Symbolem najczęściej spotykanym jest gołębica. Taki bowiem symbol wybrał sobie sam Duch Święty, kiedy pojawił się nad Chrystusem w rzece Jordan.
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego w zwyczajach polskich
Tak się pięknie w naszym klimacie układa, że Boże Narodzenie przypada na czas zimy. Dlatego jest to święto na wskroś rodzinne a choinka zielona ma szczególną wymowę w dniach, w których śmierć lodowa skrywa wegetację roślin. Wielkanoc przypada na przełom wiosny, na zwycięstwo nad śmiercią. Podobny cud dzieje się w duszach ludzkich, odrodzonych w wodach Chrztu świętego lub w Sakramencie Pokuty i Eucharystii. Czas Zesłania Ducha Świętego przypada w naszym kraju na okres szczytu wiosny, jej najpełniejszego rozkwitu, najbujniejszej roślinności. Dlatego uroczystość ta, jak wspomnieliśmy nosi w Polsce nazwę „Zielonych Świąt”. Wymowny to symbol tego, co Duch Święty dokonuje przez swoją łaskę w duszach, które są Mu wierne i całkowicie oddane. Nagrodą za to jest pełny i bujny rozwój życia łaski i nadprzyrodzonych cnót. Ze świętem tym, które tak głęboko weszło w klimat kultury polskiej, związane są podobnie jak z Bożym Narodzeniem i Wielkanocą różne zwyczaje. Wymienimy niektóre z nich. I tak domy, kościoły a nawet podwórza wewnątrz i zewnątrz stroi się drzewkami zielonymi lub gałęźmi. Podłogi i ziemię wyściela się tatarakiem, który w przekonaniach ludowych kiedyś miał wpływ na odpędzania złych duchów i szkodliwych przypadków. Pasterze obchodzili uroczyście w ten dzień swoje pola ze śpiewem, obnosząc obraz Matki Bożej i chorągiew kościelną. Przystrajano w zieleń wołu i prowadzono go do dworu. Pan wyprawiał młodzieży biesiadę pod gołym niebem.
Na Podlasiu był zwyczaj, że tego dnia dziewczęta wybierały swoją królową. Strojono ją w sukienkę różową przepasaną wstążką czerwoną lub niebieską, na głowę kładziono koronę z kwiatów. Twarz jej przykrywano, by nikt jej „majestatu" nie widział. Wybierano też „marszałków" z dziewcząt. Ubierały się wtedy w białe spódnice a na głowę brały kapelusze męskie. Tak chodzono po domach i śpiewano. Częstowano je.
Powszechna była „zabawa w zielone”. Warszawa wyruszała na Bielany na „majówkę”, gdzie były zabawy.
Na Śląsku, w wigilię święta, chłopcy skrycie przed domem ulubionej dziewczyny, zatykali żerdź z bukietem kwiatów. Gdy dziewczyna chciała okazać, że konkurenta odrzuca, w miejsce kwiatów zatykała miotłę. Dziewczęta dnia tego śpiewały piosenkę:
„Pościłabym piątki,
pościłabym środy,
Żeby mi się trafił
jaki chłopiec młody.
Pościłabym środy,
pościłabym piątki,
Żeby mi się trafił,
na Zielone Świątki”.
W niektórych stronach po domach chodzili chłopcy. Jeden ubrany był w zieleń i przystrojony w dzwonki. Niekiedy chłopiec przebrany był za niedźwiedzia przystrojonego zielenią.
W Poznaniu i w Krakowie wybierano „króla kurkowego”. We Francji, Flandrii i w Niemczech „bractwo kurkowe” istniało już w wieku XIII. Miało ono łączność z organizacją obronnych sił miasta. Do związku należeli obywatele (mieszczanie) zdolni do noszenia broni.
W Polsce najdawniejsze bractwo istniało w Świdnicy, założone już w roku 1286. W wieku XIV istniało ono we wszystkich większych miastach. Nazwa pochodzi od drewnianego kurka, czyli koguta, do którego strzelano. Co roku urządzano zawody strzeleckie i wybierano „króla kurkowego”. Najczęściej wybory te odbywały się w tydzień po oktawie Bożego Ciała. Jednak w niektórych stronach w same Zielone Świątki. Najlepszy strzelec został „królem kurkowym”. W Krakowie i w Poznaniu bractwo przetrwało do drugiej wojny światowej. Miało charakter sportowy.
W innych stronach chłopcy obnosili po wiosce „maja”, czyli kukłę ze słomy, przystrojoną w zieleń, oznaczającą lato. Czasem wieziono ją w triumfie na koniu.
Dziewczęta nosiły natomiast „gaik”, czyli gałąź ustrojoną barwnymi wstążkami i świętymi obrazkami. Obnosiły to ze śpiewem po wsi. Jeśli ten obrzęd był na Wielkanoc, to obwieszano gaik także wydmuchanymi jajkami.
A oto jak opisuje A. Gorczyński zwyczaj urządzania „sobótek" w krakowskiem: „W dzień Zielonych Świątek pod wieczór, gdy zmrok padać zaczyna, w krakowskiem tysiące zapala się ognisk, na przestrzeni okiem nieprzejrzanej. (...) Ze wzgórz mianowicie przy świetle księżyca oglądane czarujący sprawiają widok. Ognie te po parę godzin goreją wieczorem tak w pierwsze, jak i w drugie święto, a niekiedy przez kilka dni. Zazwyczaj garść słomy zapalonej zatykają parobcy na długie kije lub żerdzie, a biegając wywijają nimi ... i na tym kończy się zwykle obrzęd”.
Wł. Anczyc tak opisuje: „Rzecz szczególna, że gdy w innych stronach Polski obrzęd ten od wieków odbywa się we wigilię św. Jana, w krakowskiem palą sobótki w dzień Zielonych Świątek.
Wieczorem od Ojcowa do Lanckorony, od wzgórz Chełmskich aż po mogiłę Wandy, cały widnokrąg goreje tysiącami ognisk po wzgórkach, jak nieprzejrzane obozowisko wśród nocy. Przy każdym ognisku mnóstwo włościan otacza kręgiem palący się stos gałęzi i słomy, wciąż podsycany. W pośrodku bucha ciemnym płomieniem beczka smolna umyślnie na ten cel u smolarzy zakupiona. Dookoła stosu biegają chłopcy. Urządzano też: ognie kupalne, czyli kąpiel przez ogień dla oczyszczenia z grzechów”.
W okolicach Kodnia i Brześcia Poleskiego był zwyczaj, że w wigilię Zielonych Świąt wśród prawosławnych odprawiało się nabożeństwo żałobne za zmarłych. Wieśniacy tego dnia przynosili na ofiarę do cerkwi znaczne ilości chleba, kaszy, słoniny, kiełbasy, sera, masła, jaj itp., jako podziękowanie duchownemu za odprawienie tegoż nabożeństwa. Po nabożeństwie wychodzili wszyscy na spacer. Młodzi kładli na głowy sobie i bydłu wieńce z zieleni. W pierwszy lub drugi dzień szła procesja w pola z krzyżem i chorągwiami, by modlić się o szczęśliwe urodzaje. Na granicy pól śpiewano cztery Ewangelie przy czterech „stacjach”, jak u nas na Boże Ciało. Na zakończenie procesji spędzano wszystko bydło przy krzyżu przydrożnym, aby i ono uczestniczyło w nabożeństwie i wyjednało dla siebie błogosławieństwo Boże. Kiedy kapłan stawał przy pierwszej chacie, gospodarz wynosił na przygotowany przed domem stół, usłany białym obrusem, chleb. Kapłan śpiewał Ewangelię, w której są słowa Chrystusa: „Proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a będzie wam otworzone”. Kapłan kropił wodą święconą i szedł tak przez wszystkie chaty wioski.
Na Dolnym Śląsku w okolicach Wrocławia był kiedyś zwyczaj, że pasterze koni w pierwszy dzień świąt urządzali wyścigi. Kto pierwszy dobiegł do mety, zostawał „królem” a kto ostatni - „rochmistrzem”. Na Kujawach zostawał „królem” ten pasterz, który w dniu tym pognał pierwszy bydło na pastwisko. Pierwsza pasterka zostawała „królową”.
Lud wierzył, że zieleń, przyniesiona w to święto do domu, zabezpiecza od robactwa i myszy, chroni od piorunów. Majono więc wszystko - nawet bydło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.