W księgach zmarłych katolickiej parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej w Miłkowie przy wpisach osób pochowanych w latach 1945–1947 widnieje nazwa miejscowości: Hlondów.
Zbieżność z nazwiskiem ówczesnego prymasa Polski nie jest, oczywiście, przypadkowa.
Błogosławił ich Niemiec
Koniec II wojny światowej. Żołnierze zwycięskich armii świętowali w Berlinie, a setki kilometrów dalej, na Dolnym Śląsku, zaczynali się pojawiać pierwsi polscy osadnicy. Pod koniec maja 1945 r. do niewielkiej karkonoskiej wsi Arnsdorf przyjechał pierwszy taki transport. Był w nim Marian Bańka, który pozostał wierny temu miejscu aż do śmierci.
Pochodził z Będzina. Przed wojną służył w wojsku jako oficer; po jej wybuchu trafił na pierwszą linię frontu. Stamtąd dostał się do niemieckiej niewoli i do oflagu w północnych Niemczech. Koniec wojny zastał go z nakazem zamieszkania na Ziemiach Odzyskanych. Tutaj spotkał się z ukochaną, którą znał jeszcze z Będzina. Pobrali się w kościele pw. Świętych Erazma i Pankracego w Jeleniej Górze. Błogosławił ich niemiecki kapłan.
– Mój tata przyjechał do tej miejscowości jako pierwszy. Poszli z mamą do wskazanego im domu, w którym jednak mieszkały jeszcze dwie Niemki. I już na początku stali się świadkami tragedii. Kobiety, najprawdopodobniej ze strachu przed Rosjanami, bo zajmowały się młodzieżą hitlerowską, popełniły samobójstwo. Moi rodzice po wejściu do domu zastali jeszcze ciepły obiad – mówi Halina Klepka.
Wśród pilnych obowiązków związanych z przejmowaniem tych terenów był i ten, który nakazywał zmianę niemieckiej nazwy Arnsdorf. Wieś otrzymała więc nową – Hlondów. Nadał ją właśnie Marian Bańka, mocno przywiązany do postaci kard. Augusta Hlonda, z którym spotkał się jeszcze przed wojną (podobnie, jak z kard. Adamem Sapiehą).
– Tata był sierotą. Bardzo był emocjonalnie związany z kardynałem ze względu na przeżycia wojenne. Hierarcha dbał o żołnierzy, wspierał ich moralnie. Dawał piękny przykład patriotyzmu i wiary w wolną Polskę. Żołnierze traktowali go jak ojca. Tata był mu bardzo wdzięczny – opowiada pani Halina.
Był tutaj czy nie?
Istnieje jednak jeszcze inna teoria nadania miejscowości takiej nazwy. Przekazywano sobie wieści o tym z ust do ust od czasu wojny. – Mówiono, że kard. Hlond miał być przez krótki czas przetrzymywany tutaj przez hitlerowców podczas wojny. Na razie nie udało się tego potwierdzić – mówi obecny proboszcz ks. Zbigniew Kulesza. Nic o takim pobycie kardynała w Karkonoszach nie wie też Katarzyna Płatek, która napisała o nim pracę magisterską. Wśród znanych historykom miejsc jego przetrzymywania pojawiają się: Warszawa, Rzym, Lourdes we Francji, Hautecombe, Paryż, Bar-le-Duc i Wiedenbrück. O Arnsdorf ani słychu.
Hlondów jednak nie istniał długo. Komisja Ustalania Nazw Miejscowości dokonała przeglądu wszystkich nazw miejscowości Ziem Odzyskanych z zadaniem ponownego nazwania zarówno ich, jak i obiektów fizjograficznych (rzek, jezior, pasm górskich itp.). I tak ówczesna Lignica została Legnicą, Złota Góra – Złotoryją, a Zgorzelice – Zgorzelcem. Nazwa Hlondów nie mogła się więc utrzymać. Zwłaszcza, że pobliska stacja kolejowa zwała się Jarantów.
Ostatni wpis do księgi zmarłych zanotowano 16 września 1947 roku. Co ciekawe, dokonał tego urzędujący tutaj niemiecki proboszcz Wilfried Neumann. – Jemu pozwolono pozostać i wyjechać dopiero z ostatnim transportem tutejszych Niemców. Podczas wojny opiekował się w jakiś sposób przymusowymi robotnikami, a to zaskarbiło mu przychylność nowych władz. Ostatecznie wyjechał pod Lipsk, gdzie zmarł i został pochowany – mówi ks. Kulesza.
Miejscowość przez kolejny rok nosiła nazwę Milików, w nawiązaniu do prałata Karola Milika, ówczesnego administratora apostolskiego Kościoła na Ziemiach Odzyskanych. Dopiero od 1948 r. otrzymała obecnie obowiązującą nazwę – Miłków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.