Siema, Kryzys!

Gdy wszedłem do sklepu (nie wiedziałem, że pracują w nim sami chrześcijanie), jeden chłopak miał duchowe doświadczenie, że wszedł sam diabeł. Poszedł na zaplecze i zaczął się modlić.

Kotwica

Gdy mój brat się urodził, postanowiłem sobie, że będzie osobą, której nigdy nie okłamię. To była jedyna kotwica, która trzymała mnie w przekonaniu: „Nie jestem taki zły. Jest alkohol, ulica, są zadymy, ale mam kogoś, kogo nigdy nie okłamię”.

Kiedyś, gdy byliśmy nastolatkami, strasznie zachciało mi się kurzyć. Nalałem wódki. „Darek, chodź. Napij się” – zawołałem. Posłuchał. Wyciągnąłem fajki i powiedziałem: „Pamiętaj, gnojku, jak powiesz mamie, że ja palę, to ja powiem, że ty pijesz”.  (śmiech) Przeraził się, ale gdy przyszła mama, zawołał: „A Bogdan dał mi wódkę”.

Nie chciałem pójść na spotkanie wspólnoty. Jeździłem wtedy autobusami w MZK i co szósty dzień miałem wolny. Spotkanie było w środę, a ja tego dnia nie pracowałem. Nie chciałem okłamać brata i kombinowałem, co zrobić, by nie iść. Chciałem umówić się z kumplami, ale jak na złość nikt z nich nie mógł. Nie mogłem znaleźć alibi. Ostatecznie pojechałem na to nieszczęsne spotkanie do Aleksandrowic z jasną misją ratowania brata. Argumentem, który mnie załamał, było słowo o diable: jeśli nie przyjdę, to on naprawdę uwierzy w tego demona i sekta będzie miała przewagę. Musiałem pójść.

Patrzę, jest Darek. Stoi bezpieczny. Gdyby ktoś chciał go zatrzymać siłą, to będzie miał ze mną do czynienia. Zaczęli podchodzić ludzie: „Dobrze, że jesteś”. „Ustawiona sytuacja; pewnie Darek powiedział im, że będę, i poprosił, by byli mili. Co to znaczy »Dobrze, że jesteś«? Gdybyś widział, kim jestem, tobyś się tak nie cieszył” – myślałem.

Wytrwałem do końca. Pomyślałem: „Czekajcie, ja tu przyjdę za tydzień bez zapowiedzi i zobaczymy, czy będziecie tacy mili”. Mój brat nie wiedział, że tego dnia kończę wcześniej pracę. Wchodzę i znowu słyszę: „Dobrze, że jesteś”. Zacząłem się przysłuchiwać modlitwom. Jeden facet przeprosił Boga za grzech nieczystości. „Jaki porąbany gościu! Przecież słucha go setka ludzi! W życiu nie przyznałbym się do czegoś takiego” – pomyślałem. Ale, paradoksalnie, te słowa mnie zatrzymały. Dały do myślenia.

Zacząłem chodzić na spotkania. Zastanawiałem się: o co w tym chodzi? Siadałem z tyłu, nie brałem udziału w modlitwach. Słuchałem. Odpoczywałem. Ludzie komentowali słowo Boże, a ja stopniowo zaczynałem je chłonąć. Zaczęło we mnie rezonować. Byłem zdumiony, bo wychodziłem z tych spotkań spokojny.

Co mam robić?

Widziałem, że ci ludzie nie udają. Oni naprawdę byli radośni. W pewnym momencie zakiełkowała we mnie myśl: „Chciałbym żyć tak jak oni. Nie chcę już okłamywać wszystkich wokół i uciekać przed samym sobą”. „Co mam robić”? – spytałem brata. „Oddaj życie Jezusowi”. „A co z grzechami?”. „Zapłacił już za nie Jezus”.

Oddałem życie Jezusowi na ścieżce prowadzącej do domu. „Boże, jeśli jesteś, idę za Tobą na całość”. Modlitwa trwała 20 sekund. Pozornie nic się nie zmieniło. Życie jak życie, rano wstajesz do roboty. Po trzech dniach szwagier powiedział: „Bogdan, ty od trzech dni nie przeklinasz”. A kląłem jak szewc. Nawet nie zauważyłem, że moja mowa się wyczyściła. Zachwycił mnie pokój serca, który dostałem w prezencie.

Żona podchodziła do mojej przemiany z ostrożnością. Zbyt wiele razy się sparzyła. A ja żyłem od środy do środy. W czasie modlitwy o chrzest w Duchu Świętym ogarnęło mnie wielkie poczucie pokoju. Płakałem. Słowa są bezradne wobec tego, co się we mnie działo.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6