Ksiądz Jerzy i stan wojenny

 - W czynieniu dobra był zaskakujący - komentował jego zachowanie ksiądz proboszcz Bogucki. Fragment książki Mileny Kindziuk "Cuda księdza Jerzego" publikujemy za zgodą wydawnictwa Znak.

Reklama

Opłatki dla zomowców

Dość nietypowo ksiądz Popiełuszko spędził pierwsze święta stanu wojennego. Zresztą już wigilia była specyficzna. Ksiądz Teofil Bogucki, jako proboszcz, zapraszał na nią nie tylko wszystkich kapłanów, którzy mieszkali na plebanii, ale również starszych i chorych parafian. Jeden z pokoi w mieszkaniu proboszcza zamieniał się w ogromną jadalnię. Siostry zakonne kładły na stole biały obrus, pod nim leżało sianko, na środku stał talerz z opłatkiem. Gdy wybiła osiemnasta, zaczynała się wieczerza. Jednak tym razem, 24 grudnia 1981 roku, panowała na niej smutna atmosfera. Radosną wieść Bożego Narodzenia skutecznie przyćmiewały czołgi na ulicach. Także ksiądz Jerzy był na wieczerzy jakiś nieswój. Niby się uśmiechał, do każdego podchodził z życzeniami, ale widać było wyraźnie, że myślami jest zupełnie gdzie indziej. I nagle wszystkich zaskoczył. 

 - Zupełnie nieoczekiwanie, gdzieś w połowie wieczerzy, wstał od stołu - wspomina siostra Justyna Uryga. Do dziś pamięta, że bez jednego słowa wziął do ręki garść opłatków, schował je do torby i wyszedł z mieszkania proboszcza. 

Na dworze było zimno, siarczysty mróz. Ale na nim zdawało się to nie robić wrażenia. Spojrzał przed siebie i pewnym krokiem ruszył w kierunku posterunku wojskowego na Żoliborzu. Gdy się zbliżał, zobaczył przed nim kręcących się zmarzniętych żołnierzy. Bez wahania podszedł do nich. I zaczął rozdawać im opłatki. Reakcje były różne. Nie wszyscy się z tego cieszyli. Byli i tacy, co na widok księdza po prostu odwracali się plecami. Ale zdarzało się, że wyciągali po te opłatki ręce. I dziękowali mu, że do nich w ten dzień przyszedł.

Potem ksiądz Jerzy wrócił na plebanię. Nie wszedł już jednak do pokoju proboszcza, tylko od razu poszedł do siebie. Chciał choć przez chwilę pobyć sam. Potem się przebrał i wyszedł do kościoła, by o północy odprawić pasterkę. Cieszył się, że przybyło na nią dużo ludzi.

Na Żoliborzu zaś szybko rozeszła się wieść, że ksiądz Jerzy spędził wigilię na posterunku żołnierskim. W pierwszy dzień świąt zresztą prosił ludzi z ambony, by przynosili żołnierzom gorące potrawy. Parafianie dziwili się, ale posiłkami częstowali. Nie chcieli odmawiać „swojemu” księdzu. Za bardzo go szanowali.

Do takich „wyskoków” przyzwyczaili się później bliscy znajomi księdza Jerzego. Choć nie zawsze wiedzieli, jak mają na nie reagować. Kiedyś ksiądz Popiełuszko powiedział do grupy przyjaciół, wskazując jeden z samochodów milicyjnych:  - Słuchajcie, ci chłopcy siedzą tam i marzną już od paru godzin. Zanieście im trochę kawy. Zapadło milczenie. Nikt nie ruszał się z miejsca. Wszyscy myśleli, że ksiądz Jerzy żartuje. W końcu sam poprosił jednego z kolegów, by poczęstował żołnierzy kawą.

Do wielu sam podchodził. Rozmawiał z nimi. A zdarzało się, że i spowiadał. Choć byli i tacy, co go wyśmiewali. A on cierpliwie tłumaczył im wtedy:  - To nie wasza wina, że tu stoicie.  - W czynieniu dobra był zaskakujący - komentował jego zachowanie ksiądz proboszcz Bogucki.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama