Przystanek Jezus: Nie przyszli lepsi do gorszych

"Nasza nieobecność byłaby manifestacją braku zainteresowania ludźmi, którzy tu przyjeżdżają - mówi ks. A. Draguła. - My tu musimy być, by zaświadczyć, że ci ludzie nas interesują. Młodzież przyjeżdżająca na "Przystanek Woodstock" w pewnym sensie miałaby nawet prawo mieć do nas żal, gdyby nas zabrakło".

Dobre na tamten czas
Kiedy dwa lata temu na scenie "Przystanku Jezus" występowali 2TM 2,3, przyszły tłumy. Ale organizatorzy zauważyli jednocześnie, że wszystko "kończyło się przed sceną". "Wraz z biskupem Edwardem doszliśmy do wniosku, że formuła Przystanku Jezus z 1999 r. była bardzo dobrym pomysłem właśnie na tamten czas. Wtedy było potrzebne, by, między innymi, zamanifestować swoją obecność na "Przystanku Woodstock", aby zaistnieć w sposób wyrazisty - mówi ks. A. Draguła. - Sytuacja się zmieniła i także nasza rola jako "Przystanku Jezus" jest nieco inna".
Lazaret istnieje, ale z tych samych "dyplomatycznych" powodów nie jest nazywany w ten sposób. Chcą uniknąć zarzutów, że próbują organizować jakąkolwiek formę medycznej pomocy. Zdaniem organizatorów "Przystanku Woodstock", to nie jest potrzebne, bo sami są w stanie taką pomoc zapewnić. Ale wojskowe namioty "Przystanku Jezus", podobnie jak w ubiegłym roku, szybko stają się schronieniem dla pijanych, zaćpanych, leżących na ziemi. "To jest zwykła, ludzka pomoc - podniesienie leżącego, nakrycie go kocem
i podanie gorącej herbaty, kiedy się obudzi. Chcemy po prostu, aby tę noc spędził w warunkach nieco bardziej godnych człowieka, czyli na pewno nie pod śmietnikiem" - mówi ks. A. Draguła.

Po prostu być z innymi
Pomysł na ewangelizację jest prosty - być z ludźmi. Być z nimi w każdym momencie. Jak są głodni - dać im jeść, dzielić się tym, co mają, jeśli leżą, to trzeba ich podnieść, jeśli chcą rozmawiać, to poświęcić im tyle czasu, ile potrzebują. Jeśli ktoś zarzuca, że przyjechali tu lepsi do gorszych, to jest w sporym błędzie. W ich zachowaniu nie sposób znaleźć choćby namiastki takiej postawy.
"Ci od Jezusa" chodzą po polu namiotowym i... nie zagadują nikogo. Nie chcą później spotykać się z zarzutami o jakąkolwiek próbę indoktrynacji. Za to często sami są zaczepiani. Tu giną wszelkie bariery. Ludzie podchodzą, pytają - najchętniej księży. W tym roku przyjechało ich wyjątkowo dużo, blisko czterdziestu. Są także siostry Jezusa Miłosiernego "specjalistki od satanistów". Do tego około pięciuset młodych ludzi z całej Polski oraz siedemdziesięciu kleryków. Choć często spotykają się z zaczepkami "ty klecho, ty Jezus...", szybko okazuje się, że nie ma w tym odrobiny agresji. Może poza kilkoma wyjątkami. Raz jakiś szaleniec biegał po polu i gryzł napotykanych księży.
Wioska "Przystanku Jezus" jest na samym końcu pola namiotowego. Wszyscy o tym wiedzą i bardzo dużo ludzi przychodzi tam porozmawiać. Często włączają się do modlitw odmawianych przy krzyżu. Do miejsca, w którym rozbite są namioty uczestników "Przystanku Jezus" przyciąga także wydawane za darmo jedzenie, a takich, którym piwo "wypłukało" kieszeń nie brakuje.
"Jesteśmy na placu jak inni uczestnicy, może poza tym, że dzielimy się chlebem i staramy się pomóc tym, którzy tego potrzebują - mówi ks. A. Draguła. - Myślę, że Jurek Owsiak też zrozumiał, że nie walczymy z tym, co on tu robi
i nie próbujemy konkurować".

Poznali się w Żarach
Przemek pochodzi ze Świebodzina w woj. lubuskim. Adrianna z Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku. Obydwoje pochodzą ze szkół Nowej Ewangelizacji. Poznali się w 1999 roku na "Przystanku Jezus". Skoro okoliczności były wyjątkowe, to dlaczego ceremonia ich ślubu nie miałaby odbyć się w takiej samej, wyjątkowej atmosferze? O błogosławieństwo poprosili bpa E. Dajczaka.
W sobotę, w kościele garnizonowym zawierają związek małżeński. Kościół wypełniony po brzegi, rodzina, ale najbardziej widoczni są młodzi ludzie w białych koszulkach z napisem: "Bóg jest". W homilii Biskup mówi między innymi o kontraście między "Woodstockiem" a świątynią. "Tam dokonuje się zmaganie o to, by ktoś mógł być człowiekiem, a tutaj dokonuje się wielka celebracja miłości. Na tym świecie toczy się swoista bitwa między miłością a ciemnością, która zasklepia się w sobie. To małżeństwo, zawierane podczas takiej walki, ma szczególny, bo ewangelizacyjny wymiar" - mówi.

Nie możemy tu nie być
"Nasza nieobecność byłaby manifestacją braku zainteresowania ludźmi, którzy tu przyjeżdżają - mówi ks. A. Draguła. - My tu musimy być, by zaświadczyć, że ci ludzie nas interesują. Młodzież przyjeżdżająca na "Przystanek Woodstock" w pewnym sensie miałaby nawet prawo mieć do nas żal, gdyby nas zabrakło". Woodstock stał się platformą do demonstrowania swoich wartości, powstał swoisty wolny rynek i - jak mówi ks. A. Draguła - na tym rynku także my musimy być. "Nasza nieobecność tu byłaby poważnym błędem" - dodaje.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11