Jakie piekło nosi w sobie człowiek?

– Codziennie staję ze swoją biedą, z prawdą o sobie, przed miłosiernym Ojcem, a Jego spojrzenie pomaga mi inaczej patrzeć na siebie, a przede wszystkim na innych ludzi – to prosta recepta br. Piotra Kuczaja OFMCap, Miłosiernego Samarytanina Roku 2016, na to, jak służyć bezdomnym.

Reklama

Pokorny kapucyn pomaga tym, których inni często omijają szerokim łukiem, bo są brudni, nieładnie pachną i widać, że choć cały ich dobytek mieści się w reklamówce, to życiowy bagaż jest dużo cięższy. A on nie tylko ich myje, pielęgnuje i przebiera w czyste ubrania, ale też przełamuje początkową nieufność. – Jestem tylko narzędziem w rękach Boga i małym ogniwem w całym przedsięwzięciu, jakim jest Dzieło Pomocy św. o. Pio. Dlatego statuetka Miłosiernego Samarytanina należy się nie tylko mnie, ale wszystkim jego pracownikom i wolontariuszom, bo wspólnie niesiemy ewangelicznego paralityka do Jezusa, a On ten nasz wysiłek dopełnia i uzdrawia chorego – mówi zakonnik.

Chodzący anioł

Brata Piotra – serdecznego, całym sercem angażującego się w sprawy swoich podopiecznych – znają i kochają setki krakowskich osób bez domu oraz ci, którzy już wyszli na prostą, a teraz wspominają to, co dla nich zrobił. – To anioł chodzący po ziemi! Jedyny w swoim rodzaju – skutecznie wyciąga ludzi z najbardziej beznadziejnych sytuacji – zapewnia pan Szymon, który dziś ma już pracę, nadzieję na mieszkanie i powoli stawia pierwsze kroki na drodze ku samodzielności. Brata Piotra poznał 3 lata temu, kiedy nie miał nic i żył na ulicy.

– Przekonałem się, że to Boży człowiek w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Zawsze dobrze doradzi i wierzę, że choć nie jest kapłanem, sam Chrystus mówi przez niego – opowiada i dodaje, że nieraz był świadkiem, jak zakonnik troskliwie zajmował się również tymi bezdomnymi, którzy przychodzili do Dzieła brudni i zawszeni. – Wykonuje naprawdę ciężką pracę i ma w sobie ogromną pogodę ducha. Wiem też, że cały czas modli się za mnie, więc odwdzięczam się tym samym – mówi pan Szymon.

Justyna Nosek z Dzieła Pomocy św. o. Pio podkreśla natomiast, że br. Piotr jest człowiekiem, od którego inni mogą się uczyć. – Przede wszystkim tego, jak wzrastać duchowo. On ma w sobie ogromny pokój i jest kimś, do kogo inni się garną. Wszyscy czerpiemy z jego doświadczenia i wciąż musimy sobie przypominać, by nikogo nie oceniać i nie zgadywać, dlaczego ktoś doprowadził się do stanu, w jakim przychodzi do Dzieła. Przecież nie wiemy, jakie małe wielkie piekło nosi w sobie nasz brat – mówi.

– Nie umniejszając niczyjej roli w Dziele, można powiedzieć, że to właśnie br. Piotr wykonuje najtrudniejszą pracę, przyjmując w tzw. kabinie interwencyjnej tych, którzy na pierwszy rzut oka nie przyciągają... I świetnie się w tym odnajduje – opowiada J. Nosek, a br. Henryk Cisowski OFM Cap, dyrektor Dzieła, nie ukrywa, że nie jest pewien, czy dałby sobie radę, gdyby musiał wykonywać obowiązki należące do br. Piotra.

– Ten, kto nigdy nie widział człowieka z gnijącymi nogami, nie wie, jak potworny jest to zapach. A br. Piotr mówi, że się do tego przyzwyczaił. Ciężką pracą każdego dnia udowadnia, że jest samarytaninem, który dla drugiego człowieka, przychodzącego prosto z ulicy, ma dużo miłości i szacunku – podkreśla szef Dzieła. – Najpiękniejsze jest to, że on sam chciał tu przyjść, by posługiwać ubogim, postarał się o to – dodaje br. Cisowski.

Kiedy dzieją się cuda

– To Bóg dał mi najpierw pragnienie, a potem wyobrażenie tego, co dopiero miało nastąpić – uśmiecha się br. Piotr, zapewniając, że w Dziele czuje, iż jest na swoim miejscu, choć trochę czasu minęło, zanim rozeznał, jaka jest jego zakonna droga. Początkowo chciał być kapłanem, ale po III roku studiów poprosił o rok urlopu dziekańskiego, by wszystko przemyśleć i przemodlić. Przez ten czas pracował jako zakrystian w kapucyńskiej parafii w Nowej Soli. To była dobra przestrzeń do poznawania ludzi, spotkań, rozmów, także z tymi, którzy są daleko od Kościoła.

– Próbowałem do nich wychodzić i zauważyłem, że aby nawiązać kontakt i zbudować relacje, trzeba czasu. Trzeba też samemu dać się poznać, być i słuchać, a dopiero potem mówić. To uczyło mnie, żeby nie osądzać, ale starać się zobaczyć sytuację konkretnego człowieka, zrozumieć, jak i dlaczego myśli i działa – wspomina. Z Nowej Soli wyjeżdżał ze słowami Ewangelii o paralityku, którego ludzie nieśli do Jezusa. Nie mogąc przejść przez tłum ludzi, znaleźli otwór w płaskim dachu i tą drogą spuścili jego łóżko przed Chrystusa. – Zrozumiałem, że mam prowadzić ludzi do Jezusa – zwłaszcza tych, którzy mają trudności, by do Niego przyjść – ale nie sam, lecz we współpracy z innymi. Ostatecznie rozeznałem swoje powołanie i podjąłem decyzję, że studia skończę, ale nie przyjmę święceń. Później poprosiłem o pracę wśród ubogich. Wierzyłem, że jeśli taki jest Boży plan, to nie muszę się obawiać, co powiedzą przełożeni, bo sam Pan będzie tego bronił. Czułem się więc wolny i spokojny, a gdy pojawiła się pierwsza myśl o posłudze w Dziele, dopiero trwała jego budowa – opowiada.

W swojej pracy br. Piotr ceni wiele rzeczy, a jedną z nich jest nieustanne odkrywanie Bożego miłosierdzia i obserwowanie, jak działa ono w drugim człowieku. – Bywa, że przychodzi on chory, bez żadnych dokumentów, a wszystko, co ma, trzeba wyrzucić. Nie ma już wtedy nic do stracenia i to jest moment spotkania z Bogiem, który przyjmuje go z miłością – takiego, jaki jest, i nie wymaga rzeczy, których początkowo nie da się zrobić. Bo ten człowiek nawet sobie jeszcze nie wyobraża, że coś może się zmienić – tłumaczy br. Piotr. – A skoro ktoś zaczyna od zera, łatwiej jest mu zobaczyć, jak na jego oczach dzieją się cuda, gdy po ludzku coś było niewykonalne – tłumaczy.

Dodaje, że aby pokazywać innym miłosierdzie, najpierw samemu trzeba się na nie otworzyć. – Codziennie staję więc ze swoją biedą, z prawdą o sobie, na modlitwie przed miłosiernym Ojcem, a gdy się z Nim spotykam, Jego spojrzenie pomaga mi inaczej patrzeć na siebie, a przede wszystkim na tych, którzy tu przychodzą. Potrzebuję też ciągłej formacji i głębokiego życia sakramentalnego oraz braterskiego – opowiada kapucyn. Do przyjęcia sakramentów zachęca też swoich podopiecznych. Nie zawsze jest to łatwe, ale liczy się każdy zrobiony przez nich mały krok. Dlatego br. Piotr prowadzi z nimi duchowe rozmowy (np. podpowiadając, że warto odbudować relacje z rodziną), przygotowuje do rachunku sumienia i prowadzi do braci, którzy są kapłanami i zawsze gotowi do tego, by kogoś wyspowiadać. – A gdy już w sferze duchowej zrobi się lżej, to i przyszłość wydaje się łatwiejsza, bo serce nie jest już samotne, ale trafia w ręce Boga – przekonuje br. Kuczaj.

Duchowe dzieci

Cechą charakterystyczną br. Piotra jest też uśmiech, który „działa cuda”. – O apostolstwie uśmiechu pisała już św. Urszula Ledóchowska. Uśmiech nie „przyklejony”, ale pochodzący z serca, skraca drogę do człowieka, otwiera go i zaprasza do rozmowy. Uczy bycia autentycznym, a ludzie poranieni są bardzo wrażliwi, szybko wyczuwają, czy ktoś jest szczery – mówi zakonnik. Doświadczenie nauczyło go także, że dla ludzi bezdomnych zdobycie jedzenia czy ubrań nie jest najważniejsze, bo w Krakowie nie jest to problemem. – Oni są głodni relacji z drugim człowiekiem, dlatego tak bardzo chcą ściskać nam dłonie – tłumaczy. A co, jeśli mijają dni, tygodnie i miesiące, a bezdomny nie chce nic zmienić w sobie na lepsze, tylko wciąż przychodzi z listą życzeń do spełnienia?

– Wtedy zostają tylko pokora i cierpliwość. Bo człowiek nie jest maszyną do zaprogramowania. Nie mogę mieć dla niego gotowego planu, tylko znów muszę stanąć przez Bogiem w prawdzie i zobaczyć, że skoro czasem i mnie nie jest łatwo zmienić małej rzeczy, to co dopiero jemu wielkiej rzeczy. A gdy zachęcam, by ktoś w prostych słowach porozmawiał z Bogiem o tym, co boli, w oczach widzę wzruszenie – opowiada br. Piotr. I jeszcze jedno – miłosierny zakonnik nie byłby sobą, gdyby do swoich podopiecznych nie mówił po imieniu: Józiu, Stasiu, Krzysiu... – Pochylając się nad ich biedą, traktuję ich jak swoje duchowe, Boże dzieci, więc imię jest czymś naturalnym. I ważnym, bo po setkach godzin, jakie człowiek spędził w samotności, w pustostanie, bardzo docenia, że pamiętam, kim jest. I przecież Bóg też woła nas po imieniu – zaznacza.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama