To wydarzenie stawia mnie do pionu. Przypomina mi, żeby podczas Eucharystii nie popadać w rutynę – mówi ks. Andrzej Ziombra, proboszcz parafii pw. św. Jacka w Legnicy. Na konsekrowanej w tym kościele Hostii pojawił się fragment tkanki z ludzkiego serca.
Czwartkowe przedpołudnie, legnickie Zakaczawie. Ludzie są w pracy, deszcz nie zachęca do spacerów. W kościele św. Jacka trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. Od kilku lat działa tu bractwo, które prowadzi ją przez kilka godzin dziennie, ale dziś frekwencja jest dużo większa niż zwykle. Co kilka minut ktoś wchodzi albo wychodzi. Pięćdziesięcioletni na oko mężczyzna w ciemnym płaszczu przedstawia się jako Zbigniew. Przyjechał do Legnicy z pobliskiego Jawora. – Miałem sprawę do załatwienia, więc przy okazji odwiedziłem kościół – tłumaczy. O „wydarzeniu eucharystycznym mającym znamiona cudu” dowiedział się z mediów. – Widać, że ludzie w to uwierzyli. Na pewno więcej będzie chodzić do kościoła.
Siostra Krystyna też usłyszała o wszystkim w telewizji. Dobrze się złożyło, że akurat przyjechała odwiedzić rodzinę, bo na co dzień pracuje w Boliwii. – To jeszcze bardziej potwierdza żywą obecność Chrystusa w Eucharystii – mówi.
– Byłam kiedyś w Lanciano, gdzie zdarzył się podobny cud – opowiada z kolei Maria Fedorczyk, która przez lata uczyła w pobliskiej podstawówce. – Jakieś przesłanie musi tu być.
Stanisław pochodzi z Legnicy. Nie jest parafianinem św. Jacka, ale czuje się związany z tym kościołem. – Pięćdziesiąt lat temu przystępowałem tu do Pierwszej Komunii – opowiada. Teraz przyjechał razem z żoną Alicją, która jeszcze nigdy nie była w świątyni na Zakaczawiu. – To znak do opamiętania się i zrobienia czegoś, co warto uczynić dla naszej wiary – uważa Alicja. – Co można zrobić? Brakuje nam przede wszystkim wzajemnego przebaczenia.
Moment agonii
Wszystko zaczęło się w Boże Narodzenie 2013 r. Podczas rozdawania Komunii jednemu z księży upadła Hostia. Zgodnie z procedurą kapłan włożył ją do vasculum, czyli specjalnego pojemnika z wodą, żeby się rozpuściła. Po kilku dniach okazało się, że na Hostii pojawiła się czerwona plamka. O sprawie został poinformowany bp Stefan Cichy, ówczesny ordynariusz legnicki. Kazał zaczekać dwa tygodnie. Po tym czasie zauważono, że przebarwiona część Hostii ciągle znajduje się w naczyniu, choć reszta się rozpuściła. Próbki nietypowego materiału trafiły na badania do Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Zbadano też m.in. płyn z vasculum, wino eucharystyczne, komunikanty z tego samego opakowania co ten, w którym zaobserwowano zmiany. Naukowcy stwierdzili, że na Hostii rozwinęły się grzyby, co było oczywiste w sytuacji, kiedy znajdowała się ona w wodzie. – Ich brak byłby raczej mocno podejrzany – wyjaśniła dr Barbara Engel, kardiolog, członek komisji badającej zdarzenie w Legnicy. Samo przebarwienie nie było jednak grzybnią ani kolonią bakterii. Przypominało mięsień sercowy, ale proces autolizy, czyli rozpadu komórek, zaszedł tak daleko, że trudno było to jednoznacznie stwierdzić.
Próbki wysłano na kolejne badania, tym razem do Szczecina. Obserwacja przeprowadzona za pomocą mikroskopu UV w filtrze pomarańczowym dała bardziej jednoznaczne wyniki. – Konkluzja badaczy: oceniany preparat histologiczny to tkanka mięśnia serca – wyjaśniła dr Engel. Analiza DNA nie pozostawiła wątpliwości: serce należało do człowieka. Włókna mięśnia były silnie pofragmentowane. – Taki obraz często towarzyszy agonii – tłumaczy dr Engel. – Nasze badania i dociekania nie wyjaśniły oczywiście mechanizmu, w jaki doszło do przemiany Hostii.
Przedziwny Znak
W tej chwili relikwia znajduje się w tabernakulum. Jak mówi ks. Andrzej Ziombra, jej stan jest taki jak przed badaniami, oprócz tego, że nieco wyschła. Wkrótce ma powstać relikwiarz, w którym przemieniona Hostia zostanie wystawiona na widok publiczny. To decyzja biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego, obecnego ordynariusza legnickiego. „Mam nadzieję, że wszystko to posłuży pogłębieniu kultu Eucharystii i będzie owocowało wpływem na życie osób zbliżających się do tej Relikwii” – napisał w oświadczeniu biskup. – „Odczytujemy ten przedziwny Znak jako szczególny wyraz życzliwości i miłości Pana Boga, który tak bardzo zniża się do człowieka”.
Zgodę na rozpoczęcie sprawowania kultu relikwii wydała watykańska Kongregacja Nauki Wiary, której przedstawiono dokumentację medyczną. Procedura oficjalnego uznania zdarzenia przez Stolicę Apostolską za cud może potrwać jeszcze długo.
Kraina, gdzie obcy ginie?
– Te wydarzenia zawsze mają charakter pewnego szczególnego napomnienia w wierze – mówił o cudach eucharystycznych ks. dr Krzysztof Wiśniewski, ojciec duchowny legnickiego seminarium duchownego, podczas konferencji prasowej, na której zaprezentowano wyniki badań. Jak podkreślił, podobne wydarzenia dzieją się często w sytuacji „osłabienia wiary, nieraz w kontekście profanacji, niedbałości, zwątpienia”. – Jeśli zatem upomnienie może być wyróżnieniem, to jako upomniani, tak, jesteśmy wyróżnieni. Dlatego najbardziej właściwą formą naszego bycia wobec tego wydarzenia jest refleksja z wielką dozą pokory – stwierdził ks. Wiśniewski.
Wiele osób komentujących zdarzenie z kościoła św. Jacka zwraca uwagę, że można je interpretować jako objawienie działania Boga w miejscu, które z ludzkiego punktu widzenia należałoby raczej omijać. Tutejszą okolicę nazywano dzielnicą cudów. Nie był to jednak komplement. Zakaczawie uchodziło wśród legniczan za niebezpieczne miejsce. Była to pierwsza część miasta zasiedlona przez Polaków po wojnie. Dawną siedzibę gestapo zajęło Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, więc sprowadzili się pracownicy resortu. Słynna „Ballada o Zakaczawiu” wystawiana w legnickim teatrze im. Heleny Modrzejewskiej opowiada o tych szemranych czasach. Dramat przedstawia historię lokalnych złodziejaszków.
Wiele osób zwraca jednak uwagę, że zła fama jest przesadzona. – Na pewno nie było tak, żeby człowiek bał się wejść do tej dzielnicy – wspomina Maria Fedorczak. – Dzieci, które uczyłam, były biedne, ale kiedy przychodził koniec roku, starały się przynieść kwiaty z jakiegoś ogródka. Klasy miały po 50 osób, a mimo to dawało się nad nimi zapanować. Była nauczycielka wspomina, że znała sytuację uczniów, bo w ramach swoich obowiązków musiała ich odwiedzać w domach.
– Każdy ma swoje Zakaczawie, które ma mu pokazywać, że sam jest lepszy – uśmiecha się ks. Andrzej Ziombra.
Okolica wymaga inwestycji. Mieszka tu wiele osób starszych, którym trudno zadbać o własną kamienicę. Stosunkowo mało ludzi chodzi też do kościoła. Miejsce jest nietypowe także dlatego, że obecny kościół św. Jacka nie zawsze był świątynią katolicką. Budowla powstała jako kościół ewangelicki. Postawiono go na początku XX w., chcąc uczcić cesarza Fryderyka III. Neogotycka budowla jest pięknie położona nad brzegiem Kaczawy, choć w chwili rozpoczęcia budowy nie była to prestiżowa lokalizacja – w pobliżu znajdowało się wysypisko śmieci, ale innego miejsca po prostu nie znaleziono.
Budynek w dobrym stanie przetrwał walki II wojny światowej. Gdy jednak w 1945 r. sowieckie wojska zajęły Legnicę, żołnierze urządzili w kościele stajnię. Wystrój bardzo na tym ucierpiał. Po wojnie w mieście zostało niewielu ewangelików. Budynek stał się miejscem skupienia, a później kościołem należącym do parafii Świętej Trójcy. W 1972 r. utworzono tu własną parafię, a 40 lat później – lokalne sanktuarium św. Jacka. Ks. Robert Kristman, proboszcz legnickiej katedry, przypomina, że pytano go wówczas, czy w nowym sanktuarium będą cuda.
Nawrócenie i show
– Tylu kamer co teraz jeszcze w Legnicy nie było – śmieje się Andrzej Lampart, lokalny korespondent TVP. Sprawa stała się głośna na całą Polskę. – Zgłaszają się już pierwsze grupy, które chciałyby zorganizować pielgrzymkę do naszego kościoła, więcej ludzi przychodzi na Msze i adorację, którą mamy od zawsze – przyznaje ks. Andrzej Ziombra. – To dobrze, dzięki temu ludzie mogą coś usłyszeć.
Proboszcz parafii św. Jacka zapowiada, że kiedy medialna wrzawa ucichnie, będzie można przygotować katechezę dotyczącą wydarzenia. – Chodzi o to, jak je przyjmujemy – tłumaczy. – Mnie stawia to do pionu. Przypomina mi, żeby podczas Eucharystii nie popadać w rutynę. Jeśli ktoś mnie zapyta, jak chrześcijanin powinien odpowiedzieć na to zdarzenie, nie odkryję niczego nowego: trzeba się spowiadać i przystępować do Komunii.
Cuda eucharystyczne
Roman Tomczak
Dotychczas Kościół potwierdził 133 przypadki zmiany chleba i wina w ludzkie ciało lub krew. Są też przypadki czekające jeszcze na uznanie przez Stolicę Apostolską.
Lanciano (Włochy, VIII w.). Najstarsze odnotowane wydarzenie eucharystyczne. Chleb i wino zmieniły się w ciało i krew podczas Eucharystii sprawowanej przez mnicha mającego problem z wiarą w Przeistoczenie. Krew skrzepła później w 5 bryłek. Są one nierównej wielkości.
Buenos Aires (Argentyna, 1996 r.). W miejscowym kościele znaleziono Hostię porzuconą na ziemi. Ks. Alejandro Pezet włożył ją do naczynia z wodą. Po 8 dniach okazało się, że Hostia zmieniła się w substancję przypominającą krew. Badania zlecone przez kard. Jorge Bergoglia wykazały, że jest to fragment ściany lewej komory serca. Organ żył w momencie pobierania wycinka, a osoba, do której należał, była bita w okolice klatki piersiowej.
Sokółka (Polska, 2008 r.).
Na Hostii, która upadła na ziemię i została włożona do naczynia, pojawiło się czerwone przebarwienie. Badanie wykazało, że to fragment ludzkiego serca w chwili agonii. Dotychczas odnotowano ok. 100 wydarzeń, m.in. uzdrowień i nawróceń, które wierni wiążą z modlitwą w Sokółce. Zgłoszone przypadki bada Stolica Apostolska.
Guadalajara (Meksyk, 2013 r.). Podczas sprawowania Eucharystii Hostia zaczęła krwawić na oczach wiernych. Zlecone przez miejscowego biskupa badania wciąż trwają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.