Velikán wrócił do katedry

Moja ciocia Zosia, co to się urodziła w roku 1895 mawiała czasem „nasypali piasku”. Jako dzieciaka bawiło mnie to porównanie. Dopiero później zrozumiałem jego głęboki sens.

Reklama

W piątek 20 kwietnia wieczorem na lotnisku wojskowym w Pradze wylądował samolot z trumną zawierającą doczesne szczątki kardynała Josefa Berana, arcybiskupa Pragi i prymasa Czech, zmarłego na emigracji w Rzymie w 1969 roku. Wiele już o tym napisano. Dla felietonisty jest to jednak owo jednostkowe wydarzenie, spoza którego wyłania się problem szerszy, nawet bardzo szeroki.

W okresie kończącej się drugiej wojny światowej w środkowej Europie trzech znalazło się szczególnych ludzi Kościoła Katolickiego, wszyscy trzej zostali kardynałami. József Mindszenty, węgierski biskup, Josef Beran – czeski prymas. No i nasz Stefan Wyszyński. Każdym z nich interesowało się najpierw niemieckie Gestapo, później służby komunistyczne. Beran przeszedł niemieckie obozy koncentracyjne w Theresienstadt i Dachau. Mindszenty kilkakrotnie „zaliczył” więzienia i wewnętrzne wygnanie (na terenie ambasady USA). Wyszyńskiemu najpóźniej (bo i był najmłodszym z nich) urządzono więzienie na jednego osadzonego (bo nie skazanego). Trzech patriotów, trzech kapłanów, trzech biskupów, trzech kardynałów – każdy inny. Czy jest jakiś wspólny mianownik?

Ależ oczywiście. To byli ludzie prezentujący sobą istotę Kościoła jako środowiska wiary i obyczaju. Nie jakichś tam zwyczajów czy obrzędów, ale całego życia społeczności, z których wyszli i na czele których z woli papieża stanęli. Owszem, życia religijnego, ale nie tylko – życia społecznego, wymagań budowania polityki nie na miarę nazizmu ani komunizmu. Jakiej? Polityki będącej służbą wspólnemu dobru odnoszonemu do ponadczasowych i w Bogu lokowanych wartości. Papież Pius XII miał widać doskonałe rozeznanie w Kościołach Czech, Węgier i Polski. To nie były przypadkowe nominacje ani na wiodące biskupstwa we wspomnianych krajach, ani nieco później podniesienie ich do godności kardynalskiej.

Władze państwowe – wtedy już trzech komunistycznych państw – równie dobrze znały wielkość i siłę tych trzech książąt Kościoła. Dlatego usiłowano ich zniszczyć, a co najmniej skutecznie wyeliminować. Z różnym powodzeniem. Kardynał Beran wrócił tydzień temu w trumnie, która od roku 1969 spoczywała w krypcie Bazyliki świętego Piotra. Czyżby do teraz znaczącym kręgom czeskiej władzy wydawał się zagrożeniem? Minęło prawie pół wieku... Nie darmo przez niektórych Czechów jest nazywany Velikánem – Olbrzymem.

Tak z Kościołem walczyli faszyści, komuniści i spadkobiercy jednych oraz drugich. Czyżby po tych pięciu dziesięcioleciach wszystko uznano za niewartą wspominania historię? Chyba nie. Beran wrócił do praskiej katedry, Minszenty wrócił do Ostrzyhomia. Wyszyński ma swoje ulice w miastach. Wszelako walka z Kościołem i jego zasadami trwa wciąż, powiedziałbym, że wciąż się nasila, wciskając się w przeróżne szczeliny życia tak osobistego poszczególnych ludzi jak i życia społecznego. Szeroko pojmowanego – od podstawowej komórki społecznej jaką jest rodzina po państwa, które tak jednostkom jak i rodzinom nadają coraz bardziej zidelogizowany kształt.

Moja ciocia Zosia, co to się urodziła w roku 1895 mawiała czasem „nasypali piasku”. Jako dzieciaka bawiło mnie to porównanie. Dopiero później zrozumiałem jego głęboki sens. Nasypali piasku – i coś, co się jakoś tam kręciło, nieraz i bardzo dobrze, zaczyna zgrzytać, stawiać opór, urywają się tryby i ośki tego jakiegoś wyimaginowanego mechanizmu. W ów mechanizm społecznego życia jakiś „ktoś” sypie piasku. Przedtem próbował odkręcać jakieś tam śruby, wyjmować jakieś ośki – mimo to mechanizm działał. Żył i działał Kościół, tworzył przestrzeń dla rodzin, dla wielu zresztą dziedzin życia. „Wymontowali” Berana, Mindszenty’ego, Wyszyńskiego – skutek niewielki. Zło (i Zły – osobowe zło) od dawna przeszło na taktykę sypania piasku. Tryby wytarły się i nic już nie znaczą. Mechanizmy kręcą się tak z rozpędu. Niech sobie tam Beran wraca, można się do niego plecami odwrócić (i tak przed tygodniem zrobił prezydent Zeman). Niech tam place i ulice nazywają się imieniem i nazwiskiem Kardynała Prymasa Wyszyńskiego. Z czasem zapomni się o tym, kim był, zniknie tytuł „kardynał”, pominie się tytuł „prymas”. Zostanie „Wyszyński”. I duch ewangeliczny, duch społeczny, duch patriotyczny gdzieś się rozwieje. Bo przestrzeń dobra została zniszczona. Zniszczona metodami mało widowiskowymi, a bardzo skutecznymi.

Dobrze, że byli tacy jak Beran, jak Mindszenty, jak Wyszyński. Dobrze, że było wielu takich, którzy w czasach twardego sprzeciwu gotowi byli bronić wiary, reguł społecznego życia, swoich ojczyzn. Bronić nie kalkulując, czy cena nie będzie zbyt wysoka. Takich Olbrzymów jakby dziś brakło...

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama