O kubańskim pozorowaniu zmian, rodzinach bez ojców i głodzie wiary mówi ks. Witold Lesner.
Czyli siła w rodzinie?
Przeciwnie: na Kubie nie ma rodziny w naszym rozumieniu. Na 38 tys. mieszkańców mam w parafii tylko jedną rodzinę, w której wszyscy są ochrzczeni, przyjęli sakrament małżeństwa, nie mają żadnych nieślubnych dzieci i praktykują (chociaż ten mężczyzna to akurat nie za bardzo). Są też oczywiście inne sakramentalne małżeństwa, ale już „po przejściach”. Dziewczyna ma zwykle pierwsze dziecko jeszcze w czasie, kiedy nie interesuje jej żaden związek, stabilizacja, budowanie czegokolwiek. Więc drugie dziecko zwykle ma z kimś innym. Potem, w wieku dwudziestu paru lat, spotyka faceta, z którym chciałaby coś budować, ale zazwyczaj oboje mają już swoje historie, swoje dzieci. I kiedy się schodzą – to łączy się tak naprawdę kilka rodzin. Jeśli w domu pojawi się jakiś facet w stabilnym wieku, to już jest dobrze. Matriarchat jest na Kubie naprawdę widoczny i to kobiety trzymają społeczeństwo. Kiedy wyjeżdżałem ostatnio do Polski, słyszałem ciągle: „Proszę uściskać mamę”. O tacie nikt nie wspominał, bo większość z nich nie zna swoich ojców. Dlatego marzę, żeby na Kubę przyjechały jakieś rodziny, które po prostu będą tam mieszkać, modlić się, pracować – nic więcej. Żeby pokazać, że można.
Może w tej grupie, którą przywiozłeś na ŚDM, są jakieś przyszłe małżeństwa?
Taką mam cichą nadzieję, że może ktoś komuś wpadł w oko na tych spotkaniach, wśród ludzi, którzy patrzą w tę samą stronę, mają Jezusa przed oczami. Może kiedyś, w przyszłości, pobiorą się i będzie im można towarzyszyć. Bo trudno wychodzić na ulice i przekonywać ludzi, żeby się pobrali, skoro w ogóle nie widzą takiej potrzeby. Wydaje mi się, że trzeba wychować pokolenie od zera.
Jak Twoi podopieczni odbierają wizytę w Polsce?
Są pod wielkim wrażeniem. Dla nich to niepojęte, że można iść ulicą i śpiewać pieśni religijne; że kościoły są pełne ludzi. Niektórzy ze łzami w oczach pytają, jak to jest możliwe, że tyle osób chce się z Panem Jezusem spotykać; że chcą się razem modlić i bawić. Oni nie są w stanie nawet ogarnąć myślą tej liczby ludzi, która pojawiła się w Brzegach. O Polsce mówią, że klimat wprawdzie jest w niej chłodny, ale serca mamy tropikalne. Widzę też, co fotografują: nasze kapliczki, kościoły, rodziny.
Są tego głodni?
Tak, bardzo. Jedna z animatorek spytała mnie któregoś dnia w Krakowie: „Macie tyle ludzi, tyle dobra, tak mocno wierzycie. I ksiądz to wszystko dla nas zostawił?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.