Nie dla smutasów

– To był moment, w którym spełnić się miało moje największe zawodowe marzenie. Tymczasem poczułem ogromną wewnętrzną pustkę. Wiedziałem, dlaczego. Moje dziennikarstwo było ucieczką od kapłaństwa – mówi kl. Wiktor Szponar.

Reklama

Od kilku lat prasa w Polsce pisze o spadku liczby powołań do kapłaństwa. Jaka jest tego przyczyna? Można przecież oczekiwać, że Pan Bóg, który kocha Kościół, w każdym czasie powołuje odpowiednią liczbę księży, potrzebną dla działania tej wyjątkowej wspólnoty.

– Uważam, że blokada znajduje się po stronie człowieka, który boi się trudnych wyzwań. Dzisiejszy człowiek powołanie traktuje często jako ofiarę, czyli rezygnację z czegoś, a nie widzi w nim drogi do szczęścia – mówi ks. dr Krzysztof Kinowski, rektor Gdańskiego Seminarium Duchownego. – Tymczasem kiedy Bóg daje powołanie do kapłaństwa, robi to, aby nas uszczęśliwić. Nie zmienia to faktu, że gdy pojawiają się pierwsze myśli o pójściu do seminarium, zwykle w pierwszym odruchu człowiek się ich lęka. Ważne jest jednak, żeby pójść za głosem serca, żeby Panu Bogu odważnie powiedzieć „tak”. Choć dla świata decyzja o oddaniu życia Chrystusowi zawsze będzie odbierana jako szaleństwo – dodaje ks. rektor.

– Ludzie zapominają, że życie chrześcijanina nie jest życiem nudziarza. Podobnie jest z drogą do kapłaństwa. Ono nie jest dla smutasów, zrozpaczonych, uciekających przed życiem czy świętoszkowatych. To droga dla normalnych ludzi mających swoje pasje. Seminarium stwarza zresztą warunki do ich realizacji i rozwijania – zaznacza ks. Kinowski.

Ale jak rozpoznać powołanie do kapłaństwa? – Każdy człowiek jest inny. Każdego też Pan Bóg powołuje w inny sposób. W tej różnorodności możemy jednak odnaleźć pewne cechy wspólne – mówi ks. dr Jan Uchwat, ojciec duchowny GSD. – Taką wspólną cechą jest upodobanie w kapłaństwie. Poczucie, że coś mnie w nim pociąga. Coś, co czasem nawet trudno nazwać. To upodobanie powinno być rozciągnięte w czasie i w pewien sposób trwałe. Wiąże się z tym także życie modlitwy oraz ogólna ludzka wrażliwość. To wystarczy do podjęcia decyzji o wstąpieniu do seminarium. Reszta dokona się podczas formacji. Bo seminarium to także czas rozeznawania powołania oraz wzrastania w nim – dodaje ks. Uchwat.

Urzędnik, dziennikarz, kleryk

Wiktor był doskonale zapowiadającym się dziennikarzem. Do dzisiaj jego koledzy z gdańskiej telewizyjnej „Trójki” z uznaniem mówią o jego profesjonalnym warsztacie. Świat stał przed nim otworem. W pewnej chwili przerwał studia, rzucił pracę, zostawił wszystko i poszedł do seminarium. – Kapłaństwo chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu. Jednak odczuwałem strach przed tym wyborem. I szukałem różnych ucieczek. Gdy zdałem maturę, wiedziałem, że powinienem być księdzem. Jednak mój niepokój budziły celibat, brak rodziny i w konsekwencji dzieci – wyznaje Wiktor.

Pierwszą ucieczką przed kapłaństwem były studia. – Kierunek, który wybrałem, był zupełnie przypadkowy. Poszedłem na administrację na Uniwersytecie Gdańskim – opowiada. Gdy był na pierwszym roku, wpadła mu w ręce ulotka, z której dowiedział się, że właśnie trwa rekrutacja do działającej na Politechnice Gdańskiej rozgłośni Studenckiej Agencji Radiowej. Skorzystał z propozycji. Poszedł i został przyjęty. Na początku robił „setki” i wywiady. Później prowadził program informacyjny. Wreszcie także „Rozmównicę” – program publicystyczny, łączący przegląd prasy, wiadomości sportowe i wydarzenia z życia kulturalnego.

 – Szło mi nieźle i czułem, że dziennikarstwo podoba mi się znacznie bardziej niż wybrany przeze mnie kierunek. Zrobiłem licencjat z administracji. Tematem była naprotechnologia w świetle polskiego prawa. A ponieważ łyknąłem bakcyla, przeniosłem się na dziennikarstwo. Nadal też nie opuszczała mnie myśl o kapłaństwie. I nadal odczuwałem strach przed powołaniem – opowiada Wiktor.

Chciał się rozwijać. Wysłał więc swoje CV do kilku poważniejszych redakcji. Odpowiedź przyszła z TVP. Miał już wówczas spory dorobek. Wśród osób, z którymi przeprowadził wywiady, byli m.in. Krzysztof Zanussi, Bogdan Rymanowski, Jarosław Gowin, Katarzyna Hall, Dawid Podsiadło, ks. Piotr Pawlukiewicz, a także Robert Biedroń i Anna Grodzka. O podpisaniu umowy z TVP zadecydowało zapewne nie tylko szerokie spektrum osób, z którymi rozmawiał, ale także wspomniany wcześniej warsztat dziennikarski.

Przełom przyszedł niespodziewanie. – Kiedy oglądałem swoją pierwszą relację, stało się coś niezwykłego. Siedziałem w reżyserce i patrzyłem w ekrany. To miał być moment, w którym spełnić się miało moje największe zawodowe marzenie. Włożyłem w to wiele pracy. Nie tylko w tym dniu. To było ukoronowanie całej mojej nauki, całych studiów. Tymczasem poczułem ogromną wewnętrzną pustkę. Czekałem na satysfakcję i radość. Zacząłem się pytać siebie, co takiego się stało. Ale właściwie to nie musiałem pytać. Wiedziałem. Dziennikarstwo było ucieczką od powołania – wspomina. – Wieczorem wróciłem do kawalerki, w której mieszkałem z bratem. Byli koledzy. Oglądali „Panoramę”. Świętowali. Przyłączyłem się i udawałem. A serce mi pękało. Czułem, że uciekam przed Bogiem – opowiada Wiktor.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11