Proboszcz z Gazy gorzko zauważa, że lepiej zyło się jej mieszkańcom podczas wojny.
„Ludzie mieszkający w Gazie na serio zaczynają myśleć, czy nie stałoby się lepiej, gdyby znowu była wojna, bo wtedy przynajmniej dostawaliby pomoc – powiedział proboszcz jedynej tamtejszej parafii katolickiej. – To myśl smutna i straszna, ale świadcząca o dramatyczności tej chwili” – dodał ks. Mario da Silva. Podkreślił, że ludzie żyją tam z dnia na dzień. Wielu musi się zapożyczać, aby kupić jedzenie czy zapłacić za prąd. Bezrobocie sięga 60 proc., a bieda dotyka ok. 80 proc. mieszkańców.
„Sytuacja w Gazie jest trudna – mówił brazylijski kapłan – ponieważ po wojnie otrzymywaliśmy międzynarodową pomoc. Jednak po pół roku wszyscy o nas zapomnieli, tak jak gdyby wszystkie problemy zostały rozwiązane. Tymczasem pozostały te same trudności co zawsze: brak pracy, gazu, wody, prądu”. Proboszcz Gazy podkreślił, że bywają dni, kiedy prąd dochodzi tylko przez 3 godziny, a jest tam zimno. Ludzie nie wiedzą, jak rozgrzać własne domy. Nie ma także wody, bo ta, którą się dostarcza, jest słona, a wodę do picia trzeba dodatkowo kupować. Chrześcijanie zasadniczo żyją z pożyczek, zakupują produkty na kredyt, który później spłacają chrześcijańskie organizacje pomocowe. „Atmosfera, jaką oddycha się w Gazie, to poczucie opuszczenia i obojętności ze strony wspólnoty międzynarodowej” – zauważył ks. da Silva. Według niego praca Kościoła polega tam na tym, by „zachować nietkniętą wiarę, bronić jej i uczyć, jak być chrześcijaninem w trudnościach i pośród muzułmańskiej większości”.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.