Leki z marihuany to nie to samo, co popalane ukradkiem "ziele". W publicznej debacie to powinno bardzo mocno wybrzmieć.
W dyskusji o legalizacji w Polsce medycznej marihuany pojawił się kolejny głos. Tym razem całkiem rozsądny. O sprawie napisała wczoraj "Rzeczpospolita". Gazeta poinformowała, że czołowi polscy onkolodzy wyjaśniają, iż preparaty z marihuany nie leczą raka. Mogą jednak łagodzić pewne objawy tej choroby. Cała rzecz wzięła się z informacji o chorobie jednego z polityków SLD - byłego rzecznika tej partii - Tomasza Kality, który według doniesień gazety, deklaruje, że leczy się dostępnym w Czechach, a zakazanym w Polsce olejem z marihuany.
Dopóki w sprawie wypowiadają się naukowcy, a debata nie ma znamion ideologicznej przepychanki, dopóty warto zwracać na nią uwagę. Teraz mamy konkret. Lekarze mówią: dotychczasowe doświadczenia sugerujące, że preparaty z marihuany działają przeciwnowotworowo, nie są potwierdzone w warunkach klinicznych. Dodają, że jedynie o łagodzeniu objawów można mówić w przypadku stosowania tego rodzaju środków.
O tym, czy więcej z ich dopuszczalności do użycia w Polsce więcej będzie szkody czy korzyści, powinni wypowiedzieć się i zdecydować specjaliści. Wydaje się jednak, że w świetle dotychczasowych dociekań naukowców, medycyna jest w stanie wyciągać coś dobrego z podejrzanej rośliny. Więcej o sprawie pisał chociażby Tomasz Rożek w ostatnim numerze "Gościa Niedzielnego". Warto przeczytać: Marihuana wylana z kąpielą.
Dlatego dyskusja o legalizacji w Polsce preparatów z marihuany powinna nieco okrzepnąć i przestać być pretekstem do politycznej przepychanki. Szkodliwe są tu bowiem niepoważne argumenty i postulaty zarówno przeciwników jak i zwolenników stosowania tego rodzaju terapii.
O leczeniu preparatami z marihuany mówi się bowiem w taki sposób, jakby to leczenie miało polegać na wyrażeniu zgody na palenie jointów przez chorych - czy to na szpitalnych oddziałach, czy też w zaciszu własnego domu. Niepoważne i szkodliwe dla całej dyskusji są propozycje typu: pozwólmy chorym, żeby sobie sami hodowali marihuanę. Albo z drugiej strony: nie można dopuścić do legalizacji marihuany medycznej, bo to krok w kierunku legalizacji narkotyków.
Ciekawe, że o innych lekach przeciwbólowych nikt w ten sposób nie mówi, choć te również de facto są narkotykami, uzależniają i mogą być podawane tylko pod ścisłą kontrolą.
Trzeba jasno powiedzieć, że leki z marihuany to nie to samo, co popalane ukradkiem "ziele". W publicznej debacie to powinno bardzo mocno wybrzmieć, jeśli debata ma być poważna. Dopóki będzie panowało w niej pomieszanie z poplątaniem, dopóty nie dojdziemy do porozumienia. A poszkodowani w tej całej sytuacji będą ci, którzy już i tak cierpią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).