Mali Syryjczycy masowo odwiedzali w ostatnich dniach domy na Śląsku. Towarzyszyli im... aniołowie i pasterze.
Absolutnie rekordową ich liczbę naliczono w Świerklanach pod Rybnikiem. Kim naprawdę byli? Kolędnikami misyjnymi. Fantazyjnie poprzebierani, zbierali pieniądze na misje i pomoc dla poszkodowanych przez wojnę w Syrii i Libanie. Przez Świerklany w sobotę 30 grudnia maszerowało ich 254 – głównie uczniów dwóch szkół podstawowych i gimnazjum. Wyruszyli podzieleni na 48 grup. Przedtem na misję w ich rodzinnej miejscowości posłali ich księża z parafii św. Anny. – Ci kolędnicy nie odwiedzają ludzi we własnym imieniu. Oni idą do nich z Ewangelią, z Jezusem, z Dobrą Nowiną – mówi ks. wikary Marcin Ryszka.
Majom ptoka
W każdej z grup szedł dorosły opiekun. I szły oczywiście dzieci przebrane za najważniejsze wśród kolędników postacie: Matkę Bożą i św. Józefa.
Dziewczyny w roli Maryi ściskały w zawiniątkach lalki symbolizujące małego Jezusa. Skąd fenomen kolędników misyjnych? Dlaczego dzieci, które w dzisiejszych czasach nie tak łatwo przyciągnąć do kościoła, tak chętnie w to wchodzą? – W Świerklanach to tak świetnie działa dzięki katechetkom, które są pasjonatkami, a wręcz mają ptoka na punkcie misji – komentuje wesoło ks. proboszcz Jerzy Paliński. Jak wygląda wizyta kolędników? – Najpierw śpiewamy kolędę. Potem wszyscy mówimy po kolei nasze teksty. Ja mówię: „O dar pokoju prosimy usilnie, bo dzieciom w Syrii potrzebny jest pilnie. Bez domu, szkoły, mamy i taty, z ranami w sercu jak wielkie kraty” – zdradza jasnowłosa Emilka Tomiczek, która gra pasterza.
Mniejsza od niej Zosia Mika występuje w roli Maryi. Mówi: „Mamą została prosta dziewczyna dla jedynego Bożego Syna, by każdy człowiek, wielki czy mały, dla Boga dzieckiem był ukochanym”.Głos zabiera jeszcze dziecko z Syrii, którym w grupie nr 32 jest Laura Femiak w kraciastej chuście na głowie, i inni młodzi. Później znów brzmi kolęda. Na koniec gospodarze otrzymują pamiątkę i, jeśli chcą, wrzucają do skarbonki ofiarę na misję. A kolędników częstują słodyczami.
Czarni kolędnicy
Trzech kolędników ze Świerklan jest ciemnoskórych – to bracia Hajzykowie. Ich rodzice poznali się w Afryce właśnie dzięki misjom. Tata – Henryk Hajzyk – odwiedzał bowiem w Tanzanii swojego starszego brata Mariana, misjonarza – i tam zakochał się w czarnoskórej dziewczynie. Everine wyszła za niego i zamieszkała w Świerklanach. Czarnoskórzy bracia Hajzykowie wspaniale godajom po ślonsku. Dwaj starsi są w Świerklanach ministrantami. Najmłodszy, Marcin, jest kolędnikiem misyjnym od czwartego roku życia. – Był malutki, więc jego koledzy kolędnicy dawali mu skarbonkę i wypychali do pierwszego rzędu, żeby bardziej wzruszał – śmieje się Maria Orlik, emerytowana katechetka ze Świerklan.
To właśnie pani Maria przed 20 laty zapoczątkowała wizyty kolędników misyjnych w Świerklanach. Sama napisała pierwszy scenariusz – po śląsku. Później, gdy usłyszała, że podobną akcję na skalę ogólnopolską prowadzi Papieskie Dzieło Misyjne Dzieci – włączyła się w nie.
Kolędnicy są prawie zawsze przyjmowani z otwartymi ramionami. A nawet jeśli czasem nie – jakoś nie psuje im to humoru. Maria Orlik już na emeryturze była opiekunką jednej z grup. – Zachęciłam dzieci, żeby poszły do domu starszej pani, mocno oddalonego od pozostałych. Babcia zrzuciła im z okna na piętrze monetę i dwie pomarańcze. Dzieci podsumowały mnie: „Pani powiedziała, że ona do fajno ofiara, a ona ciepła dwie apluzyny” – śmieje się. Po pani Marii odpowiedzialność za akcję przejęły obecne katechetki. Kolędników jest teraz tak dużo, że docierają do najdalszych zakamarków wsi. – Przy okazji poznają ulice Świerklan, bo w dzisiejszych czasach dzieci coraz mniej znają swoje miejscowości – zauważa Małgorzata Bernat, nauczycielka katechezy w Szkole Podstawowej nr 1. W czasie kolędowania siedzi pod telefonem w „sztabie” i reaguje, gdy trzeba podjechać do którejś z grup z jakąś pomocą. Czasem chodzi po prostu o podwiezienie plecaka, solidnie już obciążonego słodyczami i owocami.
„Łupy”, czyli łakocie kolędnicy dzielą na koniec między siebie. Ich część odkładają na dom dziecka czy jakąś świetlicę. Wszystkie zebrane pieniądze idą na cele misyjne. – Dzieci pytały mnie już z wyprzedzeniem, czy mogą policzyć się u mnie, i czy będą znów te ciastka, co w zeszłym roku – śmieje się Anna Mika, katechetka z SP nr 2. – Rzeczywiście, rok temu u mnie rozliczały się aż dwie grupy, a mąż tylko w garnkach herbatę parzył – wspomina. Dzieci katechetek Ani i Małgosi też są wśród kolędników. Pieniędzy na misje kolędnicy ze Świerklan zbierają sporo. W zeszłym roku było to ponad 19 tysięcy. Na spotkaniu podsumowującym akcję ks. Marcin Ryszka zapytał dorosłych, czy chcą jeszcze dozbierać do równego rachunku. – No i tak dorównali, że tę pełną sumę przewyższyli: zebrali 21 tysięcy złotych – relacjonuje. Kolędnicy co roku zbierają fundusze na misje w innej części świata. Rok temu była to Tajlandia, a przed dwoma laty – Madagaskar.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.