W znakach, jakie niebo daje światu i Kościołowi na potwierdzenie świętości kanonizowanych osób, widać pewną logikę. Przykład papieża Pawła VI jest pod tym względem wyjątkowo czytelny.
Cud uznany do kanonizacji Jana Pawła II dotyczył uzdrowienia siostry zakonnej z choroby Parkinsona, na którą cierpiał też papież. O beatyfikacji Pawła VI, kojarzonego głównie z prorodzinną i promującą życie encykliką „Humanae vitae”, zdecydował cud związany z tzw. trudną ciążą. Teraz prawdopodobnie cud z tej samej „półki” zdecyduje o jego kanonizacji. Przypadek czy… inteligentny projekt?
Ostateczne starcie?
Trudno interpretować to inaczej niż jako potwierdzenie, że budząca wówczas ogromne kontrowersje encyklika nie straciła na aktualności. I nie chodzi bynajmniej tylko o samą antykoncepcję, do której sprowadzono dyskusję nad dokumentem. Jeśli ostateczne wyzwanie, jakie – wedle słów siostry Łucji z Fatimy – szatan rzuca Bogu, rzeczywiście dotyczy rodziny i wizji człowieka, to można powiedzieć, że ratunkiem dla ludzkości jest powrót właśnie do nauczania błogosławionego, a wkrótce – wiele na to wskazuje – świętego Pawła VI. Nauczania kontynuowanego i twórczo rozwijanego przez następnych papieży. Również Franciszek jest świadomy tego, jak wielka walka rozgrywa się właśnie o rodzinę. Nie kto inny tylko on nazwał promocję gender w szkołach „ideologiczną kolonizacją”. Powiedział to najpierw w czasie wizyty w Gruzji: „Dziś trwa wojna światowa, aby zniszczyć małżeństwo. Nie niszczy się go wojnami, ale ideami, poprzez kolonizację ideologiczną. Trzeba bronić się przed kolonizacją ideologiczną”. Później powtórzył to samo na spotkaniu z polskimi biskupami w katedrze na Wawelu: „W Europie, w Ameryce, w Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w niektórych krajach azjatyckich istnieje prawdziwa kolonizacja ideologiczna. Jedną z nich – mówię to jasno z »imienia i nazwiska« – jest gender!”.
Mocne słowa papieża idą w parze z wypowiedzią [zmarłego niedawno - przyp. red.] kard. Carla Caffarry, emerytowanego arcybiskupa Bolonii, który przypominając słowa siostry Łucji, podkreślił, że „szatan rzuca dziś Bogu straszne i ostateczne wyzwanie. Chce Mu pokazać, że za jego sprawą powstanie alternatywne antystworzenie, które ludzie uznają za lepsze od tego, co stworzył Bóg”.
Kard. Caffarra był pod wyraźnym wrażeniem korespondencji z siostrą Łucją, która 30 lat temu napisała mu właśnie słynne słowa: „Decydująca konfrontacja między królestwem Bożym i szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”. Pisała to już po publikacji „Humanae vitae”, wokół której rozpętała się burza, będąca tylko preludium do walki z chrześcijańską wizją rodziny, małżeństwa, płciowości, świętości życia i prawdą o człowieku w ogóle. Bez tego kontekstu trudno zrozumieć wagę dwóch uzdrowień za wstawiennictwem Pawła VI, z których jedno już zostało uznane za cud i otworzyło drogę do beatyfikacji w 2014 roku, a drugie jest dokładnie badane od ponad roku i – jak wynika z watykańskich przecieków – wiele wskazuje na to, że to ono właśnie zadecyduje o kanonizacji Pawła VI.
Jest życie
Źródła watykańskie, a za nimi katolickie agencje na całym świecie podają, że badana sprawa dotyczy niewytłumaczalnego i nagłego uzdrowienia dziewczynki, urodzonej 25 grudnia 2015 r., czyli ponad rok po beatyfikacji Pawła VI. Był to mocno przedwczesny poród, w jego trakcie doszło do zbyt szybkiego pęknięcia pęcherza płodowego, przez co zagrożone było życie dziecka. Matka, Vanna Pironato, modliła się o ocalenie córki, prosząc o wstawiennictwo właśnie Pawła VI. Pamiętała bowiem, że cud uznany, konieczny do jego beatyfikacji miał również związek z trudną ciążą. Przypomnijmy ten głośny swego czasu przypadek: dotyczył on niewytłumaczalnego naukowo uleczenia dziecka jeszcze w łonie matki. Rzecz miała miejsce 22 lata temu w amerykańskim stanie Kalifornia. W okresie rozwoju płodowego lekarze stwierdzili u dziecka poważne problemy i ze względu na występujące w takich przypadkach zaburzenia mózgowe sugerowali usunięcie ciąży. Matka nie zgodziła się, mówiąc wyraźnie, że chce urodzić to dziecko. Jednocześnie prosiła o wstawiennictwo Pawła VI. Dziecko urodziło się zdrowe.
Mądrość Kościoła polega jednak na tym, że nie spieszy się z ogłaszaniem cudowności uzdrowienia, dopóki nie zostaną wykluczone najmniejsze choćby wątpliwości co do charakteru – naturalnego czy ponadnaturalnego – wyzdrowienia. Tak było i tym razem, bo badające sprawę kościelne komisje czekały z ogłoszeniem cudu na orzeczenie trwałości wyleczenia, aż dziecko skończyło… 15 lat! To jednak dzięki tej cierpliwości Kościoła ks. Antonio Marrazzo, postulator procesu beatyfikacyjnego, mógł w 2012 roku powiedzieć z pewnością: „Chodzi o wydarzenie naprawdę niezwykłe i nadprzyrodzone, do którego doszło dzięki wstawiennictwu Pawła VI”. Podkreślił też, że to uzdrowienie „wpisuje się w linię nauczania papieża”, zawartą właśnie w „Humanae vitae”, a cud ten łączy się z „obroną życia, wyrażoną w tym dokumencie, a także z obroną rodziny, gdyż encyklika mówi o miłości małżeńskiej, a nie tylko o poczętym życiu”. Jeśli i badany obecnie przypadek zostanie uznany za cudowną interwencję nieba za wstawiennictwem Pawła VI, postulator procesu będzie mógł z jeszcze większą pewnością powtórzyć te słowa.
Rehabilitacja papieża
Oczekiwana przez samego papieża Franciszka kanonizacja – o czym on sam zapewniał w czasie czerwcowej wizyty w diecezji, z której pochodził błogosławiony papież – będzie okazją do swego rodzaju… rehabilitacji Pawła VI. Brzmi to trochę dziwnie, wszak w oficjalnym nauczaniu Kościoła ciągle obowiązuje to, co zostało zawarte we wspomnianej encyklice. Owszem, obowiązuje. Niemniej jednak „rehabilitacja” tego papieża wydaje się potrzebna, i to nie tylko ze względu na opór, jaki „Humanae vitae” wywołała także w samym Kościele.
Paweł VI zasługuje również na „oczyszczenie z zarzutów” innej zupełnie strony sporu o tamtą epokę – przypomnijmy, że to Paweł VI podpisał dokumenty Soboru Watykańskiego II i to on, jako pierwszy papież, zaczął wprowadzać jego reformy, za co dzisiaj w środowiskach tradycjonalistycznych jest uznawany za tego, który zapoczątkował kryzys w Kościele. To swoisty rewizjonizm kościelny, który źródła ówczesnego kryzysu dostrzega nie w tym, co stało się powodem zwołania soboru, ale właśnie w samym soborze, często nie odróżniając samych dokumentów od ich mylnych interpretacji, a tym samym, owszem, licznych nadużyć. Argument, że po soborze z kapłaństwa odeszło ponad 40 tys. księży, jest o tyle nietrafiony, że większość z nich… oczekiwała właśnie większej liberalizacji m.in. w kwestii celibatu. A że sobór potwierdził wartość dyscypliny w Kościele, rozczarowani, niesieni falą rewolucji roku ’68, odeszli z kapłaństwa, w wielu przypadkach również z Kościoła.
Aż strach pomyśleć, jak wyglądałby Kościół w zderzeniu z rewolucją seksualną i ogólną kontestacją wszelkich wartości, gdyby właśnie nie Vaticanum II. I gdyby nie mądrość i prorocka wizja Pawła VI.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.