USA przeżywają kulturalną rewolucję – odejście od chrześcijaństwa. Arcybiskup Charles Chaput zastanawia się, jak powinni reagować katolicy.
Chaput sporo miejsca poświęca analizom Alasdaira MacIntyre’a z jego książki „Dziedzictwo cnoty”. To krytyczna analiza nowoczesności, zwłaszcza jej etyki. Podstawowa teza brzmi: utraciliśmy zdolność do sensownej rozmowy na temat moralności. Oświecenie chciało zachować moralne przesłanie chrześcijaństwa, jednocześnie likwidując jego religijne podstawy, ale tak się nie da. Dominującym podejściem postchrześcijańskiego świata do etyki stał się tzw. emotywizm – pogląd głoszący, że etyczny namysł i wynikające z niego decyzje mają charakter jedynie ekspresji subiektywnych doznań i uczuć jednostki. Przy takim założeniu żadna dyskusja na tematy etyczne nie ma końca i jest jedynie próbą przeciągania innych na swoje i niczym więcej. To dlatego, twierdzi MacIntyre, tak popularne stały się w życiu publicznym trzy postawy: odwoływanie się do swojego prawa do…, protestowanie oraz demaskowanie oponentów. Nad naszą kulturą unosi się duch oburzenia i bycia ofiarą. MacIntyre wskazuje także, jak ogromną rolę w dzisiejszej amerykańskiej kulturze pełnią socjologia i psychologia. Obie te dziedziny pełnią dziś rolę quasi-kapłańską, są też użytecznym narzędziem władzy biurokratycznych autorytetów i ideologów.
Przywołałem tylko niektóre z elementów tej obszernej diagnozy. Jedno nie ulega wątpliwości: w postnowoczesnym świecie chrześcijanin ze swoją wiarą i moralnością czuje się odmieńcem, kimś obcym. Nie ma to nic wspólnego z syndromem oblężonej twierdzy, co powtarzają tzw. postępowi katolicy (czy nie po to, by usprawiedliwić swoją dezercję?). Nie chodzi o to, by wszędzie widzieć zagrożenia. Trzeba je widzieć tam, gdzie one są. O tym właśnie jest książka abp. Chaputa – o konieczności „jasnego osądu”. Ostrzeganie przed wilkami jest obowiązkiem pasterzy. Nie może ich paraliżować lęk przed prorockim osądem świata.
Jak żyć w takim świecie?
No właśnie. Jak mamy reagować jako wierzący na to, co w naszych środowiskach jawnie przeciwstawia się naszej wierze? Abp Chaput zauważa, że w samym Kościele „istnieje pokusa do kompromisów z niszczącymi wzorami życia, do redukowania piękna chrześcijańskiej prawdy o małżeństwie, seksualności i innych niewygodnych spraw do zestawu atrakcyjnych idei – co powoduje krok po kroku dezercję z misji zbawienia. To, czego świat oczekuje od wierzących, to świadectwo miłości i prawdy, a nie akceptacji. A to wymaga od nas wszystkich – duchownych i świeckich – większego zaufania w moc Bożego Słowa, w potęgę łaski i zdolności ludzi do przyjęcia radości płynącej z wiary Kościoła”.
Druga część „Obcych” jest pełną żaru katechezą o nadziei. To zaproszenie do odkrycia na nowo piękna chrześcijańskiej wiary. Wybieram kilka myśli. „Podstawowy kryzys naszych czasów i kryzys dzisiejszych chrześcijan ma mało wspólnego z liczbami, organizacją czy zasobami. To jest kryzys wiary. Wierzymy w Boga czy nie? Czy płonie nasza miłość do Jezusa Chrystusa czy nie? Jeśli nie, żadna z naszych dobrych intencji nic nie znaczy”.
Musimy wrócić do korzeni naszej nadziei. A jest to przede wszystkim zmartwychwstanie Chrystusa. To jest zwycięstwo, w którym i my mamy udział. Nadzieja chrześcijańska właśnie dlatego nie zamyka oczu na to, co dla tej nadziei jest trudnością, że Chrystus powstał z martwych, czyli pokonał największą trudność – śmierć. Tu leży siła do podjęcia ryzyka życia dla Jezusa, do przygody bycia Jego uczniem niezależnie od zewnętrznych okoliczności.
Chrześcijanie nie powinni ulegać mitowi postępu, który jest zsekularyzowaną formą religii. Nie wolno nam wierzyć, że zmiany cywilizacyjne z natury rzeczy są zmianami na lepsze. To iluzja. Postęp jest czymś dwuznacznym, może prowadzić do dobra lub zła. Wystarczy popatrzeć na historię XX w., by się o tym przekonać. Oczywiście jako wierzący powinniśmy angażować się w rozwój społeczny, ale z pełną świadomością, że nigdy nie zbudujemy raju na ziemi, bo jesteśmy grzesznikami. Wolność sprawia, że każde pokolenie w jakimś sensie zaczyna budowanie świata od nowa. Opowiada się za dobrem lub złem. Chrześcijanie wierzą w opatrzność Bożą, czyli pamiętają, że Bóg czuwa nad światem, że nie wszystko (na szczęście) zależy od nas, że dobro pochodzi ostatecznie od Boga, jest łaską.
„»Siła« Kościoła nie opiera się na jego publicznych oświadczeniach, listach, dokumentach, strukturach czy organizacjach socjalnych, ale na zdolności do formowania i prowadzenia ludzi – aby oni byli lojalni wobec Kościoła. Kiedy katolicy ufają swoim duchowym liderom i wierzą w ich nauczanie, wtedy Kościół jest mocny. Jeśli jest inaczej, jeśli ludzie nie wiedzą, czym i kim jest Kościół, wtedy jest on słaby. To dlatego biskupi są tak bardzo odpowiedzialni za swoje działania i zaniedbania. To dlatego katolicy, którzy podważają zaufanie w nauczanie Kościoła, grzeszą ciężko przeciwko własnemu chrztowi. Aby odnowić tożsamość Kościoła, potrzebujemy najpierw odnowienia własnej tożsamości”.
Arcybiskup Chaput sięga po apologetyczny tekst z II w. i dokonuje jego ponownej lektury w kontekście postchrześcijańskim. Chodzi o „List do Diogneta”. Rzeczywiście te słowa trafiają w punkt naszych dzisiejszych zmartwień. Jest w nim jakiś spokój wiary, płynący z przekonania, że wiara jest „drogocenną perłą”, ważniejszą niż świat. „Czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie. Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan w miastach świata”, pisze autor „Listu do Diogneta”. Jako chrześcijanie mamy być „duszą świata” pośrodku dzisiejszych Babilonów. Jesteśmy w lepszej sytuacji niż autor „Listu do Diogneta”, ponieważ jesteśmy dziedzicami bogactwa chrześcijańskiej kultury wypracowanej w ciągu 2 tys. lat. Musimy umieć korzystać z tych zasobów, odkryć je, kultywować. I dlatego nie wolno nam się bać zablokować ulic, aby przejść z procesją Bożego Ciała, nieść zapalone lampiony na Roraty czy świece po Rezurekcji. Aby mieszkańcy doczesnego miasta wiedzieli, że jest inne miasto w środku. Musimy też wytrwale budować wspólnoty, przyjaźnie, miejsca, w których żyjemy wiarą, cieszymy się nią, przekazujemy kolejnym pokoleniom.
„Jako katolicy mamy obowiązek poznać i rozumieć świat wokół nas. Po to, by go nawrócić do Jezusa Chrystusa” – pisze abp Chaput. To połączenie jest kluczowe: znać współczesny świat i mieć pokorną ambicję jego nawrócenia. Nie tylko dialogowania, ale właśnie nawrócenia. Uczeń ma być misjonarzem. Jesteśmy stworzeni przez Boga i powołani do życia w „Bożym Mieście”. Droga do Domu biegnie przez Ludzkie Miasto. Tak, jesteśmy obcymi w obcej ziemi. Ale to, co na tej ziemi robimy, ma zasadnicze znaczenie. To nas wyróżnia. Nam nie wolno utracić nadziei.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.