Święci nie chcą być podziwiani. Pragną byśmy kontynuowali ich dzieło.
W Rzymie rozpoczęły się ośmiodniowe uroczystości ku czci Matki Teresy z Kalkuty, ich centralnym wydarzeniem będzie niedzielna kanonizacja tej Świętej od ubogich. Nieprzypadkowo te wydarzenia wpisują się w obchody Jubileuszu Pracowników Dzieł Miłosierdzia i Wolontariuszy. Parafrazując słowa Matki Teresy można by powiedzieć, że w tych dniach do Rzymu przyjechały tysiące „małych ołówków w rękach Boga”, bo tak właśnie mówiła o sobie założycielka Misjonarek Miłości. Dla niej zawsze najważniejszy był Bóg, i człowiek, któremu służyła. Nic inne się nie liczyło. Nie zależało je na poklasku świata, ani na tym, by komuś się przypodobać, bo a nuż uda się na tym coś wygrać. Kard. Angelo Comastri, który się z nią długie lata przyjaźnił mówi, że liczył się dla nie tylko Chrystus i misja, jaką przed nią stawiał, a mimo to stała się jednym z „najpotężniejszych” ludzi świata.
Z jej opinią i zdaniem liczyło się wielu. Pracująca w Indiach polska lekarka dr Helena Pyz opowiadała mi, jak opiekująca się ociemniałymi dziećmi w tym kraju, nieżyjąca już siostra Rafaela miała problemy z uzyskaniem przedłużenia wizy. Po wielu nieudanych próbach stało się jasne, że niechętne Kościołowi i prowadzonym przezeń dziełom dobroczynnym władze chcą, by na stałe opuściła ten kraj. Niemogąc się pogodzić z tym, że będzie musiała opuścić ociemniałych siostra Rafaela zadzwoniła wówczas do Matki Teresy po pomoc. Ta niewiele się zastanawiając wsiadła w samolot z Kalkuty do stołecznego Delhi i bez uprzedzenia zjawiła w odpowiednim ministerstwie. Mówi się, że na jej widok wszyscy kłaniali się tam do ziemi. Czy tak do końca było nie wiadomo, faktem jest jednak, że wizę przedłużono. Na ten szacunek i podziw zapracowała sobie idąc ze swymi siostrami do ludzi, na których nikt nawet nie chciał spojrzeć, a co dopiero mówić pomóc im. Będąc gigantem wiary, ta kruszyna w ciele przez całe dziesięciolecia sprawiała, że ludzie, którzy czuli się przeklęci i zapomniani przez Boga, na końcu swej drogi Go błogosławili, bo spotkali ją.
Gdy na forum ONZ-et w Nowym Jorku wychwalano jej osiągnięcia i rozliczne dzieła, ona wyciągnęła różaniec i oświadczyła: „Jestem jedynie ubogą siostrą, która się modli”. O tej potrzebie modlitwy przypominała każdemu. Mawiała, że korzeniem egoizmu w świecie, jak i wszelkiego zła , które nas dotyka jest właśnie brak modlitwy. Jednemu z dziennikarzy, który powiedział jej, że może nie warto się tak męczyć, bo i tak po jej śmierci świat będzie taki sam odparła: „Nigdy nie myślałam, żeby zmieniać świat. Próbowałam być tylko kroplą czystej wody, w której mogłaby się odbić miłość Boga. Czy to mało?”. Biedny dziennikarz nie wiedział, co na to odpowiedzieć więc sama dodała: „Spróbuj także ty być kroplą takiej wody i w ten sposób będą już dwie. Mów o tym swej żonie i dzieciom, a wtedy tych kropel będzie jeszcze więcej”.
Teraz, gdy przez swą kanonizację znów znalazła się w centrum zainteresowania światowej opinii publicznej Matka Teresa wydaje się mówić: „Kontynuujcie moje dzieło, niestrudzenie siejcie miłość w świecie, ponieważ wciąż tak bardzo jej potrzebuje”. Potrzebuje kropli czystej wody…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.