"Św. Ignacego można szanować, ale nie kochać, tak naprawdę kochać można tylko św. Franciszka z Asyżu" - tak nie całkiem żartobliwie lubi określać swój stosunek do założyciela Towarzystwa Jezusowego jeden z jezuitów.
Nazywając siebie pielgrzymem, tak opowiada szczególnie trudne momenty swego oczyszczenia: "W owym czasie mieszkał wzmiankowany Pielgrzym w pokoju, który mu dali dominikanie w swoim klasztorze. Wytrwale oddawał się modlitwie po 7 godzin dziennie, na kolanach, wstając co dzień o północy, i wszystkim innym ćwiczeniom pobożnym wyżej wymienionym. Ale w tym wszystkim nie znajdował żadnego lekarstwa na swe skrupuły, które go męczyły przez kilka miesięcy. Pewnego razu, gdy był szczególnie udręczony, zaczął się modlić i w zapale głośno wołać do Boga mówiąc: »Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi, ani u żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je znaleźć, żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo! Choćbym miał biegnąć za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to...«".
Przypomnijmy, te słowa dyktuje Ignacy młodemu jezuicie Ludwikowi Gonsalvesowi da Camara w 1554 r., a więc na dwa lata przed śmiercią, gdy był już generałem rosnącego w siłę i liczbę zakonu. Uznał za stosowne przywołać je, nie bał się kompromitacji, utraty autorytetu. Chciał, by jego synowie duchowi znali pełną prawdę o jego słabości, a nade wszystko o wielkości łaski Boga, która wszak na słabości buduje. Jakby tego było mało, Ignacy nie waha się przywołać straszliwej pokusy... targnięcia się na własne życie: "Gdy był zajęty tymi myślami, nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby się rzucić w dół przez wielki otwór, który był w jego pokoju blisko miejsca, gdzie zwykle się modlił. Ale wiedząc, że byłoby to grzechem zabić samego siebie, zaczynał wołać do Pana: »Panie nie uczynię tego, co Ciebie obraża!« I powtarzał te słowa i tamte poprzednie wiele razy".
Może na tym poprzestańmy. Od razu muszę poczynić wyznanie. Nie przywoływałem tych słów samego Założyciela Towarzystwa Jezusowego, by epatować, raczej by przywrócić właściwe proporcje - Ignacy Loyola był takim samym człowiekiem jak ty i ja, on musiał przebyć daleką drogę od samowystarczalnego poczucia panowania nad sobą i światem do pokornego uznania, Kim tak naprawdę jest Pan i czego od niego oczekuje. Gdy to zrozumiał, wiele się w jego życiu zmieniło.
Nie sposób o tym wszystkim opowiedzieć w krótkim artykule. Ale jedno można rzec - Ignacy stał się człowiekiem słuchającym, słuchającym nade wszystko Boga, ale również ludzi. Z człowieka posiadającego prawdę (wizja kariery wojskowej, model świętości "wymuszanej" na Bogu) przemienił się w człowieka szukającego prawdy. I właśnie owo przestawienie akcentów uczyniło go człowiekiem opatrznościowym dla Kościoła w burzliwym okresie rozłamu chrześcijaństwa zachodniego. Jego główną bronią stała się książeczka Ćwiczeń duchownych - dramatyczny zapis jego własnych poszukiwań. Bez niej nie powstałby imponujący system edukacyjny, nie byłoby znakomitych teologów ani wybitnych misjonarzy. Można o tym wszystkim przeczytać w świetnie napisanej książce amerykańskiego jezuity Johna O'Malleya "Pierwsi jezuici". Zresztą również rodzima historiografia, pisana nie tylko przez jezuitów (i dzięki Bogu!), dostarcza również wielu danych o zaskakującym sukcesie tych zakonników. Budzą oni coraz większą uwagę historyków na Wschodzie.
Podziwiając dokonania synów duchowych św. Ignacego Loyoli warto pamiętać o bólu, w jakim samo dzieło się zrodziło. Jeśli czegoś nam dzisiaj brak, to cierpliwego wsłuchiwania się w wolę Boga i w znaczenie znaków czasu. Ignacy potrafi tego nauczyć, warto się więc w jego, z bólu i niezrozumienia, również najbliższych, zrodzone dzieło wczytywać, choćby po to, by nie ulec zawsze żywej w Kościele pokusie triumfalizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.