Siema, Kryzys!

Gdy wszedłem do sklepu (nie wiedziałem, że pracują w nim sami chrześcijanie), jeden chłopak miał duchowe doświadczenie, że wszedł sam diabeł. Poszedł na zaplecze i zaczął się modlić.

Reklama

Agresywnie

Coraz bardziej ciągnęło mnie w stronę kiboli. Byli razem, a ja szukałem wspólnoty. Pewnego dnia w salonie gier zaczepił mnie jeden z nich: „Daj kasę”. Nie miałem nic, a ponieważ wstydziłem się tego, odpowiedziałem mu ostro. „Poczekaj, pogadamy po salonie”. Wiedziałem, że zaraz zawoła kumpli. Nie myliłem się. Otoczyła mnie grupka. Byłem hardy i postawiłem się im. O dziwo sprawiło to, że zostałem przez nich zaakceptowany. Zobaczyli, że nie jestem leszczem, który przeprasza. Nawiązaliśmy relacje. Wchodziłem do salonu, słyszałem: „Siema, Kryzys” i wiedziałem, że jest dobrze. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Zacząłem jeździć na mecze.

Całą zawodówkę przejechałem na takim wózku, że zawsze chodziłem na lekcje i gdy byłem zagrożony, mówiłem nauczycielom: „Mam stuprocentową frekwencję, tylko głupi jestem i nauka mi nie wchodzi. Wybrońcie mnie”. I wybraniali.

Czas po lekcjach spędzałem z kumplami. Zaczęły się kibolskie akcje. Gdy zaczynałem się bać, piłem i znów mogłem kozaczyć. Chodziłem po mieście i niczego się nie bałem. Mimo że osiedla miały ze sobą kosę, nikt mnie nie ruszał. Zawsze mogłem liczyć na ekipę. Co nas łączyło? Bieda i trudności w rodzinach. Byłem rozdarty: z jednej strony był stadion, bójki, ulica, a z drugiej targałem sąsiadce zakupy na czwarte piętro. Tęskniłem za dobrem, ale wstydziłem się tego.

Zryli mu beret

Gdy miałem 24 lata, przyszedł do mnie brat. Była jesień 1992 roku. W czasie rozmowy któraś z moich bliźniaczek zaczęła płakać. Byłem potwornie zmęczony i rzuciłem: „Znowu ryczy! Pousuwałbym je, gdyby aborcja było dozwolona”. I wtedy mój brat odparował: „Bogdan, Bóg nie chce zabijania. Jestem przeciwny aborcji”. „Co? Jaki Bóg? Co ty gadasz?” – zawrzała we mnie krew. Zacząłem krzyczeć. Wyciągnąłem z rękawa wszystkie argumenty, łącznie z Holocaustem. „Patrz, jakie mieliśmy życie, jaką rodzinę, a ty wyjeżdżasz z jakimś Bogiem?”. Okazało się, że Darek dzięki kumplowi trafił do wspólnoty Miasto na Górze. Spotkał w niej żywego Boga. Było tam kilku moich kumpli z podstawówki, zaczęli o mnie pytać. Nie miałem pojęcia o tym, że zanim Darek przyszedł do mnie, przez pół roku modlił się o to, by opowiedzieć mi o Bogu. Tak się bał. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Nikt nie chciał Kryzysowi głosić Ewangelii… Mój brat się odważył. Na odchodne rzucił: „Przyjdź w środę na spotkanie. Pamiętaj, jest ktoś, kto będzie robił wszystko, byś tam nie trafił”. „Kto?” – zapytałem. „Diabeł”.

„Oj, niedobrze!” – pomyślałem. Mój brat nigdy nie był wybitnie kościelny. „Wpadł w jakąś sektę. Zryli mu beret. Muszę tam pójść, by go ratować. Gdyby mówił tylko o Bogu, to jeszcze bym zrozumiał. Ale diabeł? To na bank sekta!”

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama