O kubańskim pozorowaniu zmian, rodzinach bez ojców i głodzie wiary mówi ks. Witold Lesner.
Szymon Babuchowski: Od pewnego czasu docierają do nas sygnały, że Kuba się zmienia. To prawda?
Ks. Witold Lesner: U nas mówi się, że są Hawana i Kuba. W Hawanie są turyści, którzy wymuszają na tym mieście zmianę charakteru. Ja mieszkam 800 km dalej, w miejscu pomijanym w przewodnikach, gdzie ostał się jedyny zakład przemysłowy – cukrownia. To teren rolniczy, w którym jedyną widoczną zmianą są strefy wi-fi, oczywiście płatne.
Ten internet jest jakoś cenzurowany?
Najpierw trzeba go kupić i to jest dla mieszkańców problem zaporowy. Informatyk w centrum kultury zarabia u nas 13 euro miesięcznie. A chłopak, który pójdzie z gitarą na ulice Hawany, uzbiera tyle w jedną noc.
Co można za to kupić?
13 litrów ropy. Albo – jak ktoś woli – 13 małych piw.
To jak ludzie za to przeżywają?
Np. kradną paliwo albo kupują pewne rzeczy czterokrotnie taniej. Wchodzi się w zaułek i ktoś sprzedaje z okna. Za zabicie krowy na Kubie grozi 30 lat więzienia. Cały czas obowiązuje system kartkowy. Więc ludzie nadrabiają to w inny sposób: ja mam coś, ty masz coś – dogadajmy się.
Jak wygląda życie zwykłych ludzi w Twoim regionie?
Jest duży kontrast między miastem a wsią. Niektórzy mają dachy z liści palmowych i klepiska w środku. Ale są też domy solidne, wyposażone w lodówkę, mikrofalówkę czy pralkę automatyczną. Od razu wiadomo, że ich mieszkańcy mają krewnych w Stanach. Mój region jest rolniczy – każdy uprawia coś dla siebie – na ziemi, która nie należy do niego. Próbują to sprzedawać, ale jest to nielegalne. Więc ludzie żyją naprawdę bardzo skromnie. Ratuje ich trochę ten system kartkowy, chociaż to oczywiście nie wystarcza: cztery jajka, dwa kilo cukru, sześć kilo ryżu, ćwierć kilo mięsa.
Kuba staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem turystycznym. Czy to szansa dla tego kraju?
Na razie Kuba jest promowana głównie jako skansen albo jako kraj z plażami. Ale np. nam, Polakom, łatwiej jest polecieć do Barcelony niż wydawać parę tysięcy na wakacje na Kubie, gdzie można zobaczyć plaże, cygara, salsę, stare samochody… i to wszystko. Kuba nie ma czego zaoferować, bo odcięła się od swojej hiszpańskiej, kolonialnej historii. Choć plaże faktycznie są przepiękne – wyglądają dokładnie tak jak w folderach turystycznych: palemki, krystaliczna woda, lazurowy kolor.
Czy turyści mogą w ogóle podejrzeć życie przeciętnego Kubańczyka?
Znajomy twierdził, że poznał trochę zwykłego życia, zajrzał do sklepów, które nie są przeznaczone dla turystów. Zapytałem go, jaką walutą płacił. On na to: „Żadną. Mieliśmy taki pasek na ręce, przykładaliśmy go i płaciliśmy dopiero przy wyjeździe z hotelu”. Turystów prowadzi się tylko do miejsc, które mają umowy z hotelami. U nas jest inaczej – można spotkać człowieka, wejść do jego domu, porozmawiać z nim. W kurortach Kubańczycy zdzierają z turystów, ile wlezie. A u mnie ludzie jeszcze gościa obdarują.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.