– Przebaczył nam – twierdził jeden z zabójców o. Tullia Maruzza OFM i Luisa Obdulia Arroya Navarra. Sprawca nigdy nie został ukarany. Jego ofiary niedługo trafią na ołtarze.
Był cichy, wspominają go nawet jako nieśmiałego. Początkowo niezbyt dobrze szły mu przedsięwzięcia duszpasterskie – opowiada ks. Lorenzo Broggian z Lapio na północy Włoch, rodzinnego miasta o. Tullia.
Przed wstąpieniem do zakonu przyszły męczennik nosił imię Marcello. Miał siedmioro rodzeństwa, w tym brata bliźniaka Daniele. Chłopcy mieli 11 lat, kiedy zmarła ich matka. W tym samym roku obaj wstąpili do franciszkańskiego nowicjatu. 13 lat później przyjęli święcenia kapłańskie z rąk patriarchy Wenecji Angela Giuseppe Roncallego, przyszłego papieża Jana XXIII. Obaj też trafili na misję do Gwatemali, ale nie w tym samym czasie.
Z królikarni do Gwatemali
Misje w tym środkowoamerykańskim kraju nie mogły się rozwinąć, dopóki rządził nim sympatyzujący z komunistami prezydent Jacobo Arbenz. W 1954 r. został obalony. Dla księży i zakonnic oznaczało to możliwość wyruszenia z posługą duszpasterską na tereny zamieszkane przez biednych, z reguły niepiśmiennych rolników. Indiańscy chłopi praktykowali pogańskie wierzenia, nieraz łącząc je z chrześcijaństwem. W dodatku na prowincji silne były ruchy komunistyczne. Niektórzy księża ulegali pokusie mieszającej Ewangelię z marksizmem teologii wyzwolenia.
Wśród misjonarzy, którzy trafili do Gwatemali, znalazł się o. Lucio (czyli Daniele Maruzzo). Pojechał tam w 1956 r. Po pewnym czasie napisał do brata list, w którym zachęcał, by i on przyjechał na misję. Ojciec Tullio przebywał w klasztorze na wyspie Lido di Venezia. Pracował w prowadzonym przez braci sierocińcu, zajmował się też klasztornym kurnikiem, warzywniakiem i królikarnią. Poprosił jednak przełożonych o zgodę na wyjazd. 16 grudnia 1960 r. wysiadł z samolotu na lotnisku w mieście Gwatemala.
Kurs chrześcijaństwa
RYSUNKI CALENDARIOFRANCESCANOSECOLARE.BLOGSPOT.FR
O. Tullio Maruzzo zanim pojechał do Gwatemali, pracował w prowadzonym przez franciszkanów sierocińcu.
Ojciec Tullio został skierowany do parafii Chrystusa Króla w Puerto Barrios, stolicy departamentu Izabal. To kilkudziesięciotysięczne miasto jest największym gwatemalskim portem. Tamtejsze bogactwo – banany i kawa – przypływa do Europy właśnie z Puerto Barrios. Do miasta prowadziły droga asfaltowa i tory kolejowe, ale poza tym departament Izabal był słabo zaludniony, porośnięty tropikalnym lasem, któremu służy gorący i wilgotny klimat. Włoski kapłan dopiero na miejscu zaczął się uczyć hiszpańskiego (który nie dla wszystkich mieszkańców Izabal był pierwszym językiem, część z nich mówi w indiańskich narzeczach garífuna i quekchí). Mimo to uczył religii w szkole i posługiwał chorym w szpitalu. Nie należał do kapłanów przyciągających do siebie tłumy. Zetknął się za to z Cursillos de Cristianidad, powstałym w Hiszpanii w latach 40. kościelnym ruchem. Związał się ze wspólnotami działającymi w ramach Cursillos i pozostał z nimi do końca życia.
Przypłynąłem po kolędzie
Sytuacja w Gwatemali stawała się coraz bardziej niespokojna. Na początku lat 60. ub. wieku komunistyczna partyzantka rozpoczęła akcje zbrojne. Jednym z jej mateczników był departament Izabal. Z Puerto Barrios korzystali znienawidzeni przez guerrilleros amerykańscy plantatorzy, dlatego trasy wiodące do portu stały się celem ataków. W 1963 r. doszło do zamachu stanu, w którego wyniku do władzy doszedł płk Enrique Peralta. W skład rządu weszli wyłącznie wojskowi. Peralta walczył z komunistami, ale o sprzyjanie im oskarżał wszystkich swoich oponentów.
W tym samym roku o. Tullio Maruzzo został pierwszym proboszczem nowo powstałej parafii pw. Matki Boskiej Fatimskiej w Entre Ríos. Aby zebrać środki na utrzymanie, uruchomił w swojej miejscowości kino. Po filmy trzeba było jeździć aż do stolicy. Włoski franciszkanin spędził w Entre Ríos 5 lat. Później powierzono mu organizację kolejnej parafii – św. Józefa w miejscowości Morales. Obejmowała ona ok. 20 wsi oddzielonych od siebie połaciami lasu. Ojciec Tullio odwiedzał każdą z miejscowości kilka razy w roku. Samochód rzadko się przydawał. Zakonnik jeździł konno, czasem płynął łodzią. Poznawał ludzi, starając się nawiązać z nimi więź, zapamiętywał ich imiona.
To wtedy zetknął się z procederem usuwania rolników z ziemi. Gwatemalskie prawo zezwalało na przejęcie na własność niczyich gruntów. Rolnik zyskiwał takie prawo, jeśli użytkował ziemię przez 12 lat. Jednak chłopi z indiańskich rodzin, którzy byli analfabetami, nie znali swoich praw. Bez skrupułów wykorzystywali to wielcy właściciele ziemscy, którzy rugowali ich z zajmowanych pól, żeby powiększać własne majątki. Widząc tę sytuację, o. Tullio pomagał rolnikom, wyszukując notariuszy, którzy udzielali im pomocy prawnej. Z tego powodu stał się wrogiem latyfundystów. Mimo to nadal pomagał biednym. Także wtedy, gdy w 1976 r. Izabal nawiedziły trzęsienia ziemi. W dolinie uchodzącej do morza niedaleko Puerto Barrios rzeki Motagui wstrząsy powracały z różną siłą przez pół roku. Wiele osób straciło dach nad głową. Proboszcz z Morales dzięki wsparciu Caritas pomógł zbudować ok. 100 domów dla poszkodowanych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.