W jednej z parafii ci, którzy świeżo zasilili wspólnotę, mówili, że przyszliby wcześniej, ale nie wiedzieli, że to normalnie wygląda.
Radłów 12 lutego. Następnego dnia po feriach uczniowie wrócą do szkół. W udostępnionej życzliwie przez miejscowe gimnazjum sali gimnastycznej bawi się stu młodych, m.in. z kilku parafii dekanatu radłowskiego i sąsiedniego dekanatu wojnickiego.
– Zabawa to jest bardzo miłe wydarzenie w życiu grupy – zapewnia Ola Serwińska z radłowskiego KSM. Młodzi lubią się bawić, szczególnie w dużej grupie, poznawać rówieśników, sąsiadów. – Ale nawet zabawa ma charakter formacyjny, bo to oni mieli ogarnąć strojenie sali, konieczne zakupy, przewidzieć potrzeby, zadbać o inne aspekty organizacji – podkreśla ks. Jakub Misiak, opiekun grupy.
W spotkaniu biorą udział członkowie KSM, młodzież z grup apostolskich, ale spotkanie otwarte było także dla innych, na co dzień nieobecnych. – Zabawa może być także narzędziem, rodzajem haczyka, przyciągającego młodych, którzy na adorację czy spotkanie wspólnoty w salce przy kościele nie przyjdą, ale na tańcach może się pojawią – dodaje ks. Kuba.
Radłowska wspólnota KSM liczy około 30 osób. – Mogłoby nas być więcej. Może nie potrafimy zachęcić, opowiedzieć innym fajnie o Kościele? Nie każdy też chce słuchać. Za to jednak każdy widzi. Taka dyskoteka też pozwala pokazać, że jesteśmy normalnymi ludźmi – przekonuje Ola Serwińska.
A to przekonanie nie jest takie oczywiste. – W poprzedniej mojej parafii grupa KSM budowała się powoli i kiedy przychodzili nowi, to z żalem po pewnym czasie przyznawali, że nie wiedzieli, że tu jest normalnie – tłumaczy ks. Jakub Misiak.
Jak zdaniem młodych spoza wspólnot funkcjonują grupy młodzieżowe? – Nudno, drętwo, wszyscy sztywni, modlitwa, adoracja, sami święci. W ogóle grupa wzajemnej adoracji. Przyjdę jako nowy, to pewnie zostanę odtrącony, a drobne doświadczenie tego typu urasta w pewnym wieku do rangi dużego problemu – tłumaczy młodych licealistka Małgosia Janicka. Na miejscu wielu przekonuje się, że młodzieżowe wspólnoty funkcjonują zupełnie inaczej. – Fajna jest bliskość, nawiązane relacje, nikt się z nikogo nie śmieje, nawet jak powiesz coś głupiego. Tu możesz być sobą, nikt cię nie odrzuci, a nawet przeciwnie – grupa cię wesprze – dodaje Małgosia.
Ksiądz Kuba stara się młodych przekonywać, że wspólnota funkcjonuje trochę jak rodzina. – Mnie przyciągnęło do grupy parę lat temu to, że owszem, była modlitwa, formacja, ale był czas, żeby spotkać się i pogadać. O czym? Najlepsze jest to, że o wszystkim, o rzeczach bardzo istotnych, ale i o głupotach. Jak w życiu – wyjaśnia Natalia Rojek z radłowskiego KSM.
Czas formacji jednak owocuje. – Kiedy spotykamy się na liturgii czy na adoracji Najświętszego Sakramentu, to nikt się nie krzywi, nie skrzypi ławkami, nie nudzi się. To jest już jednak owoc formacji, a nie nasionko wrzucone w glebę – uśmiecha się 15-latek Norbert Szyszka.
W Olszynach koło Zakliczyna, małej, półtoratysięcznej parafii, na spotkania młodzieżowej wspólnoty przychodzi 40 gimnazjalistów. – Otwieramy się na różne dzieła, wydarzenia w Kościele. Byliśmy na tańcach ewangelizacyjnych w Krakowie, jeździmy do Rzeszowa na koncert uwielbienia, na spotkania dekanalne, regionalne. Dużo mamy tych wyjazdów – przyznaje proboszcz i opiekun grupy ks. Jakub Rozum. Dwa razy w miesiącu, w piątki, są spotkania na plebanii. Pewnie ciekawe, bo młodzież, składając życzenia noworoczne, życzy sobie „więcej piątków u księdza”, jak nazywają te wspólnotowe posiady. W grupie są niemal sami gimnazjaliści. Szósta klasa wie, jak to działa, więc z niecierpliwością czeka, żeby wraz z promocją do gimnazjum wejść do grupy i w rytm jej działalności.
Jaki jest klucz do tego, żeby młodzież sama pchała się do Kościoła? – Trzeba dać im przestrzeń wolności, zaufać, patrzeć, na co ich stać. Jak coś dobrego, to chwalić, jak niewłaściwie idą, to napomnieć, ale nie zrażać, tylko mobilizować – mówi ks. Rozum. – Jeśli nie zobaczą szansy na funkcjonowanie jako szczerzy, spontaniczni młodzi ludzie, to nie przyjdą. Jeśli będziemy ich chcieli na siłę przycinać do formy, którą mamy, to też nie przyjdą – mówi ks. Jakub z Olszyn.
Do grupy sformalizowanej dojrzewa się. – Trzeba zacząć od relacji, od zbudowania wspólnoty, pewności siebie, dać młodym akceptację, dużo czasu. Kiedy grupa zyska śmiałość, to wtedy można próbować wejść w jakieś ramy, ale nie wcześniej – dodaje ks. Jakub Misiak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.