Bezręki Pan Jezus, poobijana, zawinięta w foliową torbę Maryja i święty Józef z aureolą. Wyszli ze strychów. Prawie tak samo, jak ich właściciele.
Jest jeszcze całkiem dobrze utrzymany Jezus Miłosierny i mała Matka Boża Częstochowska. Ale już wkrótce czeka ich kolejna przeprowadzka. Poniszczone i kalekie zdobić będą kaplicę na osiedlu Kaufhaus w Rudzie Śląskiej.
Śmiech na sali
Te święte figury i obrazy przypominają otaczające je zabytkowe XIX-wieczne familoki. Pięknie zaniedbane. W środku – mieszkania osób starszych, pamiętających, jak osiedle tętniło życiem, i młodych, którzy z lękiem myślą o przyszłości. To miejsce kontrastów: bieda, ciche dobro, alkohol, przemoc, kradzieże, narkotyki, uśmiechy, tęsknota za miłością... Także tu zamieszkał Pan Jezus. Moim przewodnikiem po Kauf- hausie jest ks. Tomasz Koryciorz. Znają i szanują go tu wszyscy. Jest „przepustką” do miejsc, gdzie samemu strach wchodzić nawet za dnia. Na osiedle prowadzi nas wyboista, nigdy nie remontowana droga. Jedziemy wolno, tak by mijać kałuże. Na szczęście to nie zima – przeszkód jest więc całkiem mało. Naokoło familoki, w środku – krzyż, przy którym raz do roku odprawiana jest Eucharystia oraz nabożeństwa majowe i różańcowe.
Idziemy do świetlicy. Przy wielkim stole, który dzień wcześniej służył za ołtarz podczas sprawowanej tu co tydzień Mszy, siedzi kilkunastu uśmiechniętych starszych ludzi. Znajduje się miejsce i dla naszej dwójki. – Nóm do szczyńścio niczego nie brakuje – przyznaje pani Róża, rzecznik prasowy całej grupy. – Spokój móm, no, może ino zdrowio mi brakuje. – I szybkiego połączenia z internetem – dodaje pracownik świetlicy. Wszyscy na sali wybuchają śmiechem. Pani Róża, podobnie jak jej koleżanki, opanowała Facebooka. Wszyscy na świetlicę przyjdą też dnia następnego. Będzie to piątek i tradycyjna już modlitwa różańcowa. Po niej – kawa i ciastko.
– Wigilio nóm ks. Tomasz tu zrobił – chwalą kapłana mieszkańcy. – A kto stoły przyniósł? Kto piekł pierniki? Kto udekorował? – tłumaczy się zakłopotany. – Ale to ksiądz zaproponowoł. – A jak zaproponuję: jadymy do Honolulu? – To pojadymy. Bez niczego bych jechała. Ni ma takigo drugigo ksiyndza nigdzie. Zjednoczył ludzi na tym osiedlu. Wcześniej było nie bardzo. Nie było źle, ale nie było też dobrze – mówi pani Róża. Teraz i zajęcie jakieś mają, i do modlitwy są chętniejsi. A jak powstanie kaplica, to w ogóle będzie super – Msze odprawiane będą tu w każdą niedzielę. Mieszkańcy już typują ministrantów. Byle kogo do zbierania kolekty wysłać nie zechcą...
Na osiedlu obecnie mieszka ok. 1250 osób. Jakie jest najważniejsze dla nich miejsce? – No, świetlica – odpowiadają bez wahania. Jak było Boże Ciało, to panie przez dwa tygodnie właśnie tu na okna familoków własnoręcznie robiły emblematy. A potem chodziły od mieszkania do mieszkania i rozdawały je domownikom. Niektóre z ozdób wiszą tam do dziś. Na Boże Ciało na osiedlu powstały też dwa ołtarze. I przez całą noc nikt nie ukradł tworzących je desek... Pani Róża skarży się na serce i cukrzycę. – Jakby kto chcioł cukru, to moga sprzedać – uśmiecha się i cherla. Nie pali tylko pani Ewelina. Mimo to cherla jak cała reszta tego przesympatycznie radosnego towarzystwa.
To sie modla
Opuszczamy świetlicę. Nasz kolejny przystanek to mieszkanie dwóch starszych osób: 73-letniej pani Elżbiety i 67-letniego pana Czesława. Brakuje jeszcze Marka wędrowniczka. To 57-letni bezdomny, którym para opiekuje się za dnia. W nocy mieszka „w swoim domku” przy pobliskich ogródkach działkowych. – Jak jest zima, to jest u nas od rana. Potem kolacjo zje i pódzie. Herbaty mu narobia do termosu, żeby nie zmarzł. On tam mo chyba 6 kołdrów! – mówi pani Ela. Niepokoi ją tylko, że Mareczek nie pojawił się u nich już dwa dni. Postanawiamy sprawdzić, co się z nim dzieje. Prowadzi pan Czesiu. Wędrowniczek żyje. Nie wygląda jednak najlepiej... Na osiedlu przy pobliskiej hucie były kiedyś masarnia, piekarnia, piwiarnia. Swego czasu był i klub go-go, i fitness, ale po miesiącu go zamknęli. Zostały jedynie dwa sklepy.
W jednym z familoków mieszka pani Grażynka. Całymi dniami siedzi przed telewizorem i czeka na odwiedziny dobrych ludzi. Jest po udarze, ma prawostronny paraliż. Ma też syna, który przysparza jej dużo zmartwień. – Siedza tu choby osioł – komentuje, uśmiechnięta. Na stoliku, obok recept, na wykupienie których brakuje jej pieniędzy, jest obrazek św. Matki Teresy z Kalkuty. To ona opiekuje się tym domem. – Szczyńścia mi dodowo. Już ni móm takich kłopotów, jak miałach kiedyś – przyznaje. – Modli się Pani do Matki Teresy? – pytam. – Nie, jo się nie modla, ino nikiedy jak mnie coś wkur.., to sie modla.
Ksiądz Tomasz Koryciorz to jeden z czterech kapłanów nagrodzonych właśnie przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Razem z ks. Piotrem Wenzlem, ks. Mariuszem Dronszczykiem i ks. Krystianem Łagowskim w Rudzie Śl. realizuje duszpasterski program „Światło w familoku”. Program doceniono za nieustanną współpracę z instytucjami realizującymi działania z zakresu pomocy społecznej, zwłaszcza z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. W uzasadnieniu napisano, że kapłani „doskonale odnajdują się w lokalnej społeczności, m.in. uzupełniając ograniczone obowiązującymi przepisami prawa działania instytucjonalne. Tworzą doskonały zespół, niosąc wsparcie zarówno materialne, jak i duchowe, wkomponowując się ze swoją misją we wspieranie potrzebującego człowieka”. Księża pracują z ubogimi, wykluczonymi społecznie, bezdomnymi, więźniami, rodzinami, młodzieżą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.