Język hejtu – wyzwiska typu „czarownice i morderczynie na czarnych protestach” – niczego nie załatwi. O przyczynach czarnych protestów i ich realnych alternatywach mówi dr Maria Rogaczewska.
Agata Puścikowska: Oglądałaś spot promujący marsz kobiet? „Nie przychodź – bo gwałt to Twoja wina, bo ksiądz z przyjemnością zajmie się Twoim dzieckiem, bo przecież lekarz pomodli się za Ciebie”. I tym podobne hasła.
Maria Rogaczewska: Ten mało subtelny przekaz, oparty na wzbudzaniu potężnego lęku, ma swój cel. Pokazanie religii jako formy opresji służy mobilizacji grupy docelowej. Ta grupa to w większości ludzie młodzi, młode kobiety. Osoby najbardziej spragnione wolności. Śle się więc do nich przekaz, że religia to opresja, i kreuje się Kościół na zaborcę wolności. Młode kobiety są wrażliwe na hasła o odbieraniu im swobód, cechuje je także silny indywidualizm. Mnie osobiście przeraża ahistoryczność tego przekazu, ocena wydarzeń i zjawisk wyłącznie ze współczesnego punktu widzenia. To powoduje np. niesprawiedliwą ocenę roli Kościoła i chrześcijaństwa w kształtowaniu roli i pozycji kobiet. Środowiska lewicowe opisują Kościół jako miejsce dla kobiet opresyjne. Tymczasem akurat w Polsce, chociażby dzięki zakonnicom św. Urszuli Ledóchowskiej czy bł. Marcelinie Darowskiej, bardzo przyspieszyła... emancypacja. Nie istnieje powszechna świadomość, jak wielką rolę w poprawie jakości życia kobiet i całych rodzin, w szkolnictwie, szpitalnictwie, pracy z robotnicami etc., odegrały w XIX w. zakony bezhabitowe. Nie mówiąc już o cierpliwym wychowywaniu pokoleń młodych kobiet zagrożonych wylądowaniem na ulicy.
A jak z wychowywaniem młodych kobiet przez Kościół jest obecnie?
Chciałabym, aby w duszpasterstwie więcej uwagi poświęcano okresowi nie tyle dzieciństwa, ile wchodzenia w dorosłość po studiach – dojrzewania do dorosłości. Styl życia, jaki wybierze młoda kobieta, chwilę potem podejmie cała jej rodzina. Jeśli więc kobieta zrezygnuje w młodości z religii, nie przekaże jej też swoim dzieciom. Istnieje w socjologii hipoteza, że siłą napędową sekularyzacji jest odsunięcie (się) kobiet od Kościoła. W Polsce, ze względu na to, że religia istnieje w wielu sferach życia, również w kulturze, pewnie ta teoria nie do końca by się sprawdziła. Obserwujemy jednak zniechęcenie młodych kobiet do religii, a także znaczny spadek kobiecych powołań.
Czym obecnie „mebluje się” umysły kobiet?
Szeroko rozumianym przemysłem lifestyle’owym, serialami, wyimaginowanymi ideałami, które z kobiecością nie mają wiele wspólnego. Jednocześnie Kościół nie do końca podejmuje refleksję, że cykl życia współczesnego człowieka się zmienia i że jest inny niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Było tak: dziecko – młodzież – dorosły. Obecnie pojawiają się coraz dłuższe fazy przejściowe. Okres między młodością a dorosłością się wydłuża. Młody człowiek dziś znacznie dłużej jest w drodze. Doskonale widzi to papież Franciszek, który towarzyszy młodzieży, wiedząc, że ma ona wiele decyzji do podjęcia. Proponuje wręcz duszpasterstwo towarzyszenia zamiast jedynie przekazu doktryny nakazów i zakazów.
A ludzie, nie tylko młodzi, towarzyszenia potrzebują. Stąd moda na świeckich coachów.
Tak. Nie są już potrzebne gotowe odpowiedzi czy recepty typu „bądź matką”, lecz mądre wspieranie młodej kobiety, by świadomie i w sposób wolny wybrała swoją drogę – także ku macierzyństwu. W czasie tej drogi powinna i ma prawo zadawać pytania. Jeśli otrzymuje komunikat: „Trzeba żyć w czystości”, to powinna też otrzymać konkretne życiowe kompetencje, dzięki którym zrozumie sens tej nauki. Trzeba jej dostarczyć podstawowej wiedzy naukowej o seksualności, nauczyć stawiania zdrowych granic, obrony przed przemocą. Kobieta musi odkryć własną godność i poczucie własnej wartości. Tymczasem np. badania Instytutu Matki i Dziecka, dotyczące zdrowia nastolatków, wskazują, że polskie dziewczynki, bardziej niż europejskie rówieśniczki, uważają się za grube i brzydkie, że nie są uczone szacunku do samych siebie i własnego ciała. Jednocześnie oczekiwania wobec nich, zaczerpnięte często ze świata mody czy show-biznesu, są niemal nieosiągalne: mają być fit, piękne, zaradne i powinny liczyć tylko na siebie. Od wczesnego wieku słyszą też: bądź niezależna, bądź panią własnego losu, masz prawo rozporządzać swoim życiem, budżetem, czasem. Mało słyszą o mądrych i wartościowych relacjach z ludźmi, o granicach. I tu tworzy się podatny grunt na argumentację pro choice. Feministki wykorzystują ten grunt i przemawiają do grupy kobiet w jakiś sposób zaniedbanych przez Kościół.
To chyba też grupa kobiet zaniedbanych przez mężczyzn.
Tak się obiegowo sądzi. Jednak relacja damsko-męska jest obciążona brakiem zaufania na bardzo wielu polach. Mężczyźni i kobiety, nawet gdy zawierają małżeństwo, coraz częściej zakładają możliwość rozwodu. Kobiety nie mają zaufania do kompetencji ojcowskich mężczyzn. Obie strony często stosują przeróżne manipulacje i techniki „osiągania swego” zamiast współpracy. Bywa, że mężczyźni podlegają takiemu samemu uprzedmiotowieniu jak kobiety, a wciąż twierdzimy, że krzywdy wyrządzane mężczyznom są jakby trochę mniejsze. Jeśli mówimy o kryzysie męskości czy kryzysie ojcostwa, z których wypływa wiele dramatów kobiet i całych rodzin, to zastanówmy się: kto i jak młodego chłopaka wychował do relacji i do roli ojca? Przekaz: „Przygotuj się do macierzyństwa” istnieje w Kościele. A jak często chłopcy słyszą przekaz: „Przygotuj się do ojcostwa”? Dużo ruchów katolickich koncentruje się wyłącznie na walce o czystość. A co z wychowaniem do relacji, do macierzyństwa i ojcostwa? Przecież właśnie z wychowania do macierzyństwa i ojcostwa wynika większa motywacja związana z samodyscypliną, również rezygnacją z niezdrowego trybu życia. Młody człowiek musi być przygotowywany do bycia w osobowej relacji, która będzie uszczęśliwiająca i na całe życie. Stąd dopiero wypływa waga czystości, która jest jedynie elementem całej układanki.
Nauczenie dobrych relacji międzyludzkich jest alternatywą dla manif?
Relacja kobiety z mężczyzną to najbardziej owocna relacja w świecie. Tu chodzi o bardzo szeroko rozumianą płodność, nie tylko biologiczną. Relacja ta, jeśli jest udana i szczęśliwa, przynosi dobre owoce także społeczności. Jeśli natomiast oparta jest na wykorzystaniu, przemocy, braku autentycznej miłości – przynosi zło, lęki, frustracje, czasem wielopokoleniowe. Jeśli mówimy, że kobieta jest „w niechcianej ciąży”, to dlaczego nie zastanowimy się, z czego ten stan wynika? A często jest to owoc relacji, w której dominowały bezradność, brak szacunku, powierzchowność, przygodność czy wręcz przemoc. Za relację odpowiadają i mężczyzna, i kobieta.
Manify skupiają się na niechęci wobec mężczyzn…
Istnieje cały worek nieszczęść, przeciwko którym kobiety na manifach protestują. Kościół, rząd, który nie promuje ich wizji świata… Widać też wyraźnie, głównie wśród dojrzalszych kobiet, ogromną niechęć do służby zdrowia. Wynika to często z traumatycznych doświadczeń z młodości, gdy w szpitalach położniczych podczas porodów były traktowane źle, upokarzane. Należy dbać o to, aby poczucie bezpieczeństwa kobiet i standardy opieki okołoporodowej były jak najwyższe. To powinien być priorytet każdego rządu. Wiele pań ze starszego pokolenia ma też za sobą doświadczenia aborcyjne. Starsze kobiety przekazują takie problematyczne dziedzictwo młodszemu pokoleniu. Ten społeczny syndrom to szeroka kwestia, wpisana w wiele kolejnych. Ten problem sam nie zniknie. Objawia się na ulicach – w czarnych strojach i wieszakach w dłoni. Jeśli do tego młoda kobieta w ciąży w XXI wieku słyszy od pracodawcy: „Sprowadziłaś na nas kłopot”, a od partnera: „To twoja sprawa” – jedynym punktem oparcia i grupą, z którą będzie się identyfikować i solidaryzować, są kobiety podobne do niej samej: walczące o „wolność” na ulicach.
Ponura diagnoza.
A jedną z recept na naprawę jest... zwyczajna życzliwość. Życzliwość bezinteresowna względem kobiet i mężczyzn, niezależnie od ich sytuacji materialnej, życiowej. Życzliwość do kobiet w ciąży, niezależnie od tego, czy jest młodą, czy „starą” matką, czy ma jedno dziecko, czy siedmioro, czy jest sama, czy w małżeństwie. Odpowiedzią na czarne wizje dotyczące macierzyństwa i kobiecości jest afirmacja. Macierzyństwo daje ogromnego życiowego kopa. Może owocować przyrostem kreatywności i chęci działania. Należy więc robić wszystko, by pokazywać wzmacniający aspekt macierzyństwa. „Macierzyństwo doda ci siły” – to przekaz, którego brakuje.
Tylko jak skutecznie i szeroko afirmować?
Kobiety muszą mieć coś wspólnego, porywającego, dającego wsparcie, poczucie, że jesteśmy razem. Potrzebują ekspresji, przestrzeni do wyrażenia emocji, ruchu, możliwości prezentowania się. Wspomnę o inicjatywie z Łowicza: Diecezjalnym Dniu Kobiet, w którym co roku uczestniczy kilkaset pań. Częścią tego dnia jest też ekspresja kobiecych emocji, czasem trudnych. Dlaczego takich inicjatyw nie ma więcej? Przykładem są też pielgrzymki kobiece, na które z chęcią przybywa wiele pań. Wydaje się, że istnieje również potrzeba zagospodarowania przestrzeni wirtualnej. Jeśli kobiety sięgają po treści lifestyle’owe, to niech otrzymają chrześcijański lifestyle! Oczywiście istnieje blogosfera na ten temat, jakieś podstrony na portalach. Ale dlaczego nie ma dużego portalu traktującego o chrześcijańskiej kobiecie i jej potrzebach? To byłby też dobry punkt wyjścia do dialogu. I przekazywania, prezentowania wartości dla nas istotnych. Postawienie na dialog jest kluczowe, jeśli chcemy być po stronie życia. Język hejtu – wyzwiska typu „czarownice i morderczynie na czarnych protestach” – niczego nie załatwi. Oczywiście po drugiej stronie też istnieje potężna fala hejtu. Jednak trzeba pamiętać, że to nasza, chrześcijańska perspektywa jest szersza, my jesteśmy powołani do ewangelizacji. My walczymy o niebo. I nie tylko dla siebie.
Dr Maria Rogaczewska - socjolog, Centrum Wyzwań Społecznych UW, współpracuje z Collegium MEdicum UJ, członkini Laboratorium WIĘZI i Rady ds. Duszpasterstwa Kobiet przy KEP.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).