mnie przyjąć”.
Za zgodą redakcji pisma Jezus żyje
Naszej podróży do Kalkuty wszędzie towarzyszył tłum, bieda i brud. Zatłoczone pociągi, perony pełne żebraków, podróżnych i handlarzy sprawiały wrażenie jakby tutaj człowiek się nie Uczył, jakby liczył się tylko tłum. Przerażająca nędza znieczula i przyzwyczaja do widoku cierpiących, głodujących, kalekich.
Kalkuta jest pod tym względem szczególna. Na chodnikach najbogatszej z ulic, gdzie hałas trąbiących samochodów i ruch nie da się porównać z żadną z europejskich ulic, śpią całe rodziny. Przechodnie lawirują pomiędzy śpiącymi lub ich po prostu przekraczają. Pod namiotami z folii mieszkają dzieci, dorośli i starcy...
Kalkuta jest miastem poświęconym bogini zemsty - Kali. Dziś, tuż za ścianą Domu Czystego Serca, tzw. umieralni, znajduje się świątynia Kali, gdzie codziennie w ofierze składane są kozy, którym kapłan obcina głowy. Jeszcze w XIX wieku w Indiach istniała sekta, która uważała, że najlepszym sposobem oddawania czci Kali, jest podrzynanie ludziom gardeł...
W taki świat weszła Matka Teresy. Mówiła o sobie, że jest hinduską. Pokochała tych ludzi i poświęciła im całe swoje życie.
Przyjechaliśmy do Kalkuty w 1997 r. Były to ostatnie dni życia Matki Teresy, chociaż nic nie wskazywało na jej rychłą śmierć. W trakcie pobytu pisaliśmy na gorąco pamiętnik, w którym spisaliśmy m.in. nasze wrażenia ze spotkania z Matką.
„Dziwne i jednocześnie głęboko poruszające jest spotkać żywego Świętego. Wydawało się, że Matka Teresa powinna być drobna, krucha, prześwitująca i nieziemska. Bardziej z tamtego niż z tego świata. A tymczasem jest dość dobrze odżywiona, niegruba, duża staruszka, żelazna staruszka. Pomimo że nie jest już przełożoną nadal rządzi. Wyznacza czas skupienia, kończąc ciszę energicznym uderzeniem w poręcz fotela, rozpoczyna modlitwy, pierwsza otrzymuje Komunię Św. Przełożonej Siostry Nirmali nie widać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.