Priorytetem ich życia jest szukanie królestwa Bożego. Opuścili wszystko i poszli za Jezusem, a On dotrzymał słowa.
Virginie i Timothée Berthon mają szóstkę dzieci w wieku od 7 do 19 lat. Mieszkają w Rennes we Francji i od 20 lat należą do Wspólnoty Błogosławieństw. Obecnie Timothée jest jednym z odpowiedzialnych za świeckich we wspólnocie, a Virginie działa w apostolacie Maria MultiMedia. Przyjechali do Polski na zaproszenie sióstr ze Wspólnoty Błogosławieństw w Strzelcach Opolskich i gościli na spotkaniu przyjaciół wspólnoty, na którym przez trzy dni dzielili się świadectwem życia, mówili, co to znaczy być przyjacielem Jezusa, a także odpowiadali na pytania m.in. o przekaz wiary dzieciom i modlitwę rodzinną.
Zasmakowali życia modlitwy
Poznali się, kiedy mieli po 20 lat, w szkole handlowej. Choć sfera intelektualna w tym czasie była dla nich ważna, to szukali również głębokiego sensu w swoim życiu. Rok później, na pielgrzymce, przeżyli bardzo mocne spotkanie z Jezusem, które radykalnie zmieniło ich życie. – Na końcu studiów, przed wejściem w aktywne życie zawodowe, chcieliśmy rok poświęcić dla Pana. Dwukrotnie byliśmy na rekolekcjach we Wspólnocie Błogosławieństw, m.in. przed decyzją o zaręczynach, w której podjęciu poprosiliśmy Pana o pomoc – opowiada Virginie. W słowie poznania dla chcących się zaręczyć usłyszeli wtedy, że z Panem wszystko jest możliwe. Virginie przyznaje, że wyjechali z tych rekolekcji z ogromną radością w sercu, a wspólnota zaproponowała im rok szabatowy. Zdecydowali się na to. Zasmakowali wtedy życia modlitewnego i wspólnotowego. – To był dom, w którym trwała wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. Kilka razy w tygodniu budziliśmy się wcześnie rano i spotykaliśmy się na adoracji, dzięki temu różne napięcia między nami mijały, doświadczaliśmy mocy modlitwy w naszym życiu narzeczeńskim. Pobraliśmy się we wspólnocie, a potem zgodnie z zasadami opuściliśmy ten dom. Znaleźliśmy się Paryżu, gdzie oboje pracowaliśmy. Co wieczór płakałam, bo chciałam wrócić – wspomina Virginie.
Bóg się zatroszczy
– To, co przyciągało nas do wspólnoty, to było życie modlitwy i możliwość opuszczenia wszystkiego, by iść za Panem, który nas wzywa – opowiadają. W styczniu 1998 r. opuścili mieszkanie, zostawili pracę i kiedy ich znajomi ze studiów z najlepszej szkoły handlowej we Francji rozpoczęli kariery, oni oddali wszystko do wspólnej puli, by prowadzić życie modlitwy. Na początku nie mieli własnej kuchni, mieli przechodnie pokoje i wspólną z innymi rodzinami łazienkę. – Byliśmy bardzo szczęśliwi, że możemy w ten sposób żyć – podkreśla Virginie.
Opowiadają też o doświadczeniu życia braterskiego, które prowadzili z braćmi kapłanami, siostrami konsekrowanymi i innymi rodzinami. – Zdaliśmy sobie sprawę z komplementarności naszych powołań. W życiu osób konsekrowanych obecny był prymat modlitwy. Patrząc na nie, stawialiśmy sobie pytanie, w jakim miejscu my jesteśmy w swojej relacji z Jezusem. Z kolei oni mówili nam, że życie w braterstwie z rodzinami i podpatrywanie rodziców, którzy troszczą się o swoje dzieci, umacniało ich w darze z siebie – opowiada Timothée. – Nauczyliśmy się też dostrzegać w kapłanach naszych braci w Chrystusie, z którymi razem szukamy świętości w naszym życiu – dopowiada.
Timothée wspomina też słowa Ewangelii, które z Virginie wybrali na swój ślub jako program na życie. To słowa o Bożej Opatrzności z Ewangelii według św. Mateusza (Mt 6,25-34). – To szalony program na życie, by szukać najpierw królestwa Bożego, a wtedy wszystko inne będzie nam dodane. Jedynym sposobem, aby przekonać się, czy ten werset jest prawdziwy, to spróbować tak żyć, by Boga stawiać na pierwszym miejscu. Słowo „najpierw” wskazuje, jaki jest główny priorytet w naszym życiu. Ponad 20 lat później możemy powiedzieć, że Pan zatroszczył się o wszystkie nasze potrzeby, a także o wszystkie potrzeby duchowe naszych dzieci, zaradził też problemom małżeńskim, które się pojawiały – podkreśla Timothée.
Życie w świecie
Kiedy Virginie była w ciąży z trzecim dzieckiem, zdali sobie sprawę z tego, że życie wspólnotowe, jakie dotąd prowadzili, staje się coraz trudniejsze. – Byliśmy szczęśliwi, ale mieliśmy świadomość, że dla naszych dzieci potrzebujemy więcej czasu i zaangażowania. Wtedy też, w 2008 r. nasza wspólnota otrzymała prośbę z Rzymu, żeby otworzyć model życia wspólnotowego na życie w świecie, to znaczy, by osoby świeckie we wspólnocie żyły pod własnym a nie wspólnym dachem. Skoro Kościół nas o to poprosił, było to dla nas znakiem, że Bóg nas o to prosi. To była ogromna zmiana nie tylko dla świeckich, ale również dla osób konsekrowanych i kapłanów. Bo choć życie wspólne nie zawsze było łatwe, to jednak było ono naszą radością, a przede wszystkim naszym powołaniem – opowiadają małżonkowie.
– Wspólnota pozostała naszą duchową rodziną, ale też musiała ewoluować. I dziś możemy przeżywać ten sam charyzmat, który został dany wspólnocie, ale w innym modelu. Możemy mieć swoje domy, swoją pracę zawodową, a jednocześnie wyjeżdżać na misje razem z naszymi braćmi i siostrami konsekrowanymi. Możemy też spędzać czas w domach wspólnoty – wyjaśniają.
Podkreślają, że tak naprawdę wciąż są w trakcie pisania scenariusza, jak ten model ma się rozwijać, bo chociażby znacznie trudniejsze okazuje się znalezienie czasu na modlitwę, podczas gdy wcześniej modlili się 4 godziny dziennie. – Proponujemy świeckim, by tworzyli małe fraternie, w których będą mogli wzrastać w nurcie pedagogiki Wspólnoty Błogosławieństw. By spotykali się raz w miesiącu i modlili razem, słuchali nauczania, dzielili się życiem duchowym, modlili jedni za drugich. To wszystko po to, żeby móc wzrastać – opowiada Timothée.
Wiara przekazywana dzieciom
– Pięknem wiary katolickiej jest to, że nikt nie jest zmuszany. Rodzice mogą wszystko dziecku dać, a ono w swojej wolności może zdecydować, że nie będzie wierzyło. Ważne jest, aby w takiej sytuacji rodzice nie czuli się winni. Trójka naszych dzieci jest w wieku dojrzewania i dzięki Bogu mają one osobistą relację z Jezusem i chcą na Nim budować swoje życie – mówi Timothée. – W przekazie wiary chyba najważniejsze jest, byśmy my, rodzice, postawili Boga na pierwszym miejscu. Jeśli dzieci będą widzieć, że liczycie na łaskę Bożą w waszym życiu, to wyryje się to w ich sercach – dodaje.
Opowiada, że często w skomplikowanych sytuacjach, jakie przeżywają, otwarcie mówią swoim dzieciom, że liczą na opatrzność Boga i są od Niego zależni. – Dzieci mają wtedy doświadczenie, że wiara to coś bardzo konkretnego, że Pan Bóg interweniuje w naszym życiu – podkreśla. – Kiedy Jezus naprawdę jest członkiem rodziny, dzieci to wyczują. Bo wszystko staje się okazją, by mówić o Jezusie, a wtedy wiara jest przekazywana w sposób bardzo naturalny – dopowiada Virginie.
Przyznaje też, że wiele zawdzięczają osobom konsekrowanym ze wspólnoty, które w przyjacielskich relacjach pomogły ich dzieciom w rozwoju wiary. Ważne były również coroczne wyjazdy dzieci na rówieśnicze spotkania (obozy, rekolekcje), na których miały mocne doświadczenie wiary. – Nasze życie modlitewne przeżywamy w sposób bardzo prosty. Próbujemy w tygodniu uczestniczyć w Mszy św. jak najczęściej się da, ale jest ciężko. Próbujemy modlić się jutrznią albo kompletą, ale w tym też nie jesteśmy zbyt silni. W ostatnim czasie udaje nam się rodzinnie odmawiać Różaniec – mówi Virginie.
Małżonkowie podkreślają, że nie zawsze oboje są jednocześnie w domu, w ciągu miesiąca mają regularne wyjazdy, które wynikają z odpowiedzialności, jakie podjęli we wspólnocie – Timothée w Radzie Generalnej, a Virginie w apostolacie Maria MultiMedia. Oprócz tego wspólnie animują różne rekolekcje i weekendowe spotkania.
Nie chodzi o perfekcjonizm
– Nie jesteśmy modelową rodziną, jeśli chodzi o modlitwę – uśmiecha się Timothée. Przyznaje, że we Francji popularne są kąciki modlitewne, ale to nie w ich stylu. Oratorium w domu też nie mają. Modlą się przy stole, przy pianinie śpiewają pieśni uwielbienia. – To dobry pomysł, by mieć miejsce, w którym możemy się modlić w rodzinie, ale gdybyśmy mieli dodatkowe pomieszczenie, to wolałabym, żeby nasi synowie mieli oddzielne pokoje – dodaje Virginie.
– Czasami myślimy, że jeśli chcemy być dobrą rodziną chrześcijańską, to musimy zrobić wszystko w sposób perfekcyjny: trzeba mieć kącik modlitewny, odmówić dwa Różańce na dzień, wszystkie dzieci muszą klękać na kolana. Jeżeli uda nam się to zrobić, to wspaniale, ale zauważamy, że Pan Bóg przychodzi pomimo naszej biedy i niedoskonałości. Chciałbym głosić wam konferencje i pokazywać, jak świetnie się modlę, bo o tej godzinie robię to, a o tej tamto. Próbujemy to robić, ale robimy to marnie. Natomiast mogę zaświadczyć, że Pan przechodzi przez te nasze małe starania, które podejmujemy każdego dnia, żeby dotrzeć z wiarą do naszych dzieci – wyjaśnia Timothée.
Wieczorem mają krótki czas modlitwy z każdym dzieckiem i pobłogosławienia go. – Jeżeli w ciągu dnia dziecko powierzyło nam coś trudnego, to wstawiamy się za nim przed Panem, aby mógł zadziałać w tej kwestii – opowiada Virginie. – Słuchajcie Ducha Świętego, bo On inspiruje i daje nam różne słowa dotyczące naszych dzieci. Pytajcie Go, jak macie zareagować – dodaje Timothée.
– W piątkowe wieczory w prosty sposób przeżywamy modlitwę szabatową. Ale nie dzieje się tak w każdy piątek – mówi Virginie. – Modlitwa szabatowa, która praktykowana jest we Wspólnocie Błogosławieństw, nie oznacza, że świętujemy szabat. To Żydzi świętują szabat, a my rezerwujemy sobie czas w rodzinie, by po całym tygodniu wspólnie wejść w weekendowy odpoczynek. Jest to odświętne wydarzenie, na które przygotowujemy dobry posiłek. To mała liturgia domowa, która nie jest odprawiana w kościele, dzięki czemu pozwala matce i ojcu realizować odpowiedzialność za życie duchowe rodziny. Tato modli się za dzieci. Mama, która jest światłem ogniska domowego, zapala świece. Czytane jest słowo Boże. Tato w kilku zdaniach daje krótkie wyjaśnienie. Pieśni, które są śpiewane, pomagają modlitwie, a wszystko kończy się tańcami, które dzieci bardzo lubią – opowiada Timothée.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).