(...) Jego celem [w Apokalipsie] jest w ostateczności ukazanie, poczynając od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, sensu ludzkiej historii. Pierwsze i podstawowe widzenie tej księgi dotyczy bowiem postaci Baranka, który choć został zabity, stoi (por. Ap 5,6) przy tronie, na którym zasiadł już sam Bóg.
W centrum wizji, jakie przynosi Apokalipsa, są również bardo znamienne widzenia Niewiasty, która w bólach wydaje na świat Syna oraz komplementarna wizja Smoka, który choć spadł z nieba, jest jeszcze bardzo potężny. Niewiasta ta przedstawia Maryję, Matkę Odkupiciela, ale reprezentuje jednocześnie cały Kościół, lud Boży wszystkich czasów. Kościół, który we wszystkich czasach w wielkich boleściach rodzi zawsze od nowa Chrystusa i któremu stale zagraża moc Smoka, wydaje się bezbronny i słaby. Kiedy jednak Niewiasta zagrożona jest i prześladowana przez Smoka, osłania Ją pociecha ze strony Boga. W końcu zwycięstwo odnosi Niewiasta, a nie Smok. Oto wielkie proroctwo tej księgi, które napawa nas ufnością, a Niewiasta, która cierpi w ciągu historii, Kościół, który jest prześladowany, w końcu ukazuje się jako Oblubienica pełna blasku - obraz nowej Jerozolimy, gdzie nie ma już łez ani płaczu, obraz przemienionego świata, nowego świata, którego światłością jest sam Bóg, którego lampą jest Baranek.
Dlatego Apokalipsa Jana, chociaż pełna nieustannych odwołań do cierpień i udręk - mrocznego oblicza rzeczywistości - jest w równym stopniu przeniknięta częstym śpiewem chwały, który jest jakby jasnym obliczem historii. I tak na przykład, czytamy tam o wielkim tłumie, który śpiewa, niemal wołając: "Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła" (Ap 19,6-7). Mamy tu do czynienia z typowym paradoksem chrześcijaństwa, według którego cierpienie nie jest pojmowane jako ostatnie słowo, lecz widzi się w nim niejako punkt przejścia do szczęśliwości, owszem nawet ono samo jest w tajemniczy sposób przesiąknięte radością, jaka płynie z nadziei. Właśnie dlatego Jan, Natchniony z Patmos, może zakończyć swą księgę ostatnim pragnieniem, pulsującym drżeniem oczekiwania. Wzywa on ostatecznego przyjścia Pana: "Przyjdź, Panie Jezu!" (Ap 22,20). To jedna z centralnych modlitw rodzącego się chrześcijaństwa, przełożona przez św. Pawła na język aramejski jako "Marana tha".
Ta modlitwa: "Przyjdź, Panie Jezu", ma rozmaite wymiary. Naturalnie przede wszystkim jest oczekiwaniem ostatecznego zwycięstwa Pana, nowej Jerozolimy, Pana, który przychodzi i przemienia świat. Jednocześnie jest również modlitwą eucharystyczną: "Przyjdź, Jezu, teraz". I Jezus przychodzi, uprzedza swe ostateczne nadejście. Dlatego z radością jednocześnie mówimy: "Przyjdź teraz i przyjdź w sposób ostateczny". Jest i trzecie znaczenie tej modlitwy: "Przyszedłeś już, Panie, jesteśmy pewni Twej obecności wśród nas, jest ona dla nas radosnym przeżyciem, ale przyjdź w sposób ostateczny". I tak wraz z Natchnionym z Patmos, ze św. Pawłem, z rodzącym się chrześcijaństwem prosimy i my: "Przyjdź, Jezu! Przyjdź i odmień świat! Przyjdź już dziś i niech zwycięży pokój! Amen.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.