Był legendą wśród pilotów RAF-u. Po wojnie pomaganie słabszym stało się jego pasją. Posługa katolickiego księdza przy umierającym wywarła na nim tak wielkie wrażenie, że stał się katolikiem. Dziś jest kandydatem na ołtarze.
W Polsce o wiele bardziej niż on znana jest jego żona – Sue Ryder. Podobnie jak mąż podczas wojny służyła w armii. Pracowała w brytyjskim wywiadzie, wspierając polskie podziemie, pomagała m.in. cichociemnym. Po wojnie zajęła się działalnością charytatywną, fundowała szpitale, hospicja i ośrodki opieki na całym świecie, w tym 30 w Polsce (jej imię noszą dziś skwery w Gdyni i Warszawie oraz ulica w Konstancinie). W podobne wydarzenia obfitowała historia życia jej męża Leonarda Cheshire’a, którego 100. rocznica urodzin mija w tym roku. Diecezja Wschodnia Anglia rozpoczyna starania o jego beatyfikację. Nie bez powodu pojawił się też postulat wspólnego procesu obojga małżonków, którzy zgodnie działali dla dobra ludzi i Kościoła na chwałę Najwyższego.
103 loty na bombowcach
Leonard Cheshire to jeden z najbardziej znanych angielskich bohaterów II wojny światowej. Na liście 100 najwybitniejszych Brytyjczyków opracowanej przez BBC na podstawie głosów słuchaczy zajął 31. miejsce. Za zasługi na polu walki otrzymał Krzyż Wiktorii, najwyższe odznaczenie wojenne Imperium Brytyjskiego. Dziś jego nazwisko kojarzone jest przede wszystkim z założoną przez niego fundacją zajmującą się prowadzeniem domów opieki dla osób niepełnosprawnych, z których setka działa w samej Wielkiej Brytanii i prawie drugie tyle na całym świecie.
Dom rodzinny Leonarda Cheshire’a, urodzonego w 1917 roku, znajduje się w Chester, w północno-zachodniej Anglii. Jego ojciec był prawnikiem, on sam także studiował prawo w Oksfordzie. Podczas studiów zrobił kurs lotnika. Zaraz po wybuchu wojny został zmobilizowany do Królewskich Sił Powietrznych (RAF). Po szkoleniu, w kwietniu 1940 r. zaczął latać na bombowcach. Okazał się lotnikiem odważnym i zarazem niezwykle pomysłowym. Szybko awansował. Mając 25 lat, był najmłodszym pułkownikiem RAF-u. Odbył 102 misje bojowe. Został wielokrotnie odznaczony. „Był legendą sił powietrznych. Niezwykły człowiek otoczony niemal mistyczną aurą, jakby z innej planety, a zarazem bez jakiejkolwiek pozy czy pretensjonalności” – pisze o nim jeden z historyków. Cheshire zawsze chciał brać udział w najbardziej niebezpiecznych misjach. Latał też jako instruktor, który szkolił i dodawał pewności siebie nowej załodze. Był surowy wobec załóg, które odmawiały wykonania misji. „Byłem bezwzględny wobec nich, musiałem być, byliśmy lotnikami, a nie psychiatrami” – wspomina. I dodaje: „Nie było czasu na współczucie, jakie chciałbym im okazać”. Po wojnie to właśnie współczucie okaże się motorem napędowym jego działalności.
Nie dziwi fakt, że to on został wybrany przez Churchilla na oficjalnego brytyjskiego obserwatora wybuchu bomby atomowej w Nagasaki. To była jego ostatnia, 103. misja wojskowa. 22 stycznia 1946 r. skierowano go na wojskową rentę. Zdiagnozowano u niego „psychoneurozę” spowodowaną wojennym stresem. Miał zaledwie 29 lat, był bohaterem wojennym i… nie bardzo wiedział, co dalej zrobić ze swoim życiem.
Od wojny do pokoju
Jak wielu innych wojennych weteranów, Cheshire nie potrafił odnaleźć się w cywilu. Był bohaterem, a ponadto stał się „ekspertem” od bomby atomowej, co dawało mu szerokie kontakty. Zapraszano go na odczyty, pisywał do gazet, występował jako autorytet, gdy chodziło o odbudowę Europy czy kwestie dotyczące światowego pokoju. Ale bycie wojennym celebrytą nie dawało mu spełnienia. „To widok bomby atomowej eksplodującej nad Nagasaki kazał mi na serio zastanowić się nad celem życia” – wspomina po latach. „Zdecydowałem, że powinienem pomóc w tym, by taka bomba już nigdy więcej nie została użyta, ale czułem, że wygrać wojnę to za mało. Trzeba także wygrać pokój. Ale zacząłem od złej strony. Snułem wielkie plany, opracowywałem ambitne programy. I poniosłem klęskę. Wtedy zrozumiałem, że aby osiągnąć cokolwiek trwałego, musisz zaczynać od małych spraw, które rozwijasz. Że droga do budowania pokoju na świecie prowadzi przez zaprowadzanie pokoju w twoim własnym otoczeniu, najpierw wśród ludzi żyjących obok ciebie, i oczywiście w sobie samym”.
Postanowił założyć stowarzyszenie weteranów, którego celem była wzajemna pomoc w leczeniu powojennych ran psychicznych, duchowych i fizycznych. Cheshire od początku miał pomysł na opiekowanie się byłymi lotnikami – pomaganie im, by mogli stanąć na nogi i zaczęli sensownie, samodzielnie żyć. Udało mu się nabyć małą posiadłość o nazwie Le Court, w której zamieszkali byli lotnicy, także wdowy po żołnierzach. Nazwano to miejsce „Kolonia VIP”. Skrót VIP rozszyfrowywano jako „Vade in pacem” (Idź w pokoju). Pomysł właściwie nie wypalił, ale to nie zniechęciło Cheshire’a. Pomaganie innym okazało się jego życiową pasją. Ci, którzy z nim współpracowali, podkreślali jego talent przywódczy i organizacyjny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.