W jaki sposób wspólnota, jak np. „Wojsko Gedeona”, może ratować życie rodzinne i czy mamy na to jeszcze czas?
Małgorzata i Łukasz Bartosiakowie z podpłockiego Cekanowa należą do wspólnoty „Wojsko Gedeona”, która, jak sami mówią, pomaga im budować wspólnotę ducha i wspólnotę przyjaciół. – Łączy nas wspólny mianownik, którym jest Jezus – mówią Bartosiakowie. – Zaletą tej wspólnoty jest to, że każdy jest inny: są świeżo upieczeni małżonkowie i małżeństwa z dłuższym stażem. Każdy czerpie coś z drugiego dla siebie.
Obojętność we mnie kruszała
Małgosia jest nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej, Łukasz – handlowcem z nienormowanym czasem pracy. Nierzadko więc bywa w podróży. – Był moment, że często mieliśmy jednocześnie z mężem zajęte popołudnie, i wtedy dzieci pytały: „Mamo, tato, gdzie nas dzisiaj przewozicie?”. To był sygnał, że trzeba przystopować, coś zmienić, bo dzieci są jak papierek lakmusowy, dobrze czują, co się święci w domu – zwraca uwagę Małgosia. – Życie nam się dobrze układało: był ślub, dziecko, jednak pojawiła się we mnie jakaś pustka. Poczułam jakiś głód i szukałam. Czułam potrzebę czegoś więcej, bardziej duchowego – mówi Małgorzata.
– Dla mnie to było mocne zderzenie z dotychczasowym doświadczeniem, bo w moim domu tak bardzo nie chodziliśmy do kościoła. Więc takie spotkania, wspólnota, rekolekcje były dla mnie totalną abstrakcją. Pierwsze rekolekcje przesiedziałem przed komputerem, była okazja, by nadrobić zaległości w pracy. Ale z biegiem czasu każde kolejne budowały więź z tymi ludźmi, a kontakt z nimi wpływał na mnie w taki sposób, że obojętność we mnie kruszała. Coś tam w środku pękało. Zawsze uważałem, że ja sobie żyłem, a Pan Bóg sobie. Ta fasada przyzwoitości jakoś się trzymała, ale wnętrze było totalną ruiną – opowiada Łukasz Bartosiak. – Dzięki tej wspólnocie nasze życie naprawdę się zmieniło. Zaczęliśmy jakby od początku – uważają małżonkowie. – Kiedy przeżyłem na rekolekcjach pierwszą spowiedź, czułem, że jest to dla mnie taki duchowy „reset”, którego wcześniej nie doświadczyłem. Wspólnota dała mi akceptację siebie – mówi Łukasz.
Jezus superbohater
– W „Wojsku Gedeona” modlimy się za siebie nawzajem. I to się czuje, że ta modlitwa niesie. Dzięki niej wiele spraw się rozwiązywało. Ale przecież życie nie jest sielanką – mówi Małgosia.
Bartosiakowie wychowują dwoje dzieci. Jak sami mówią, zawsze chodzi o to, aby dać im przykład tego „bohatera”, z którego będą czerpać. – Niestety, dzisiaj w świecie internetu, gadżetów, kolorowych gazet, filmów trudno jest przekonać dziecko, że to Jezus jest tym superbohaterem. Staramy się tłumaczyć naszym dzieciom, co jest dobre, a co złe, ale trzeba to robić w taki sposób, aby nie było jęków i nadąsanych buzi – dodaje Małgosia.
Rodzice z Cekanowa dobrze wiedzą, że na nich spoczywa obowiązek uczenia dzieci modlitwy. – W niedzielę idziemy razem do kościoła. Mimo codziennego zabiegania próbujemy razem się modlić. Ale zwracamy też uwagę, aby każdy na tej wspólnej modlitwie dodał coś od siebie, od serca: osobiste „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”. Tłumaczymy dzieciom, aby w modlitwie było serce, a nie tylko poprawnie odmówiona taka czy inna formuła. A ta modlitwa dzieci jest tak szczera, wręcz wstrząsająca, że serce ściska – uważają małżonkowie.
To właśnie rodzina Małgorzaty i Łukasza witała obraz Matki Bożej Częstochowskiej w czasie doby nawiedzenia w Płocku-Imielnicy. – Dziękowaliśmy wtedy za to, że jesteśmy rodziną i że jesteśmy we wspólnocie; za to, że w wirze spraw i bieganiny odkrywamy czas dla Pana Boga i najbliższych – mówią małżonkowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.