Był sierpień 2001 roku. Ona i on do Maryi pielgrzymowali po raz pierwszy. W osobnych grupach. Sześć lat później również na pielgrzymce powiedzieli sobie i Bogu „tak”. Teraz do Maryi pójdą razem z dwoma cudami, jakie pojawiły się w ich życiu.
Poznaliśmy się, wędrując do Maryi, a że lubię oryginalne rozwiązania, pojawił się pomysł, żeby pobrać się właśnie na pielgrzymce – uśmiecha się Marzena z Rybnika, żona Darka i mama 10-letniego Krzesimira i 2,5-letniego Tymka.
Niezły hardcore!
Dzień i miejsce ślubu zaproponował ks. Marek Bernacki, wieloletni przewodnik pielgrzymki rybnickiej, a od 29 lipca proboszcz bazyliki św. Antoniego w Rybniku. W tym roku ks. Bernacki planuje po raz pierwszy przejść całą trasę. Kwestie organizacyjne największej w archidiecezji pielgrzymki przejmie po nim ks. Paweł Zieliński. – Z tą datą wyszło bardzo fajnie – opowiada Marzena. – Poznaliśmy się 2 sierpnia 2001 r. i właśnie 2 sierpnia na tej samej trasie sześć lat później wzięliśmy ślub. Ślub był w plenerze w dobrze znanych wszystkim pielgrzymom Górnikach. – Jesteśmy bardzo rodzinni, chcieliśmy więc, żeby nasi bliscy też uczestniczyli w ślubie. A że akurat na postoju w Bytomiu-Górnikach jest sporo miejsca, wydzielono dla nich specjalnie ławeczki i byli z nami – wyjaśnia Marzena.
– Wszystko pięknie się ułożyło. Na ślubie pojawiły się też dwa bociany, a dziś mamy dwóch synów. Na zdjęciach widać, że młodzi wyglądali przepięknie – kto by podejrzewał, że jeszcze niedawno zmęczeni i „uciorani” szli w pielgrzymce? – Pierwszego dnia normalnie ruszyliśmy z pielgrzymką. Drugiego rano w Gliwicach żonę zabrali z trasy. Wiadomo, kobieta potrzebuje więcej czasu na przygotowanie. Ja do Górników szedłem po prostu jako pielgrzym. Dopiero tam na szybko się szykowałem – wspomina Darek. – Przebieraliśmy się w remizie – mówi Marzena. – Wcześniej miałam już zrobioną fryzurę. I to było fajne, bo początkowo miałam fryzurę, welon i… czerwone spodnie. Kiedy zobaczyli to nasi pielgrzymi, mówili: „Kurczę, niezły hardcore!”.
Mój anioł stróż
Po ślubie pielgrzymi ruszyli w dalszą drogę, a młodzi z rodziną – do pobliskiego lokalu na wesele. Jednak na drugi dzień, z lekkim poślizgiem, dołączyli do swojej pielgrzymkowej grupy. Do Maryi pielgrzymował też ich świadek. – Ksiądz Marek wymyślił, żebyśmy na Stradomiu w Częstochowie przebrali się w stroje ślubne i jako nowożeńcy szli do Matki Bożej – wspomina Darek. – Rok później już autem przyjechaliśmy pod Stradom i stamtąd z naszym synkiem w wózku przeszliśmy ostatni etap pielgrzymki – uśmiecha się Marzena. – Pamiętam jedną rzecz: obiecałam sobie, że mój bukiet ślubny wyląduje przed obrazem Matki Bożej. Nie uzgadniałam tego wcześniej z nikim, bo lubię spontany. Potem okazało się, że to nie wpisuje się w kanon, bo pod obrazem mogą być tylko róże. Bukiet zostawiłam więc w innym miejscu – wspomina.
Czy małżonkowie czują szczególną opiekę Maryi w swoim życiu? – Każdy, będąc rodzicem, ma lepsze i gorsze dni, i ja wtedy zawsze modlę się do Matki Bożej. Ona jest moim aniołem stróżem – odpowiada żona i mama dwóch synów. W pielgrzymce rybnickiej w dziewięciu grupach pielgrzymuje 3–4 tysiące osób. Nie dziwi, że wielu młodych właśnie tu poznaje swojego współmałżonka. Tak samo było w przypadku Marzeny i Darka. Poznali się na pielgrzymce, choć wcale nie szli w tych samych grupach.
Zgadali się na noclegu, na sali gimnastycznej, gdzie rozłożyli obok siebie karimaty. Potem były kolejne pielgrzymki i ślub w Górnikach. Do Maryi pielgrzymowali też razem ze swoim pierworodnym synem. Tym razem po raz pierwszy pójdzie z nimi 2,5-letni Tymoteusz. – Mamy taką zasadę, że jeśli którekolwiek z nas nie może iść, to nie idzie żadne. Jesteśmy jak muszkieterowie: albo wszyscy, albo nikt – uśmiecha się Marzena. – Zawsze spełnia się to, o co proszę Matkę Boską. Mam jednak jedną zasadę: modlę się nie za siebie, ale za innych. Chcę dać coś z siebie, ale myśleć o innych. Do Maryi powędrują w grupie pierwszej, rodzinnej. 10-letni Krzesimir pójdzie na własnych nogach, Tymek pojedzie w wózku. Rodzina będzie mieć też asekurację w postaci dziadka i samochodu. – Tymek nie boi się obcych. Jest otwarty, wszędzie go pełno. Wiem, że przy nim na postoju nie odpoczniemy – mówi jego mama. – Krzesimir jest nieśmiały i bardzo inteligentny. Mimo że jesteśmy już do tego przyzwyczajeni, to ciągle nas zaskakuje. Bardzo lubi piłkę nożną – i grać, i oglądać mecze. Imię dla chłopca wybrała Marzena. – Od początku czułam, że będzie wyjątkowy. Takie też chciałam dla niego imię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.