Marek Marzec spytał znajomą zakonnicę, co może zmienić czterech mężczyzn idących przez Europę z misją pojednania. – Nie zmienicie całego świata, ale znajdziecie pokój w waszych sercach – odpowiedziała. I miała rację.
Kwiatki
Jacek Baczyński, mieszkaniec domu na Rzepichy w Krakowie:
– Całe życie podróżowałem za pracą. Miałem dom i rodzinę, ale w sercu byłem bezdomny. Wreszcie Pan Bóg zgasił światło, żebym Go znalazł po omacku. „Boże, działaj przez Tereskę” – prosiłem przed wyjściem w drogę. Te 37 dni to była walka z własną fizycznością i ze zrozumieniem drugiego. Że nie tylko ja się liczę, ale też ktoś obok. Taka dwudziestokilkuletnia św. Tereska to wiedziała, a ja, 43-letni chłop, tego nie wiem. Nasza pielgrzymka była żywą praktyką „Dziennika duszy”. Jeśli czterech facetów jest stale razem, to każdy ma swoje zdanie i nie zawsze muszą się zgadzać. Ale kiedy ktoś z nas miał zły dzień, trzeba było go pocieszyć. Wybaczaliśmy sobie, przypominając o kwiatkach dobrych uczynków, o których pisała Tereska.
Kiedy w Niemczech urwała nam się pompa wodna w traktorze, jej pomoc była natychmiastowa. Stanąłem pod domem, z którego wyszedł właściciel – Wolfi. „Traktor kaput” – powiedziałem, a on kazał go ustawić na podwórku. Okazało się, że jego szwagier był mechanikiem i nie będzie problemu z naprawą. Zintegrowaliśmy wioskę, bo sąsiedzi, których dotąd nie znał, odwiedzali go, żeby porozmawiać o misji, z którą jedziemy.
Żebrak
Marek Kamiński:
– W więzieniach spędziłem 13 lat, po dwa, trzy, z przerwami. Moja mama była uzależniona od alkoholu, ojciec prowadził wesołe miasteczko, a mnie w końcu oddali do domu dziecka. Od 14 miesięcy zachowuję trzeźwość. Kiedyś ks. Mirek mnie zapytał, czy to nie z jakąś mafią rozmawiam przez telefon codziennie wieczorem. A ja łączę się z siostrami klaryskami z Miedniewic i razem odmawiamy Różaniec. Podczas jednej odsiadki poprosiłem je o paczkę, obiecując po wyjściu pomoc. Teraz kilka razy w miesiącu jadę do nich popracować w obejściu. Doceniają mnie, że jestem jedyny, co dotrzymał słowa.
Darek Bujalski:
– Rozwiodłem się, ćwierć wieku piłem, nie byłem święty, ale święta mi pomogła. 10 lat temu w centrum Jaworzna znalazłem po pijaku obrazek św. Tereski, trzymającej lilię. Włożyłem go do portfela, który, jak to pijakowi, często mi się gubił. Zawsze jednak znajdowałem go, bez pieniędzy, ale z tym obrazkiem. Gdy jedyny raz go zostawiłem, już w czasie pobytu w „Betlejem”, to zapiłem. Po dojściu do Lisieux potrafię odmówić alkoholu – to teraz mój największy wyczyn. Dzięki św. Teresce jestem sobą i mam więcej czasu dla siebie. Przy niej czuję się bezpieczny.
Roman Kołaszyński:
– Na tak długiej pielgrzymce człowiek bywa królem i żebrakiem. Ma piękne widoki i smutne przemyślenia na temat życia. Nie piję czwarty rok i chciałbym umrzeć trzeźwo. Podczas drogi najtrudniej było się dogadać z kolegami. Ta złość, jak ziarenka piasku do silnika, wchodziła między nas i psuła wszystko. Słowo „przepraszam” przychodziło z lektury „Dziennika duszy”. Kiedy za sprawą św. Tereski wieczorem siadaliśmy na rozmowę, okazywało się, że mówimy o tym samym, ale jakby między nami była wata.
Kropla
Marek Kamiński:
– Kiedyś 15 km żeśmy szli, a tu ani kropli wody. Nagle pani z auta podała nam kilka butelek. Ktoś wysiadł z samochodu, poszedł z nami 6 km, i jeszcze nam za to podziękował. Kilka razy gospodarze, którzy zaprosili nas pod dach, oddawali nam łóżka, a sami spali na materacach. Raz Romek siadł na krawężniku i łuskał orzeszki. Ruszyliśmy, a tu nagle jacyś państwo jadą za nami i dają nam worek takich wyłuskanych orzeszków.
Marek Marzec:
– Nie zapomnę do końca życia uśmiechów, szczerych pozdrowień, bezinteresownych poczęstunków. Ci ludzie tylko prosili, żebyśmy się za nich przez kilka minut pomodlili. Przedtem myślałem, że jak dzieje się cud, to się niebo musi otworzyć. Na trasie cuda działy się codziennie. W Niemczech jakaś kobieta zaprosiła nas na obiad, pozwoliła się wykąpać, dała 20 euro na drogę, prosząc, żebyśmy do Lisieux zanieśli jej intencję. Niosłem ich cały stos i otwierałem koperty dopiero w bazylice. Czytałem, płacząc, bo dotąd myślałem, że tylko ja mam problemy.
Jacek Baczyński:
– W drodze dostaliśmy z księdzem esemesa z prośbą o modlitwę za matkę trójki dzieci, której kolejny poród był zagrożony. Lekarze mieli wybierać między nią a dzieckiem. Po powrocie dowiedziałem się, że stał się cud – matka i dziecko żyją i są zdrowi. „Ja siebie uważam za słabego ptaszka, ledwie pokrytego cienkim puchem; nie jestem orłem, mam tylko oczy i serce orła, gdyż mimo skrajnej małości śmiem wpatrywać się w Boskie Słońce, Słońce Miłości” – napisała św. Tereska. A oni biorą to do siebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.