Z Jerzym Marszałkowiczem, zastępcą kierownika schroniska dla mężczyzn w Bielicach, współzałożycielem Towarzystwa Pomocy imieniem Brata Alberta, rozmawia Teresa Sienkiewicz-Miś.
14 maja 1988 roku pojechałem do Bielic. Wcześniej do zarządu głównego Towarzystwa doszła wiadomość, chyba od tamtejszego ks. proboszcza, że w Bielicach jest piękny, opuszczony dwór zabytkowy z połowy XVI i XVII wieku, rozbudowany w XIX wieku. Rzeczywiście zastałem opuszczony przez PGR piękny budynek. Zabrałem podopiecznych, którzy nie poszli do Szczodrego, i zamieszkałem z nimi w Bielicach. Stopniowo coraz więcej osób docierało do nas, trzeba było tworzyć nowe miejsca do spania, szukać źródeł utrzymania, pracy w lesie i u rolników. Bardzo się od tego czasu zmieniło, jest nowe kierownictwo, zmienili się pracownicy, a ja jestem tutaj cały czas.
Jak to się stało, że Ksiądz wybrał bardzo trudną drogę posługi ubogim, bezdomnym, jak Ksiądz mówi, pijakom i degeneratom?
– Pewne personalne powody zadecydowały o pracy w schronisku dla bezdomnych, ale zanim do tego doszło, wcześniej poznałem ludzi głodnych i bezdomnych. Gdy po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego siedziałem na furcie w seminarium, przechodzili przez nią biskupi, księża, klerycy, naukowcy, goście, dygnitarze, ale też przychodzili pijacy, nędzarze, bezdomni, wygłodzeni, wypuszczeni z kryminału.
Ja im dawałem jedzenie, ponieważ i tak zawsze ze stołu kleryckiego zostawała masa resztek, zupy, bułek zwykłych i słodkich, chleba. Wynosiłem zupę, wynosiłem chleb, herbatę w butelkach. Władze seminaryjne przez bardzo długi czas to tolerowały, chociaż jeden rektor robił mi bardzo duże trudności i już się liczyłem z odejściem, ale umacniał mnie w tej posłudze ubogim jeden ojciec duchowny, obecnie biskup senior Józef Pazdur, który mówił: – Dopóki rektor nie da ci tego na papierze, to ty trwaj, dawaj ten chleb głodnym. I przyszedł nowy rektor, który oświadczył, że nie będzie tego tolerował. Powiedziałem: – Dobrze, to ja odejdę. Byłem bardzo przygnębiony, ale dalej służyłem biednym, chociaż starałem się robić to dyskretnie, wynosiłem jedzenie przed bramę, nosiłem do mieszkań chorych, sam kupowałem chleb, bułki, skoro nie wolno mi było dawać resztek kuchennych. Trwało to długo, a rektor mi nic nie mówił. I gdy odchodziłem do baraku na Lotniczą, zapytał mnie, dlaczego odchodzę? On był trochę głuchy i podczas naszej pierwszej rozmowy zrozumiał, że ja się zgadzam z nim i już nie będę karmił tych biedaków.
Czy bezdomni to przede wszystkim alkoholicy?
– Gdy zacząłem prowadzić schronisko w Bielicach, zaczęło się ono zapełniać biedakami ze Szczodrego, bo tam kierownikiem został jakiś nieznający sprawy gość, który kategorycznie wyrzucał za picie alkoholu. 90 procent bezdomnych to ludzie pijący, w różnym stopniu, czasem przez rok nie piją, a czasem nie wytrzymują jednego tygodnia. Coraz krótsze okresy trzeźwości prowadzą do wcześniejszej śmierci. Przez 20 lat na cmentarzu w Bielicach pochowaliśmy 70 osób, to nie wszyscy, bo niektórych zabrała rodzina. Blisko 400 osób, które zahaczyły o to schronisko, już nie żyje. Pamiętamy o nich w modlitwie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.